FESTIWAL MUZYKOW ROCKOWYCH

JAROCIN 89

JAROCIN 89

ARMIA
Autor strony:Pawel Salek

.

JAROCIN 89 - NA ZAKRECIE

Autor: Arkadiusz Praglowski, Magazyn Muzyczny Nr 10(368)/1989, pazdziernik 89, str 24

***

Ludzie mowia roznie. Dla jednych festiwal umarl, przewrocil sie rok temu i juz sie nie podniosl. Zdechl. Nie ma go. Jest trupem. Inni twierdza, ze w tym roku odrodzil sie i byc moze bedzie sie rozwijal. Wiadomo juz, ze ma to byc droga w zupelnie nowym kierunku, ale przeciez wszystko posuwa sie w nowym kierunku...

Jesli przyjac, za prawda zawsze lezy posrodku mamy do czynienia z tworem w polowie zywym, a w polowie martwym. Czego blizej znalazl sie festiwal - zycia, czy smierci, sukcesu, czy upadku? Nie sposob znalezc na tak postawione pytanie jednoznaczna odpowiedz. I nie jest to wcale unikanie rzetelnej i uczciwej oceny, po prostu Jarocin w tym roku byl festiwalem kompletnie innym niz w ubieglych latach i wg innych kryteriow nalezy go oceniac. Na pewno organizacyjnie byl o wiele lepszy niz w ostatnich latach (ale tez i te ostatnie lata byly takie, ze nie bardzo jest do czego porownywac). Obylo sie jednak bez ewidentnych wpadek - potkniecia i niedociagniecia, ktorych bylismy swiadkami, nie byly na tyle istotne, zeby wyciagac z nich jakies daleko idace wnioski odnosnie kondycji calego festiwalu. Nie byl to jednak festiwal w pelni udany. Rzeczywiscie sprawial wrazenie jakby byl

TROCHE MARTWY

Tego nie da sie do konca wyjasnic, ale w czasie trwania TEJ imprezy zawsze istniala pewna specyficzna atmosfera wielkiego rockowego swieta. Festiwal jarocinski po prostu mial dusze. Czulo sie ja nawet w ubieglym roku, kiedy poziom ''najwiekszego festiwalu w Europie Wschodniej'' osiagnal absolutne dno. Teraz owej atmosfery, owej duszy, zabraklo. Kto nigdy nie byl w Jarocinie zapewne nie zrozumie, o co chodzi, ale pamietam, ze zawsze w momencie przekraczania granic miasta ogarnialo wszystkich lekkie podniecenie, nastroj charakterystyczny tylko dla tego miejsca i tego czasu. Tym razem brak emocji, zupelnie nie czulo sie, ze wlasnie rozpoczyna sie Rockowe Swieto. I nie chodzi bynajmiej o to, ze przyjechalo mniej ludzi. Gdy rok temu przyjechalem z Radiem Nieprzemakalnych na kilka dni przed rozpoczeciem koncertow pole namiotowe tez bylo niemal puste, ale czulo sie to COS. W tym roku

NIE BYLO RADIA

Wielu moich rozmowcow w tym wlasnie widzialo przyczyne braku ''jarocinskiej'' atmosfery i powod ogolnego smutku. Pewnie cos w tym jest - do tego dziwnego programu, nadawanego ze starej wojskowej radiostacji na kolkach, zdazyli sie przyzwyczaic zarowno stali mieszkancy jak i ci ''sezonowi'', ktorzy masowo zreszta przywozili ze soba radioodbiorniki. No coz, tym razem gospodarze miasta zrobili wszystko, zeby Rozglosnia, ktora osmielila sie ich krytykowac w roku ubieglym, w tym roku nie miala takiej okazji. Szkoda, ze tak sie stalo, ale przeciez szesc, czy siedem lat temu tez nikomu nie snilo sie nawet o Radiu Nieprzemakalnych, a festiwal przezywal swoj najwiekszy rozkwit. Coz wiec sie stalo, ze zabraklo tego nieokreslonego elementu, ktory stanowil o innosci i niepowtarzalnosci przegladu? Moze to ludzie sie zmienili, a moze...

ZABRAKLO MUZYKI?

Pominmy na razie zaproszinych gosci. Jakie mamy gwiazdy wiemy wszyscy, zreszta nie one byly zwykle najwazniejsza trescia jarocinskiego festiwalu. Tutaj zawsze najwazniejszy byl konkurs. Wielkie forum mlodej, zbuntowanej muzyki. Muzyki nie wplatanej jeszcze w zadne uklady i zobowiazania. Muzyki prawdziwie wolnej i niezaleznej. Oczywiscie, nie oznaczalo to nigdy, ze byla ona wielka i wybitna. Znakomita wiekszosc wystepujacych w konkursie zespolow prezentowala dosc niski, amatorski poziom i z reguly skazana byla na zapomnienie. Z drugiej strony niemal co roku (oczywiscie pomijam tu dwa ostatnie lata, ktore nijak do ogolnego obrazu Jarocina nie pasuja) pojawilo sie kilku zdecydowanych faworytow, ktorzy w krotkim czasie stawali sie autentycznymi gwiazdami. Wystarczy przypomniec takich laureatow jak TSA (1981), Siekiera (1984), czy Sztywny Pal Azji (1986).

Jak bylo tym razem? Znow pojawili sie zdecydowani faworyci - i to nie jakies Zielone Zabki, czy Detonatory - autentyczni kandydaci na gwiazdy z prawdziwegoi zdarzenia. Niestety, odnosilo sie wrazenie, ze ludziom ta sytuacja nie odpowiada - tak jakby przyzwyczaili sie do paranoi z ostatnich lat i w pelni ja zaakceptowali. W wyniku tego Closterkeller - zdecydowanie najlepszy zespol Jarocina 89, ktory w peni zasluzyl na glowna nagrode (500 000 zl i obietnice nagrania plyty dla Polskich Nagran), spotkal sie z ogolna niechecia, by nie powiedziec zawiscia znacznej czesci publicznosci i... pozostalych konkursowych kapel. Juz pierwszego dnia przesluchan rozeszla sie pogloska, ze grupa ta ZOSTALA laureatem festiwalu. Formacja Bush Doctor bez najmiejszego zazenowania gratulowala ze sceny Closterkellerowi zajecia pierwszego miejsca na kilka dni przed koncertem samych ewentualnych zainteresowanych. Nie trzeba chyba dodawac, ze owe ''rewelacje'' byly po prostu zgrabnym, choc malo uczciwym zagraniem pod publiczke na zasadzie ''kochani, my wam powiemy kogo ci oszusci z jury wybrali sobie przed festiwalem, a wy za to glosujcie na nas!'' Takich postaw bylo niestety dosc duzo i zachwialy one powszechnym mniemaniem o solidarnosci muzykow rockowych.

Na szczescie drugi laureat - Proletaryat nie wzbudzal tylu niezdrowych emocji i dobrnal do swojej nagrody w nieswiadomosci - zapewne nie liczac nawet na wyroznienie. Prawde mowiac i dla mnie bylo to pewne zaskoczenie, gdyz pomimo tego, iz pabianicki band gra bardzo solidna, punkowa muzyke i nie brakuje mu ani umiejestnosci technicznych, ani mocy w gardlach, to jednak nie wydal mi sie wlasciwym kandydatem do nagrody w 1989 r - kilkanascie lat po punkowej rewolcie. W momencie, gdy punk rock dawno spelnil swoja oczyszczajaca role w muzyce, naturalnym biegiem rzeczy wypalil sie i wygasl, dzialajac jedynie gdzies na dalekich obrzezach tego, co obecnie wazne i potrzebne. Ale tutaj od razu nasuwa sie pytanie: jesli nie oni to kto? Anarchistyczno-ludyczny, za to nijaki muzycznie Big Cyc? Oczy Amelki? - Owszem, bardzo sympatyczna grupa grajaca lekka wakacyjna muzyczke, ale czy to kandydat do nagrody? A moze - jak twierdza inni - Obstawa Prezydenta? Hmmm, wycinaja boogie tak siarczyscie, ze trudno ustac w miejscu i z pewnoscia czeka ich wielka przyszlosc, odnosze jednak wrazenie, ze przyjechali sie scigac nie na ten konkurs. Wyszlo troche tak, jakby brydzysta przyjechal ni stad ni zowad na turniej szachowy.

Moze wiec potencjalnych lureatow nalezaloby

SZUKAC GDZIE INDZIEJ

- poza 36 wybrancami, ktorym w wyniku decyzji Komisji Kwalifikacyjnej dane bylo wystapic na Malej Scenie? Przyjzyjmy sie tym innym, podobno gorszym i nie zaslugujacym na udzial w festiwalu.

DHM - nowofalowa formacja z Pulaw, grajaca melodyjna, choc utrzymana w nieco mrocznym nastroju muzyke. W ubieglym roku wypadli w Jarocinie tak dobrze, ze bez dodatkowych przesluchan zostali zaproszeni do wziecia udzialu w przegladzie Poza Kontrola, gdzie, wg oceny wielu dziennikarzy, byli jedna z najciekawszych grup. Wkrotce potem nagrali w radiowym studiu utwor Nie ma juz slow, ktory ponad pol roku utrzymywal sie na liscie przebojow RH. Wszystko wskazuje na to, ze ich najnowszy numer Ty wiesz powtorzy ten sukces, komisja kwalifikujaca wykonawcow uznala jednak, iz to za malo...

Opozycja - znakomita, niezwykle czadowa grupa z Wodzislawia Sl, rowniez nie spodobala sie komisji. Pomimo tego Opozycjonisci przyjechali do Jarocina, doslownie wyklocili sie o pozwolenie na wystep i... zagrali tak dobrze, ze zakwalifikowali sie na duza scene, zgarniajac po drodze nagrode RH. Inna sprawa, ze do konca nie mogli uwierzyc w tak wielkie szczescie i odeslali do domu instrumenty, w zwiazku z czym w finale musieli grac na pozyczonym sprzecie

1984 - tej grupy chyba nie trzeba przedstawiac. Wiesc niesie, ze Piotr Mizerny Liszcz wyslal do Jarocina kasete z nagranym nowym materialem - chcial po prostu, jak inni, wystapic w konkursie. Niestety, odpadl w przedbiegach...

Pornografia - lodzkie Sisters Of Mercy - nie jest to moze kandydat do nagrody, ale po obejrzeniu kilku ich koncertow twierdze, ze prezentuja poziom niedostepny dla wiekszosci wystepujacych w konkursie zespolow...

Moglbym wymienic jeszcze kilka zespolow, ktore chcialy zagrac i moim skromnym zdaniem zaslugiwaly na udzial w jarocinskim konkursie. W zamian ''decydujace gremia'' zaproponowaly nam takie odkrycia jak Fjoletowe Plyny Zdrowotne (brrr), Zyletka dla Edka, czy Masturbacja. W tej sytuacji trudno nie miec zastrzezen do skladu Komisji Kwalifikacyjnej (lub - byc moze - do sposobu przeprowadzenia kwalifikacji.

Kolejnym zjawiskiem, ktore budzilo w tym roku mieszane uczucia bylo, delikatnie mowiac, nieco

DZIWNE ZACHOWANIE PUBLICZNOSCI

Jarocinska publicznosc zawsze (i za to ja cenilem) byla bezkompromisowa, otwarta i szczera w swoich reakcjach. Nie tolerowala kiczu, falszu i ulegania modom. Potrafila za to docenic naprawde dobra muzyke. Kazda muzyke. Pamietam jak rok temu zespol No Smoking bal sie przed wejsciem na scene, poniewaz wspomagal sie tasma, na ktorej byly nagrane bebny i klawisze. Wczesniej nikt w Jarocinie nie odwazyl sie tak wystapic - bali sie, ze publicznosc nie zaakceptuje playbackow jako rekwizytu innych muzycznych rejonow i innych festiwali. Smokingi zostali jednak znakomicie przyjeci - publika docenila MUZYKE. W czasie tego samego bodajze koncertu ta sama publicznosc skandujac ''co zrobiles z Jarocinem?!'' zmusila do opuszczenia sceny Leszka Windera (owczesnego dyrektora artystycznego), protestujac w ten sposob przeciwko zarzynaniu festiwalu. ICH festiwalu.

A dzisiaj? Publicznosc (ta sama? Inna?) byla ''na nie'' doslownie do wszystkich. Przez caly czas trwania festiwalu zaledwie kilka zespolow nie zostalo potraktowanych kefirem, pomidorami, lub torebkami z blotem. Nawet tak szanowani i lubiani wykonawcy, jak Tomek Lipinski, czy Kult byli na poczatku swoich wystepow doslownie i w przenosni obrzucani blotem i dopiero po 2, 3 numerach zyskiwali pelna akceptacje. Skad ta agresja? - Nie wynikala przeciez z muzyki, gdyz wyzwalala sie przed zagraniem pierwszego akordu i w czasie koncertu na ogol gasla. Dlaczego ludzie, ktorzy przyjechali przeciez po to, aby posluchac muzyki (i zaplacili za to sporo pieniedzy) traktowali z taka nienawiscia tych, ktorzy przyjechali dla nich grac? A moze chodzilo o cos innego? Nie moge tego zrozumiec i zaakceptowac nowego obrazu jarocinskiej publicznosci, tak jak nie jestem w stanie pojac scen dziejacych sie wokol amfiteatru, gdy to na haslo ''zabij skina'' polowa publicznosci (w czasie dobrego koncertu!) opuszczala swoje miejsca i rozpoczynala sie gonitwa po okolicznych trawnikach. Na szczescie skini nie dojechali w wiekszej grupie...

Jakos tak sie zlozylo, ze w tym roku wieksza czesc relacji z Jarocina zajely sprawy nienormalne i zle, wypada wiec poswiecic troche miejsca temu co dobre i normalne. Przede wszystkim Piotrowi Majewskiemu udalo sie doprowadzic do tego, ze w Jarocinie wystapila prawie cala

CZOLOWKA POLSKIEGO ROCKA

Gwiazd przyjechala taka obfitosc, ze z braku miejsca nie sposob wymienic, ani zrecenzowac poszczegolne koncerty. Tegoroczny dyrektor artystyczny (jeszcze niedawno nasz redakcyjny kolega) wyszedl ze slusznego zalozenia, iz aby odbudowac znaczenie festiwalu oraz zyskac akceptacje publicznosci i dziennikarzy, nalezy zaprosic jak najwiecej wykonawcow znanych i cenionych - takich, ktorzy byli w stanie ''pociagnac'' impreze. Udalo sie. Koncerty Janerki, Dzemu, Daabu (z trzema wokalistami: Zenczewskim, Krzywym i... Strojnowskim), Armii, Tiltu, czy Ziyo na pewno na dlugo pozostana w pamieci. Bardzo dobrze wypadly tez mlodsze zespoly - np Blitzkrieg, ktory zagral chyba jeden z najlepszych koncertow w swojej karierze i rownoczesnie jeden z najciekawszych w czasie calego festiwalu. Mozna bez przesady powiedziec, ze oto kolejni mlodzi i dotychczas tylko ''rokujacy nadzieje'' dolaczyli do grona gwiazd. Swietnie zagral rowniez inny niedawny debiutant - bardzo szybko i efektownie pnacy sie po szczeblach kariery warszawski kwartet Reds z goscinnie przygrywajacym na basie Jajcem, ktory - o dziwo - okazal sie tym razem nie byc takim fachmanem, za jakiego uchodzi i podczas, gdy jego mlodsi koledzy grali bezlblednie, on sam momentami knocil (co mozna jednak zlozyc na karb niewielu prob).

Wydaje sie, ze trafionym pomyslem bylo podzielenie festiwalu na koncerty tematyczne. Uporzadkowalo to sytuacje, poza tym ulatwilo organizacje, gdyz ''dzierzawcy' poszczegolnych wieczorow (I dnia Armia, II Waldek Rudziecki, III KSM i Dzem) sami martwili sie o dobor wykonawcow u ukladalii program koncertow. Rowniez publicznosc szybko dostosowala sie do takiego rozwiazania, co mozna bylo ocenic po stosunkowo malej liczbie karnetow, a duzej biletow na poszczegolne dni. Spora poprularnoscia cieszylo sie rowniez (dlatego, ze darmowe?) nocne muzykowanie na Malej Scenie w amfiteatrze. Zaczynalo sie zwykle okolo polnocy - po zakonczeniu dzialan na stadionie - i trwalo prawie do switu. Cierpiacy na bezsennosc, albo ci, ktorzy po prostu nie mieli gdzie sie podziac, mogli posluchac bardzo roznorodnej muzyki - od ballad akompaniujacego sobie na gitarze Kurta Kecka, az do rozbudowanej, naszpikowanej efektami muzycznymi i wizualnymi propozycji Wlodka Kiniorskiego i jego grupy Paff.

Wobec mnogosci tych, ktorzy mniej lub bardziej udanie zaprezentowali sie jarocinskiej publicznosci zapomnielismy niemal o tych, ktorzy z roznych powodow byli

NIEOBECNI

Nie bylo ich wielu, ale gwoli dziennikarskiej uczciwosci wypada ich wymienic. Nie dojechali Bulgarzy, ktorzy na jakis czas zawiesili dzialalnosc muzyczna i wyjechali w celach zarobkowych do Francji (jeszcze nie tak dawno mieli tam jechac na tournee, a teraz...). Nie pojawila sie w jubileuszowym koncercie Dzemu Recydywa, gdyz - jak juz podawalismy (...) - lider tego zespolu utracil ''u przyjaciol'' znaczna czesc uzebienia i spiewanie przychodzi mu z niejakim trudem. Zabraklo tez kilku gosci z zagranicy, osobiscie zaluje jedynie nieobecnosci grupy Poems For Laila z Berlina Zach - widzialem ich dwukrotnie w czasie Nowej Sceny i z wielka przyjemnoscia zobaczylbym ich jeszcze raz. Prawde mowiac z jeszcze wieksza przyjemnoscia obejrzalbym na jarocinskiej scenie U2, The Cult, Sisters Of Mercy, Killing Joke i wielu innych wykonawcow, ale to chyba jeszcze nie w tej dziesieciolatce...

To tyle. Wiecej grzechow nie pamietam i mysle, ze trzeba po tym wszystkim troche odpoczac i jeszcze raz wszystkoo w sobie przetrawic. Jedno stalo sie dla wszystkich jasne, ze Jarocin znalazl sie na zakrecie, bardzo ostrym. Nie wiadomo jeszcze w jaka strone bedzie zmierzal i czy nie rozbije sie gdzies po drodze, pewne jest jedno - dawna formula festiwalu umarla i juz nie zmartwychwstanie. W obecnej sytuacji nie mialoby to zreszta wiekszego sensu. Piotr Majewski, ktory - jak mozna wywnioskowac z pewnych wypowiedzi - bedzie robil festiwal rowniez w przyszlym roku, prowadzi go w calkowicie nowa strone. Co prawda na razie zagubil gdzies wartosci, ktore zawsze byly utozsamiane z jarocinskim festiwalem, ale, byc moze, uda mu sie doprowadzic do tego, ze zyska on wartosci nowe - takie, jakie profesjonalna organizacja, autentyczna promocja mlodych wykonawcow, a co za tym idzie, moze wreszcie zacznie byc odbierany w kategoriach muzycznych, a nie socjologicznych (wsrod akredytowanych dziennikarzy ponad polowa nie miala z muzyka nic wspolnego - przyjechali szukac sensacji). Ech, rozmarzylem sie, a przeciez ciagle zyjemy w PRL, i nawet dyrektor Majewski nic na to nie poradzi.

.
. .

Strona zrobiona przez W_MatNi+W_SiECi

.