FESTIWAL MUZYKOW ROCKOWYCH

JAROCIN 85

JAROCIN 85

.

Autor: Miroslaw Kowalski, Jazz Forum 1985

NOWY HORYZONT

Jarocin sie rozrasta, umiedzynaradawia, przyciaga wzrok ludzi, ktorzy - dla dobra polskiej muzyki - powinni sie od niego trzymac jak najdalej. Z roku na rok pogloski o bliskim koncu Festiwalu Muzykow Rockowych jako rezerwatu muzycznej szczerosci i nonkonformizmu nabieraja mocy. Jarocin jest juz tak duzy, tak obrosniety towarzyszacymi zdarzeniami artystycznymi, ze rodzi to naturalna w pewnych kregach chec "podlaczenia sie" do sukcesu, otoczenia festiwalu fachowa rzekomo opieka i wpisania go na jakas centralna liste, ktora ma zapewnic dotacje finansowe, nalezyta range i pomoc w ocenie co dobre, a co zle. Bron nas panie Boze przed takimi przyjaciolmi - chcialoby sie powiedziec - ze zwyklymi wrogami rock sam sobie da rade.

Jarocin 85
Republika (proba). Fot. republika.art.pl

Na razie jeszcze robi festiwal zasluzona garstka zapelencow, z Walterem Chelstowskim na czele, przy wydatnej pomocy wladz miasta i gminy oraz dzialaczy miejscowego Osrodka Kultury. Festiwal jest nadal wielka improwizacja w Polsce, ktora funkcjonuje jak nalezy: bez biurokracji, balaganu i usterek na laczach. Gra wszystko - zywnosci, tj chleba i mleka nie brakuje, nawet w poznych godzinach wieczornych, miejsce na polu namiotowym jest, sprawnie idzie dystrybucja karnetow, a koncerty zaczynaja sie z niewielkimi co najwyzej opoznieniami i tocza zgodnie z planem.

Takze poziom muzyczny festiwalu z roku na rok wzrasta, choc czasem brakuje fajerwerkow, a niektore gatunki, wyczerpawszy swoje artystyczne mozliwosci - podupadaja.

Jestem juz w Jarocinie trzeci raz z rzedu, wiem, czego mozna sie spodziewac, ktorego koncertu nie wolno opuscic i starcza mi jeszcze kondycji, by w skwarze, na stojaco wytrzymac te kilkanascie godzin lomotu na 16 tysiecy wat dziennie. Poprzednie moje relacje byly pozbawione tonu osobistego, co wynikalo z faktu, ze zarowno w 1983 jak i 1984 roku wysluchalem prawie wszystkich wystepujacych zespolow i czulem sie kompetentny. W tym roku bylo to po prostu fizycznie niemozliwe - zamiast wiec rzetelnego omowienia nurtu po nurcie, skoncentrowac sie musze na tych trendach polskiego rocka, ktore mi osobiscie wydaja sie wazne i na tych zespolach, ktore w wyrazisty sposob (na plus lub na minus) zaznaczyly swoja obecnosc. Jesli wiec ktos szukac zechce w tych zapiskach poglebionej refleksji krytycznej nad punkiem, reggae i heavy metalem, to z gory uprzedzam, ze sie rozczaruje. Sluchac tych gatunkow jeszcze mozna, na rady i oceny szkoda papieru - czarne skory i dzinsowe kurtki i tak wiedza swoje, glusi na inne formy muzyczne coraz bardziej zasklepiaja sie w swoich wysluzonych konwencjach.

Jarocin 85 toczyl sie na dwoch estradach - na glownej, tj jak przed laty na boisku, i w amfiteatrze, nazywanym zupelnie bez sensu "scena alternatywna" lub w wiekszej zgodnosci z prawda - "salonem odrzuconych". Na scenie glownej koncerty konkursowe zaczynaly sie od godziny 17 i trwaly czasem - urozmaicane wystepami zaproszonych gwiazd - do 3-4 w nocy. Amfiteatrem, gdzie granie zaczynalo sie od rana rzadzil Leszek Winder. Jego zadanie polegalo na umozliwieniu wystepu kazdemu zespolowi, ktory przyjechal na wlasny koszt i chcial zaprezentowac sie widowni. Kryteria i zasady kwalifikacji na scene glowna byly takie same jak przed rokiem: kaseta i sprawdzian na miejscu, z tym, ze ze sceny glownej mozna bylo spasc tuz przed wystepem. Ten los spotkal na przyklad zespoly grajace pop, ktore w ostatniej chwili musialy ustapic miejsca nowofalowcom.

Jarocin 85
Variete. Fot. archiwum zespolu/dada.terra.pl/variete

Ogolem na obu scenach wystapilo blisko 140 zespolow prezentujacych najczesciej spore umieketnosci warsztatowe, ale nie zaskakujacych czyms nowym, co rzuciloby konkurencje na kolana. Najlepsze koncerty dali: Variete, Joy Band, Kosmetyki Mrs. Pinky, Dzieci Kapitana Klossa i - z zawodowcow wystepujacych poza konkursem - Lech Janerka, Voo Voo, Republika, Ireneusz Dudek w trzech swoich wcieleniach, Tilt, Blue Murder z Holandii, Madame, Made In Poland - ustawieni w takiej wlasnie hierarchii.

Glosy publicznosci wybierajacej swego laureata, tak jak przed rokiem, rozpadly sie na dziesiec zespolow i w koncercie finalowym wystapily trzy grupy heavy metalowe - Test Fobii z Wroclawia, Fatum z Warszawy i Squier z Lublina, grajacy reggae Ro-kosz z Ostrowa Wielkopolskiego, Joy Band z Pruszkowa z rewelacyjna wokalistka Monika Adamowska oraz piec zespolow uprawiajacych nowa muzyke - Dzieci Kapitana Klossa z Gdanska, Ivo Partizan z Mogilna, Enklawa Elk, Kosmetyki Mrs Pinky z Warszawy i Variete z Bydgoszczy. Jak wiec z tego zestawu widac, totalna kleske poniosl punk, ktory w ub r mial w finalowej osemce az trzech swoich przedstawicieli.

Chronologia wydarzen festiwalowych byla taka: pierwszego dnia, we wtorek 13 sierpnia panowaly punk i reggae, drugiego dnia - heavy metal i nowa fala, trzeciego - nowa fala, czwartego - blues i awangarda, a piatego - laureaci. Zabraklo na glownej estradzie czasu na pop, rock symfoniczny, jazz-rock, folk, rockowa ballade, rock elektroniczny (tylko jeden przedstawiciel w konkursie), co wynikalo zarowno z osobistych preferencji organizatorow festiwalu, jak i - podobno - z niskiego poziomu wykonawcow uprawiajacych te gatunki. Pisze "podobno", bo nikt nie mial mozliwosci sprawdzic, jak to faktycznie z tym poziomem jest. Decyzja o przesunieciu grup popowych na scene alternatywna zostala podjeta w sposob arbitrarny, a dziennikarzy poinformowano, ze zespoly te beda wystepowaly w czwartek od rana. Okolo godz 13 zagral, jako pierwszy, Beatris, po nim prezentacje popu przerwano, by wpuscic na estrade zespoly z Holandii. Ta niewczesna goscinnosc (Holendrzy i tak przeciez wystapili na scenie glownej) uciela w zarodku wszelka dyskusje nad stanem pou: dziennikarze musieli isc na konferencje prasowa, a widzowie na obiad, by pokrzepic sie przed zapowiadanymi jako glowna atrakcja maratonem nowej muzyki; tak wiec nawet nie wiem, czy pop w ogole byl grany i dla kogo.

Sytuacja rocka symfonicznego, jazz rocka itp gatunkow prypomina klasyczne bledne kolo - zespoly, ktore graja te uwazana za niemodna i nieprogresywna muzyke (o ile w ogole istnieja), nie wysylaja kaset, bo sa przekonane, ze i tak nie przejda przez sito komisji kwalifikacyjnej. A komisja nie dysponujac przyzwoitymi nagraniami reprezentujacymi wspomniane nurty rocka, tnie po calych gatunkach. I w Polske idzie fama, ze aby wystapic w Jarocinie, trzeba rabac muzyke ciezka, ponura i oszczedna w srodki wyrazu. Ja wiem, ze to wierutna bzdura,, ale ile osob ma takie mozliwosci wyjasnienia sprawu u zrodel jak ja? Ilu z dwudziestu kilku tysiecy widzow po obejrzeniu wzajemnie sie kopiujacych zespolow nowej muzyki wyjedzie z Jarocina z wiara, ze wszyscy dobrzy maja rowne szanse?

Wsrod niektorych punkow panuje opinia, ze aby wystapic na festiwalu trzeba spiewac "pod Waltera" - o zagrozeniu atomowym i wojnie. Walter, Walter... W oczach odrzuconych "ojciec" i dyrektor artystyczny Jarocina wyrasta niemal na Wielkiego Manipulatora, ktorego widzimisie decyduje o wszystkim. Owszem, Walter Chelstowski jest apodyktyczny, ale bez jego silnej reki nie byloby FMR tylko jakies Rytmy Mlodych lub cos w tym guscie. Walter rzadzi i wymaga pracy, strzeze Jarocina przed szmira i falszem. Nie potrzebuje obroncow, bo przemawiaja za nim wyniki - te kilkadziesiat znakomitych zespolow, ktore powstaly z rzuconego przez niego ziarna. Caly oryginalny nurt muzyczny. Pozytywny snobizm na Jarocin. I wreszcie to, ze miasteczko w czasie imprezy jest oaza spokoju. Na pewno zdarzaja mu sie bledy, jak kazdemu, w masie kaset to nieuniknione, ale gdyby zrealizowal swoja grozbe sprzed roku, ze przekaze organizacje festiwalu w inne rece, to Jarocin przestalby byc Jarocinem.

Jedna rzecz wszak trzeba wyjasnic - kryteria kwalifikacji do konkursu musza byc klarowne, sklad komisji - mimo dotychczasowych negatywnych doswiadczen - jawny. To jedyna szansa, by zespoly nie usilowaly za wszelka cene grac "pod Waltera", tk - scisle mowiac - pod takiego Waltera, jakiego sobie wykreowaly i uwazaja za prawdziwego. Ja osobiscie bym nie chial, zeby nastepny Jarocin zdominowaly trzeciorzedne czy czwartorzedne kopie Made In Poland, Variete i Madame.

Najwiekszym problemem FMR jest fakt, ze to jedyny festiwal tego typu, jedyna szansa na zaprezentowanie sie szerszej publicznosci i konfrontacje z innymi. Kazdy wybor bedzie wyborem zlym, zawsze o kogos bedzie za duzo, a o kogos za malo. W tym roku bylo ewidentnie za duzo tzw nowej muzyki, tej, ktora wg oceny oragnizatorow ma pchac polskiego rocka do przodu, muzyki nowofalowej i postpunkowej. Z kilkunastu zakwalifikowanych na glowna scene zespolow (drugie tyle wystapilo w amfiteatrze) blysnelo moze piec czy szesc, kilka zagralo poprawnie i kilka rownie dobrze mogloby nie grac wcale, bo ich muzyke znamy z innych, wczesniejszych wykonan. Te ostatnie slowa odnosza sie np do Informacji bezczelnie rznacej z Madame i Made In Poland, Nowego Horyzontu, ktory w swoich poszukiwaniach nie wyszedl poza ubiegloroczne propozycje Variete i Made In Poland oraz grupy New (zreszta bardzo obiecujacej, z wyraznymi predyspozycjami do melodyjnego rocka), ktora przestala sciagac z Police i zaaranzowala swoje kompozycje w sposob, jaki - jej zdaniem - spodoba sie Walterowi. Moze tak musi zreszta byc, moze to jest jakas regula, ze najpierw kilka mlodych zespolow (np Variete i Made In Poland) zachwyca sie wilkim prekursorskim zespolem zachodnim (Joy Division), pozniej kilka kolejnych krajowych grup zachwyca sie swoimi poprzednikami i dopiero trzeci etap przynosi rzeczy nowe, w pelni oryginalne.

Tak czesto przeze mnie wymieniane Variete z Bydgoszczy, "najbardziej ponurego miasta w Polsce", w tym roku wypadlo rewelacyjnie, jeszcze lepiej niz w zeszlym. Owocuje praca nad singlem, jaki zespol ostatnio nagral. Variete jest mistrzem klimatu, glebokich planow dzwiekowych, muzycznej klarownosci, a nielatwa poezja, spiewana przez samego autora, trafia do serc, budzi niepokoj, zmusza do myslenia. Bardzo korzystnie zaprezentowaly sie Kosmetyki Mrs. Pinky - grupa, ktora utworzyli byli czlonkowie Kontroli W., podobalo sie Idee Fixe, 1984, Schpack Division. Z zalewu obowiazujacego w srode i czwartek ponuractwa wylamaly sie Dzieci Kapitana Klossa, spiewajac przez poltora utworu unigmatyczne "lalala" oraz Formacya Niezywych Shabuf, ktora jesli poprawi warsztat i rozbuduje jeszcze bardziej aranze, moze zrobic furore.


Idee Fixe. Jarocin 85. Fot. J. Swiezak

Muzyczna poprawnosc trzech kolejnych reprezentantow nowej muzyki nie szla niestety w parze z madroscia tekstow. Ivo Partizan gral przyjemna, troche taneczna muzyke w stylu OMD i nagle - wciaz w tym samym kolyszacym rytmie - zaczal zadawac dociekliwe pytania. Na temat najwazniejszy tu i teraz, o Rudolfa Hessa i doktora Mengele. Fort BS rzucil sie natomiast kasac nogawki "goscia spod znaku coca coli", co "za zamordowanych ludzi, za spalone wiejskie chaty, sklada na cmentarzu kwiaty". Najwiekszy oryginal - wokalista Enklawy Elk - najpierw w konwencji horror rocka krzyczal "Mloda matko, podla matko! Nie zabijaj!", pozniej plynnie zmieniajac temat podkreslil swoja dezaprobate wobec zbrodni hitlerowskich. "Czy pamietasz imie twoje?" - pytal dzieci z wytatulowanymi numerkami bawiace sie w cieniu obozowych drutow. Bylo sympatycznie, gdy wyspiewywal rozkaz Himmlera, ale kiedy wspominal o wciaz wiszacych nad swiatem "czarnych wronach faszyzmu", powialo groza. Mimo heroicznego zaangazowania nie wroze jednak temu zespolowi wiekszych sukcesow na postepowej scenie antyfaszystowskiej. Kierunek natarcia wlasciwy, ale muzyka jakby troche dekadencka. No i te czarne punkowskie ubranka... W takim stroju na zaden festiwal piesni zaangazowanej nie puszcza.

To, ze Enklawa Elk znalazla sie w gronie laureatow, a nie w chlodnych murach szpitalnych, wystawia marne swiadectwo oklaskujacej ja widowni. Sprawdza sie stara teza, ze tekst w muzyce pelni czesto role ornamentu. Wrogo przyjeta przez duza czesc publicznosci Republika ma wszak najlepsze, najmadrzejsze, najbardziej korespondujace z istota rocka teksty piosenek, a uwaza sie ja - bez zadnej proby wnikniecia w to, co Ciechowski ma do powiedzenia - za zespol, ktory sie sprzedal radiu i telewizji, zdradzil swoja publicznosc. Republike obrzucono pomidorami, ale tez i kwiatami - obie reakcje wydaja sie jednakowo bezmyslne, bo nastapily zanim jeszcze Ciechowski otworzyl usta. Republika przedstawila - przygotowany specjalnie na Jarocin - nowy program. Wazny, obalajacy teze, ze zespol komukolwiek sie zaprzedal.

Z zupelnie nowym programem wystapil tez Lech Janerka, byly lider Klausa Mitffocha, dzis chyba nr 1 rocka w Polsce. Janerka pisze teksty klarowne, w klimacie troche beatlesowskie, przewrtone i madre. Razem z grupa przyjaciol (zona Bozena na wiolonczeli, Wojciech Konikiewicz na klawiszach i perkusista) dal koncert, o jakim trudno zapomniec. Porywajacy, raz pelen ciepla, a raz drapieznej dynamiki, przemyslany do ostatniej nuty, choc pelen spontanicznosci.

Niezbyt dobrze wypadla tez AYA R.L. - trudno naglosnic zespol o tak bogatym brzmieniu - ale jej wystep byl i tak jednym z jasniejszych momentow festiwalu. Nowego horyzontu rocka nie wyznacza grupa, ktora przyjela te wlasnie nazwe, ale AYA R.L. Trio Czerniawski - Kukiz - Lach wie, o co w rocku chodzi, i wie tez, o co chodzi i ich rowniesnikom. Muzycznie sa bezbledni - potrafia zagrac wszystko: i przebojowa melodyjke, i skomplikowany utwor elektroniczny; ich koncert jest dokladnie wyrezyserowany - nie ma miejsca na chwile nudy, bo w przeciwienstwie do innych grup nowej muzyki nie wpadaja w smiertelnie ponura, bombastyczna powage. Powage, ktora usmiercila gigantow rocka symfonicznego i ktora grozi, nistety, grajacym wciaz te sama nute przedstawicielom nowej fali i post punku.

.
. .

Strona zrobiona przez W_MatNi+W_SiECi

.