Strona główna | Biografia | Dyskografia | Muzyka filmowa | MP3

Aguirre
POPOL VUH - Albums
Yoga

 

LETZTE TAGE - LETZTE NÄCHTE

LP 1976 United Artist UAS 29916 I, Germany
CD 1992 Spalax 14213, France
CD 1994 United Artist ?, Japan
LP 1997 Think Progressive TPLP 1.706.013 (180g limited reissue)
CD 2005 SPV Recordings 085-70172 (digipack)

  1. Der Grosse Krieger (Fichelscher) 3:15
  2. Oh wie nah ist der Weg hinab (Fricke) 4:36
  3. Oh wie weit ist der Weg hinauf (Fricke/Fricke) 4:30
  4. In Deine Hände (Fricke) 3:00
     
  5. Kyrie (Fricke/Bearb. Fricke) 4:38
  6. Haram Dei Raram Dei Haram Dei Ra (Fricke/Fricke) 1:30
  7. Dort ist der Weg (Fichelscher/Fricke) 4:30
  8. Letzte Tage - Letzte Nächte (Fichelscher/Fricke) 4:20 01:15, 1181 KB (MP3)

Personel: Florian Fricke (piano), Daniel Fichelscher (guitar, percussion), Djong Yun (vocal), Renate Knaup (vocal), Al Gromer (sitar), Ted De Jong (tamboura).

Produced by Popol Vuh
Design by U.Eichberger
Cover photo by T.Lüttge


Tracklist of SPV (085-70172) re-release:

  1. Der große Krieger 3:10
  2. Oh wie nah ist der Weg hinab 4:34
  3. Oh wie weit ist der Weg hinauf 4:33
  4. In Deine Hände 3:01
  5. Kyrie 4:34
  6. Haram Dei Raram Dei Haram Dei Ra 1:27
  7. Dort ist der Weg 4:29
  8. Letzte Tage-Letzte Nächte 4:20
    Bonustracks (formerly unreleased):
  9. Wanderschaft - Wanderings 5:56
  10. Gib hin (session version) 2.30
  11. Haram Dei Ra (alternative version) 6:32


 

Reviews

8th album, from 1976 ("Last Days -- Last Nights"). This was always toughest to find in the vinyl era, and this CD issue has been a revelation for many. A pretty stunning record, as the following will attest. "...their psychedelic heavy masterpiece. LOUD crashing guitars and thunderous percussion that build like hallucinogenic waves pouring over you again and again! A sacred album, one of the best ever made. RARE!" -- G.B.

Forced Exposure catalogue

A compositional high point, with the band in top form, Tage rides crest after bucolic crest of blissfull guitar, crashing percussion and elevated piano rushes. Much like Seligpreisung, each track is an anthem, a celebration of the spirit within and the world without. What defines it against that release, however, is its stretching of dramatics over spirituality, opting to move the listener through more obvious tactics of bombast than the subtleties which define Seligpreisung. Renate Knaup's more direct vocal technique (as opposed to Djong Yun's atmospheric intonations) only adds to this technique. Perhaps not as loud as you've been lead to believe, but certainly a work of power and beauty. -GW

New Sonic Architecture catalogue

The groups most pompous & grandiose album. The music is much more powerful & energetic. Fichelscher's guitars built walls of sound backed by massive cymbals & drumming.

Cranium Music catalogue

Popol Vuh is one of my more favorite Krautrock bands, having an exquisite blend of spirituality, emotional power, and mystery in their music often lacking in other works of the genre. This disc, made when the band was at their most prolific, is another great argument for how 30 minutes of captivating music can trounce a 50-60 minute recording of mediocre fare. Daniel Fichelscher, who was Fricke's main collaborator in Popol Vuh and also the ex-drummer of Amon Düül 2, really makes his presence known here. This is in both a compositional (he co-wrote three of the songs) and instrumental sense, as his spindling guitar lines and jagged percussion are all over this one, arguably even overshadowing Fricke. In fact, I can only make out Fricke's piano on one of the tracks (at the very beginning of "Kyrie"), making me wonder if perhaps he, too, concentrated on playing guitar for this one, or just stuck to a primarily composing role. Fichelscher's ex-bandmate Renate Knaup, vocalist for Amon Düül 2, is also on board. Never to me has her voice sounded as humanly vulnerable and sweet as it does singing the incredible title track. If ever a song made you want to wake at dawn and scream into the sunrise with joy, this is it. A remarkable work, one that gets better and better with repeated listens.

Ground and Sky Music Reviews Page

Damn. It's hard for me to pick between this album and it's predecessor, Einsjager & Siebenjager, but I might just slightly prefer the latter. However, this album is still another incredible outing from the German band Popol Vuh. Letzte Tage, Letzte Nächte is exceedingly guitar dominated, infused with an even darker emotional power, and shrouded in mysterious, enchanting atmosphere. Guitarist Daniel Fichelscher gets a healthy amount of songwriting credits here, which is great, considering that I thought his playing was the best part of Einsjager... Popol Vuh was reportedly at their best at this point in their career, apparently the best progressive rock albums they made. And rock they do. This album is completely powerful and overwhelming, Fichelscher's soaring guitar solos are offset by layers of acoustic and electric melodies, fused together with Florian Fricke's gorgeous classical piano.
Like the previous album, all the songs seem flow together as one continuous piece, and the breaks between tracks are hardly noticeable. However, the more prominent vocals make it easier to distinguish certain "songs" from each other. Djong Yun is joined here by former Amon Duul II frontwoman Renate Knaup, making for an absolutely glorious combination of sublime female chanting atop the already mystical musical backdrop. "Kyrie" is especially beautiful, based around an exquisite vocal melody, and continues into "Haram Dei..." and the exquisite "Dort Ist Der Weg". However, the highlight track is without a doubt "Letzte Tage, Letzte Nächte", which is sung, in English, as "Last days, last nights". The vocals here are spectacular. The earlier portion of the album is more instrumentally based, my favorite is probably the opener "Der Krosser Weiger", a Fichelscher composition, which begins with extraordinary melodic guitar before launching into a driving and powerful groove. The only problem with this album is it's length, clocking in at a mere 30 minutes, really not long enough to enable the listener to delve into the incredible atmosphere. However, the impression is most certainly made, and makes for a great introduction to Popol Vuh.

Greg Northrup [March 2001]

Nie tak dawno bo zaledwie dwa miesiące temu, kiedy to długie są dni a noce wyjątkowo krótkie, przytrafiło mi się coś tak niezwykłego, co odmieniło moje życie o kolejne kilkanaście stopni i wyraźnie zmniejszyło dysproporcje czasowe między dniem i nocą, co sprawiło, że mój oddech stał się szybszy, a serce zaczęło bić gwałtowniej, nie mówiąc nic o umyśle, który stracił zdolność racjonalnego postrzegania rzeczy wielkich i małych. Taka właśnie mała wielka rzecz wywołała u mnie pewnego letniego dnia niecodzienne poruszenie. Była nią czterocalowa płytka (gabarytowo niby nic szczególnego, a jednak...) Popol Vuh o głeboko sentymentalnym tytule "Letzte Tage Letzte Nachte" (Last Days Last Nights). Nazwa całego albumu wzięła się od słów przewodniej pieśni, która zresztą kończy to bezwątpienia wielkie dzieło. Niezwykłość "Letzte Tage..." polega na właściwym i precyzyjnym wykorzystaniu skondensowanych gitarowych brzmień i mocno zarysowanych, emocjonalnych, kobiecych wokaliz zamkniętych w zwięzłych formach muzycznych nie wybiegających powyżej czterech minut.

Już pierwszy utwór zatytułowany "Der Grosse Krieger" ukazuje całkiem nowe, rockowe oblicze zespołu. Spiętrzone kaskady drapieżnych gitarowych fraz spływają na słuchacza z niewyobrażalną siłą dźwiękowego wodospadu powalając go swym unikalnym "grzmieniem". Drugi, "Oh Wie Nah Ist Der Weg Hinab", wyraźnie czerpie ze sprawdzonych anglosaskich wzorców wykreowanych przez grupę Pink Floyd na płycie ze ścieżką dźwiękową do filmu "More". Niskie jakby lekko przytłumione dźwięki perkusji i basu kroczą rytmicznie naprzód po czym dołączają do nich bardziej zdecydowane akordy gitary elektrycznej zagęszczając stopniowo przestrzeń muzyczną utworu. "Oh Wie Weit Ist Der Weg Hinauf" przynosi zmianę w postaci partii wokalnych opartych na powtórzeniach i częstych zmianach skali głosu. Słowa "Haram Dei Raram Dei Haram Dei Ra" powracają w drugiej części płyty już jako repryza oddzielająca od siebie dwie rózne kompozycje wokalne o dużej sile rażenia za sprawą głosów Djong Yun i Renate Knaup. Pierwsza z nich, Kyrie, to pełna rozmachu i religijnego uniesienia pieśń zgłębiająca sferę sacrum z polotem niemniejszym niż robią to buddyjscy duchowni podczas odmawiania mantr. Druga, "Dort Ist Der Weg", to chyba najbardziej porywający fragment na całym albumie, imponujący śpiew penetrujący wysokie rejestry dźwiękowe okraszony ostrymi partiami gitary Daniela Fichelschera zakończonymi serią donośnych salw perkusji. Całość wieńczy już wyżej wymieniona tytułowa piosenka z tekstem śpiewanym po angielsku wykonana z symfonicznym blaskiem i tym samym stanowiąca bardziej tradycyjne, klasyczne rozwiązanie.

Warto by w tym miejscu wspomnieć jeszcze o okładce albumu Popol Vuh "Letzte Tage...", która przedstawia polanę z pasącym się na niej stadem owiec i krów. Koncepcyjnie, zdjęcie z okładki "Letzte Tage..." może się słusznie kojarzyć z niektórymi projektami Storma Thorgersona jakie tworzył na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych współpracując z zespołem Pink Floyd, jednakże siermiężne wykonanie zdradza wrodzoną inklinację Floriana Fricke do prostych i nieskomplikowanych form przekazu. Często przypisywana mu przez krytyków etykietka muzycznego minimalisty, który tworzy wielkie rzeczy przy małym nakładzie środków, nawet tutaj w przypadku doboru ilustracji na okładki płyt własnej grupy, potwierdza się w stu procentach. Jak to zwykle bywa okładka płyty jest w pewnym stopniu odbiciem tego co można na niej samej usłyszeć i mogę śmiało zaryzykować mówiąc, że "Letzte Tage..." dowodzi słuszności powyższej teorii, a jako exemplum perfectus niech posłuży pasterska pieśń "In Deine Hande", która najlepiej oddaje jej spokojny i sielski klimat.

Na koniec pozostaje mi jedynie westchnąć z wyraźnym uczuciem żalu z powodu nie satysfakcjonującej długości tej płyty (30 minut!!!). Chociaż z drugiej strony, te wspaniałe trzydzieści minut jest najlepszym przykładem tego jak się kiedyś grało - krótko i do rzeczy. Czasem tak niewiele trzeba by wytrącić człowieka ze stanu duchowej inercji i siłą muzycznej perswazji rzucić na kolana.

Tomasz Ostafiński [10.2003]