JAROCIN 87
|
. |
Autor: Aldona Krajewska, Na Przelaj 1987
"Republika bez prezydenta"
Jarocin 87
***
Bylo zupelnie inaczej. Nie jezdzilam do Jarocina przez kilka kolejnych lat, nie mam takiego przegladu wydarzen, jak niektorzy zagorzali kibice festiwalu. Porownuje wylacznie z rokiem ubieglym. Ale wrazenie bylo bardziej ogolne: przy jednym z centr towarzyskich, jakie od trzech lat stanowi miejsce wokol zielonego wozu Rozglosni, gdzie w ciagu pieciu dni przechodza "wszyscy" – to zdanie sie powtarzalo: "Sluchajcie, co to jest? Zupelnie nie ma atmosfery". Ktos nawet rzucil slowo: "Stypa".
Atmosfera, to cos malo definiowalnego, trudnego do opisania. Skupmy sie na liczbach i faktach. W tym roku za artystyczny poziom festiwalu odpowiedzialne byly dwie osoby: Marcin Jacobson i Leszek Winder. Walter Chelstowski w Jarocinie byl, jako wspoltworca radia i obserwator. System "jednego wodza" i "prywatnego festiwalu Waltera" zostal zamieniony na dowodztwo podwojne, ale nie wylacznie, poniewaz do wspolpracy zaproszono siedemnascie osob, sposrod ludzi zajmujacych sie muzyka zawodowo (ale nie muzykow), tworzacych Komisje Artystyczna. Ta komisja, od chwili podjecia corocznej decyzji, ze festiwal jednak bedzie, miala okolo dwoch miesiecy na przesluchanie kaset, ktorych przyslano 273. W sklad komisji weszli m.in. Piotr Bratkowski, Grzegorz Brzozowicz, Piotr Majewski, Slawek Golaszewski, Miroslaw Makowski - jeden z czlonkow komisji okreslil ja jako "grupe przyjaciol, ktorzy naprawde kochaja rocka". System autokratyczny zastapila wiec absolutna demokracja, co stanowi jedna z podstawowych roznic organizacyjnych. Kwalifikacja tegoroczna odbywala sie wylacznie podlug kaset, co stanowi roznice numer dwa. Przyjmowano tez zespoly rekomendowane przez zawodowych muzykow: i tak na przyklad Wojciech Waglewski polecal "Wanke Wstanke", Wladyslaw Komendarek "Detonator BN", Kora – "Chlopcow z Placu Broni", itd.
***
Jarocin 87 - fot Andrzej Krawczyk/Na Przelaj, 1987
Zakwalifikowano 54 zespoly. Poziom kaset komisja zgodnie ocenila jako bardzo niski. O roku ubieglym Walter Chelstowski twierdzi, ze zgloszen przyszlo ponad czterysta. Okolo stu piecdziesieciu zespolow przesluchiwano bezposrednio przed festiwalem, jesli istnialy watpliwosci co do kasety, lub o ile mieli ochote pokazac sie w ostatniej chwili "samozwancy". Sito musialo byc geste, skoro pozostalo dwadziescia siedem zespolow. Dla pozostalych, ktorzy chcieli zagrac, istniala Scena Alternatywna w amfiteatrze, prowadzona wlasnie przez Leszka Windera. Przesluchania konkursowe odbywaly sie na tzw. Duzej Scenie, na stadionie, i juz samo "zalapanie sie" na nia stanowilo nobilitacje.
Jarocin '87 odbywal sie wylacznie na Malej Scenie. I to jest roznica najwieksza i najwazniejsza, fakt ktory juz podczas trwania festiwalu obaj panowie uznali glosno za swoj blad. Amfiteatr jest maly, ciasny, i choc na nim odbywaly sie pierwsze FMR, z uplywem czasu i coraz wieksza liczba sluchaczy zjezdzajacych z calej Polski zdecydowano przeniesc sie na stadion, zdolny pomiescic dwadziescia tysiecy ludzi. W tym roku sluchaczy bylo ponad dziesiec tysiecy, a koncerty konkursowe trwaly od dziesiatej rano na Malej Scenie.
***
Czas, w jakim odbywaly sie przesluchania, uwazam za jeden z podstawowych bledow organizacyjnych. Wystepy gosci na stadionie ciagnely sie do rana. Najwytrwalszych czekala potem droga na pole namiotowe, w tym roku oddalone od miasta o trzy kilometry. Cztery-piec godzin na sen, znow trzy kilometry do amfiteatru, i kilka godzin muzyki "na nie najwyzszym, niestety, poziomie" jak stwierdzila przedstawicielka Magazynu Muzycznego. Dla kogo wiec ten festiwal?
Nie dla fanow rocka, bo skazano ich na spartanskie warunki odbioru muzyki. Dla muzykow, ktorych Jarocin mial wylansowac, "odkryc"? Tez chyba nie bardzo, skoro tak ustawiony czas koncertow nie pozwalal w ogole na proby (!). I to jest takze eksperyment, bo w roku ubieglym festiwal stanowil rodzaj warsztatow - mialam okazje przyjrzec sie przesluchaniom i probom, sluchalam rozmow miedzy scena a konsoleta, wiem, co mowie. Oczywiscie mozna to usprawiedliwic przypominajac, ze dwa miesiace to naprawde niewiele czasu, ale obaj panowie nie od dzis pracuja w swoim fachu, wiec troche mnie to usprawiedliwienie nie zadowala.
Jarocin 87 - fot Andrzej Krawczyk/Na Przelaj, 1987
Dla krytykow muzycznych i dziennikarzy? Po sluchaniu koncertow do rana, wielu spalo slodko do poludnia, pojawiajac sie w amfiteatrze wyrywkowo i rzadko. Nie oni jednak byli najwazniejsi. Nie oni wszak decydowali o nagrodach - kto zatem sluchal wszystkiego, od poczatku do konca? Na konferencji prasowej Leszek Winder, zapytany o te czesc pracy komisji, odpowiedzial: "Zawsze ktos tam siedzi". To luzne podejscie do rzeczy mialo uzasadnienie w postanowieniu organizacyjnym, ze w tym roku bedzie tylko jeden laureat, tylko jedna najwazniejsza nagroda, Nagroda Publicznosci. A publicznosc przeciez byla. Mocno przemieszana tym razem, poniewaz zrezygnowano rowniez z ubieglorocznej praktyki "dni gatunkowych" - zegnaj okazjo przyjazdu na jeden dzien, tylko na ukochanego punka czy heavy. W tym roku, niezaleznie od uprawianego gatunku, kolejnosc wystepu po prostu losowano, "zeby bylo sprawiedliwie". Jacobson i Winder zgodnie oswiadczyli, ze muzycy sa z tego zadowoleni.
***
Jarocin'86 moglo oceniac 17 tysiecy ludzi. Kazdy mial prawo do jednego glosu. Siedem tysiecy kuponow oznaczalo niemal 50 proc. glosujacych. Publicznosci '87 przyznano po trzy karnety konkursowe, aby kazdego dnia przesluchan mogla glosowac osobno na swego kandydata. Bylo wiec tych mozliwych glosow okolo trzydziestu tysiecy. I publicznosc zaglosowala jak mowia krytycy teatralni, "nogami". Na trzydziesci, zgloszono siedem tysiecy typowan, wybierajac laureata tysiacem glosow...
Czesc kuponow okazala sie niewazna, w tym ciekawostka, ktora Marcin Jacobson pokazal dziennikarzom: odcinek z tekstem "W Jarocinie jest do dupy, bo sa slabe kapele i jest zimno. A Jacobson jest stary trep. W. Chelstowski", wrzucona do puli przez anonimowego wielbiciela.
Jarocin poprzedni buzowal zyciem, Jarocin tegoroczny sie snul. Szczegolnie czwartego dnia festiwalu, kiedy bylo juz po koncertach konkursowych, trwajacych tylko trzy dni, a w amfiteatrze na oczach kilkutysiecznej widowni rozbierano niepotrzebna juz Mala Scene.
Marcin Jacobson o decyzji przeniesienia festiwalu do amfiteatru mowil jak Alicja w Krainie Czarow, jakby nigdy nie byl w Jarocinie: "Zespoly biorace udzial w konkursie, to w wiekszosci kapele z malych miast, na co dzien wystepujace po strychach i garazach. Dla takich ludzi wystep przed ogromna, dwudziestotysieczna widownia jest szokiem - jedni szarzuja i wygrywaja, drudzy spalaja sie, nie pokazujac, na co naprawde ich stac. Chcielismy stworzyc zespolom warunki maksymalnie podobne do tych, jakie dotad byly dla nich naturalne".
Ale garaz chcial wystapic na Duzej Scenie: to sie powtarza w informacjach folderowych "moze uda nam sie dostac na Duza Scene?", w wyliczeniu dotychczasowych sukcesow: "zagralismy na Duzej Scenie w Jarocinie", nie sadze wiec, aby docenil te matczyna troske. Zwlaszcza ze Marcin Jacobson uchylil sie od odpowiedzialnosci: "Nie czuje sie powolany do ocen, do decydowania o przyszlosci tych mlodych ludzi".
Walter Chelstowski mial odwage wziac na siebie calosc, wszelkie usciski i wszelkie wyzwiska - w tym roku odpowiedzialnosc za caloksztalt bardzo sie rozmyla. Byc moze to dlatego Walter dostal bukiet z czerwonymi storczykami, a nie dwaj panowie, ktorym niewatpliwie zawdzieczamy, ze festiwal w ogole sie odbyl.
Jarocin 87 - fot Andrzej Krawczyk/Na Przelaj, 1987
Na konferencji prasowej, ktora miala stac sie rodzajem "ringu" Chelstowski-Jacobson, a byla spokojna wymiana zapatrywan i pogladow, byly "prezydent republiki" powiedzial, ze nie chcial robic festiwalu jedynie po to, aby on w ogole istnial. Uznawszy, ze nie mozna ciagnac sprawy w istniejacych realiach, zrezygnowal. Leszek Winder i Marcin Jacobson za glowna wartosc uznali "uratowanie festiwalu". Uratowali go, byl. Z pewnoscia musza czuc, ze odplacono im niewdziecznoscia. Tyle bylo pytan, sarkania...
Spotkania muzyczne w Jarocinie maja dluga tradycje, dla mieszkancow Poznanskiego nosza nawet od pietnastu lat to sama nazwe: nikt nie mowi tu inaczej, jak "Rytmy", poniewaz przed pietnastu laty nazywalo sie to Wielkopolskie Rytmy Mlodych. Festiwal przetrwal wiec w tradycji. Jest jednak najistotniejsza, dosc bolesna zmiana: zdecydowanie obnizyl poziom, i... spotulnial. Jezeli rok temu wyjezdzalo sie z przekonaniem, ze ruch muzyczny w Polsce jest bogaty i zywy, a po garazach legna sie autentyczne talenty, jezeli zdarzyly sie takie wystrzaly, jak Sztywny Pal Azji, Kobranocka, Karcer, a w glowie wywozilo sie przeboje niewatpliwe "Nie wolno wznosic sie za wysoko", "List z pola walki "I nikomu nie wolno...", "Rewolucje" i jeszcze pare innych - tym razem nie bylo tego w ogole.
***
Detonator BN z Sochaczewa, laureat publicznosci, wyroznia sie tym, ze zatrudnia ladna dziewczyne grajaca na oboju, jego muzyke mozna by okreslic jako "nowofalowa muzyke srodka". "Detonator" dostal 204 tysiecy zlotych od Naczelnika miasta i gminy (wystarczy na wzmacniacz). Uznanie publicznosci zdobyla sobie rowniez rzeszowska Wanka Wstanka (854 glosy) z osobowoscia pod tytulem "Bufet", grubym chlopakiem fantastycznie tanczacym na scenie i z niebywalym poczuciem humoru. Wanka Wstanka wylansowala jedyny przeboj tegorocznego Jarocina utwor o prostej tresci "Najlepsze piwo to lezajski full", z nie bardziej skomplikowanym refrenem "gul gul gul"... Zeby oddac sprawiedliwosc zespolowi: jest autentycznie smieszny, bawi ludzi, spiewa z cala sala, wykorzystuje elementy folkloru paraukrainskiego, jest autentyczny w odroznieniu od Rudi Szuberta kapiacego sie z zywa kaczka. Zaskoczyl na zasadzie "clowna festiwalu", ale od kiedy clowni zdobywaja drugie miejsca w powaznych zawodach? Oraz, pod wzgledem zawartosci myslowej - daleko im do "Mikrofonow", tez przeciez "jajarzy", ubieglego sezonu.
Detonator BN - Jarocin 87 - fot M. Makowski/MM 87/10
Komisja Artystyczna uznala za stosowne wyroznic zaproszeniem do koncertu finalowego takze zespol "Kolaboranci - Kolaborawo" ze Szczecina, zespol ma niezle teksty; "Chlopcow z Placu Broni" z Krakowa, w ktorym udziela sie Jarek Kisinski (SzPA) ale teksty pisze kto inny, wiec jest o rozwianych wlosach, i "ty kochasz mnie, jak kocham cie" przy lekkiej i letniej muzyczce; ,"Wilczego Pajaka" z Poznania grajacego heavy, (441 glosow publicznosci) i grupe "Stan Zvezda" z Warszawy (430 glosow) - w tych ostatnich zaszla kompletna przemiana, z krwawego, ortodoksyjnego punka przerzucili sie na... rockabilly. Nuca pod Presleya o tym, ze "kiedy ide przez ulice, moje czarne buty stukaja rock and rolla rytm". Moim zdaniem, szkoda. Redakcja Magazynu Muzycznego uznala ich jednak za na tyle wybitnych, ze przyznala wlasna nagrode (wzmacniacz). Najciekawszym zespolem sposrod wyroznianych dla mnie osobiscie jest "AURORA" - grupa powstala ze stosunkowo doswiadczonych muzykow, wchodzacych dawniej w sklad Noah Noah, Restrykcji i 1984 (ten ostatni istnieje i ma sie bardzo dobrze). To jedyni, ktorzy zagrali muzyke zywa, agresywna, nowa, zaczepiajaca sluchacza - no i mieli dwa znakomite teksty. Zespol oprocz wyroznienia, wywiozl z Jarocina siniaki i zszyta warge gitarzysty, za co czesciowo pomscili sie ze sceny, a kto im wlal? Za Pawlem Sito z "MM" powiem, ze "gitowcy", a skad w Jarocinie gitowcy? Za tymze: "spytaj Dezertera"...
***
Niezlych tekstow troche jednak bylo, ma piekne nowe rzeczy "1984", "Alter Ego", "Kolaboranci", "Aurora" - zatem KOALANG nie zejdzie jeszcze smiercia naturalna (czego sie obawialam). Wyglada na to, ze w tym jezyku cos sie zmienia: mniej aluzji, mniej kodow i odniesien. "Krzyk nie zastapi karabinu", pisze Fort BS.
Aurora - Jarocin 87 - fot J. Radziewicz NS/87/10
A w Warszawie przygotowania do "Poza Kontrola" i "Robrege". Moim zdaniem, to te przeglady wysforuja sie teraz wyraznie. Co do Jarocina, przypomina mi teorie wydmuszki wysnuta w "Polityce" przez Daniela Passenta: szlo o fasady, ktorych trzymamy sie uparcie, na przyklad, ze po co walczyc o "Wierzynka", genialna niegdys restauracje krakowska, skoro i tak zostala z niej tylko nazwa? Podobnie nie przekonuje mnie, ze nalezy skakac do gory z powodu podtrzymania zywota FMR w Jarocinie - tam tez jest jak z wydmuszka. Z wierzchu wyglada zupelnie tak samo, ale trudno piac nad trescia.
ALDONA KRAJEWSKA
Goscmi festiwalu byli "Armia", DAAB, Dezerter, Dzem, Fotones, Jorgos Skolias, lzrael, Kat, Kobranocka, Tadeusz Nalepa, Czeslaw Niemen, Milion Bulgarow, Pancerne Rowery, Pickup, Roze Europy, Tie Breack, T. Love, Turbo, Voo Voo, Young Power, 1984, Bezdomne Psy, Jan Bledowski, Kwartet Jorgi, Jozef Skrzek, Scieranscy, Sztywny Pal Azji.
Karnet kosztowal dwa tysiace zlotych: Przesluchania konkursowe byly za darmo.
Kilka wytworni plytowych zaoferowalo nagrode wlasna: "Wydanie skladanki utworow najciekawszych podmiotow wykonawczych".
Czekamy niecierpliwie... .
|
. |