|
RELACJE Z KONCERTÓW
W tym roku (2008) mijają cztery dekady od kiedy Ian Anderson przywdział stary wystrzępiony płaszcz swojego ojca, a zespół Jethro Tull zagrał bluesa w słynnym londyńskim klubie Marquee. Ten pierwszy w historii występ Andersona, Micka Abrahamsa, Glena Cornicka i Clive'a Bunkera pod szyldem "Jethro Tull" odbył się w lutym 1968 roku. Dziewięć miesięcy później ukazał się nagraniowy debiut grupy, zatytułowany "This Was". Jethro Tull obchodzi jubileusz 40-lecia istnienia w trakcie światowego tournee obejmującego takie kraje jak: Wielka Brytania, Rosja, Ukraina, Niemcy, Austria, Szwajcaria, Dania, Szwecja, Norwegia, Holandia, Hiszpania, Turcja, Czechy, Słowacja, Węgry, Indie, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Singapur i USA. Na rok 2008 zaplanowano około 90 rocznicowych koncertów. Ten, któremu poświęcona jest ta relacja, odbył się w parkowej scenerii sztutgarckiego Freilichtbuhne Killesberg. Decyzję o wyjeździe do tego położonego na południowym Zachodzie Dojczlandii miasta podjąłem w ekspresowym tempie. Konieczne wydatki (bilet na koncert, podróż autokarem Eurolines, nocleg w wartym polecenia hotelu Motel One) uregulowałem zaledwie tydzień przed występem. To dla mnie bardzo nietypowe! Jak to się stało? Otóż pewnej nocy miałem bardzo tullowy sen. Prasowałem w nim tullowe koszulki. Obudziłem się i postanowiłem, że... jadę! Była to bardzo spontaniczna decyzja! Wszystkie formalności związane z wyjazdem załatwiłem jeszcze tego samego dnia. Koncert odbył się pod gołym niebem. Chwile grozy przeżyłem, kiedy jakieś pół godziny przed początkiem imprezy z ciemnej chmury spadło trochę deszczu. Na szczęście trwało to zaledwie kilka minut i nie musiałem już więcej zakładać przeciwdeszczowej kurtki z logiem stołecznego browaru Królewskiego. Po okazaniu biletu odwiedziłem stoisko gadżetowe Jethro Tull. Przywitałem się z Tomem Lynchem, kupiłem rocznicową koszulkę oraz program koncertowy (do obejrzenia pod adresami: http://www.chesterhopkins.co.uk/pics/TULL2008TourT-ShirtColl.jpg ; http://www.electrocutas.co.uk/tourbooks/40years/temp.htm ) i pognałem pod scenę, by zająć jak najlepszą miejscówkę. Nie było numerowanych miejsc, panowała zasada "kto pierwszy, ten lepszy". Udało mi się stanąć przy samych barierkach! Opłacało się przyjechać półtorej godziny wcześniej! Fantastic bombastic! :) W trakcie oczekiwania na występ, z głośników (jak zwykle) popłynęła muzyka mniej lub bardziej związana z Jethro Tull, między innymi przepiękna folkowa ballada "Broadford Baazar" z albumu "Nightcap", emersonowska wersja "America" oraz utwory skrzypaczek pojawiających się gościnnie u boku Iana Andersona. Tenże artysta, ubrany już w strój koncertowy (czarną kamizelkę ze złotym motywem), z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, nieoczekiwanie pojawił się na scenie, by zapowiedzieć występ supportu - francuskiej piosenkarki Saori Jo. Te akustyczne piosenki oparte na klawiszowym akompaniamencie nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Dotyczy to również utworu, w którym wystąpili gościnnie: Ian, Doane Perry i David Goodier. Zainteresowanych odsyłam na stronę: http://www.saorijo.fr/ Koncert Tull rozpoczął się około godziny dwudziestej. Skład muzyków był taki sam, jak w zeszłym roku w Sopocie, z tą różnicą, że za zestawem perkusyjnym zasiadł nie James Duncan, a stary druh Doane Perry. Tak więc przypomnijmy: Ian Anderson, Martin Barre, Doane Perry, David Goodier, John O'Hara. Wykonany set list przedstawia się następująco: My Sunday Feeling, Living In The Past, Serenade To A Cuckoo, Nursie, A Song For Jeffrey, Rocks On The Road, Bouree, A New Day Yesterday, For A Thousand Mothers, Too Old To Rock'N'Roll, We Used To Know/With You There To Help Me, Dharma For One/Martin Inst. incl. Count The Chickens, Heavy Horses, Thick As A Brick, Aqualung, Locomotive Breath. Nareszcie spełniło się moje marzenie i usłyszałem na żywo "straitsowaty" utwór "Rocks On The Road" pochodzący z płyty "Catfish Rising" (1991). Zabrzmiał bardzo "klimatycznie", flet i klawisze pięknie się uzupełniały w trakcie jazzującej części instrumentalnej, a wokal Andersona był wyborny. Kiedy zapowiedział ten kawałek, sporo osób zareagowało euforycznie. W odpowiedzi zamruczał coś pod nosem, między innymi "I didn't suppose" ("nie przypuszczałem")... Cóż, widocznie IA się zdziwił, że ktoś zna dokonania Jethro Tull późniejsze niż te, pochodzące z lat siedemdziesiątych... Gdyby nie "Rocks On The Road", najnowszym wykonanym utworem byłby "Heavy Horses" z 1978 roku. Koncert odbył się pod sugerującym przekrojowość szyldem 40th Anniversary Tour, a zaprezentowano kawałki pochodzące niemal wyłącznie z pierwszej dekady istnienia grupy. To zresztą mój stały zarzut. Zespół koncentruje się na latach największej popularności, zapominając o tak znakomitych albumach jak "Broadsword And The Beast", czy "Roots To Branches"... Nie usłyszeliśmy też nic z mitycznej już "nowej płyty Jethro Tull"... Większość wykonanego w Stuttgarcie repertuaru pochodziła z lat 1968-1970. "A Song For Jeffrey" zadedykowany został "basiście Jethro Tull nr 2", Jeffreyowi Hammondowi-Hammondowi. Anderson powiedział, że "nie pojawi się dziś, by zagrać, ale zamiast niego usłyszymy... basistę Jethro Tull nr 7", Davida Goodiera. "A Song For Jeffrey" zagrany został z towarzyszeniem... akordeonu (ledwo słyszalnym). Zamiast partii harmonijki ustnej usłyszeliśmy flet. Wokal Andersona miał charakterystyczny telefoniczny pogłos, bardzo przypominający oryginalne nagranie z 1968 roku. Zapowiadając "Nursie", Ian wspomniał, że "jest to jeden z najkrótszych utworów Jethro Tull. Lubię te krótkie numery. Dzięki nim mogę się szybciej znaleźć w łóżku. Ja potrzebuję łóżka... W moim wieku bardzo potrzebuję łóżka" - żartował Anderson. "Nursie" został zagrany w rozbudowanej wersji znanej z koncertowego albumu "A Little Light Music". Martin zagrał dodatkowe partie gitary elektrycznej, a Doane i David postukali sobie pałeczkami w cymbałki (glockenspiel). Pim, pam, pom! ;-) Był to rarytas dla uszu! "We Used To Know" (w medley'u z "With You There To Help Me") zaśpiewany został przez Andersona w znacznie niższej tonacji, idealnie dostosowanej do jego obecnych możliwości wokalnych. Zabrzmiało to dość - można rzec - wyniośle i wytwornie. Ian wspomniał łudzące podobieństwo "We Used To Know" do przeboju zespołu The Eagles pt. "Hotel California". "Nie powiedziałbym, żeby to od nas zerżnęli... To był raczej taki swoisty HOŁD' złożony Jethro Tull. Tak jak mój zegarek... Hołd dla Rolexa" - kpił Ian. "A New Day Yesterday" i "For A Thousand Mothers" zabrzmiały z siłą godną klasycznego Jethro Tull z końca lat sześćdziesiątych. Tak, tak! Starego, surowego, nieokrzesanego Jethro! Były to wykonania bardzo głośne. Zresztą cały koncert wystawił nasze bębenki słuchowe na sporą próbę. Stojąca obok mnie mała, może 6-letnia dziewczynka otrzymała od ochroniarzy zatyczki do uszu! Był to jeden z nagłośniejszych koncertów Jethro Tull, w jakich miałem okazję uczestniczyć. Mógłbym go pod tym względem zestawić z Colosseum 1997 i Ferropolis 2003. "Too Old To Rock'n'Roll" i "Heavy Horses" zostały wykonane nietypowo, bo w całości. Pierwszy z tych utworów został zadedykowany Mickowi Jaggerowi, "ponieważ jest on ode mnie starszy" - powiedział Anderson. Obydwa evergreeny zabrzmiały wspaniale, zwłaszcza rustykalny "Heavy Horses", w którym lider JT sięgnął po tamburyn. "Diamentem" wieczoru okazał się starusieńki "Dharma For One". "W dawnych czasach oczekiwano, że bębniarze - niech Bóg ich błogosławi - zagrają długie solo na perkusji. Dziś Doane Perry NIE ZAGRA solo na perkusji... (publiczność protestuje) No dobrze, może zagra maleńką wstawkę... Ale będzie się wam zdawało, że trwa całe godziny! - mówił Ian. Solówka Doane'a trwała około półtorej minuty i zrobiła na mnie duże wrażenie. Sporą atrakcją i ciekawostką było użycie specyficznego instrumentu, jakim jest claghorn. Była to wierna kopia claghornu stworzonego przez Andersona w 1968 roku, słyszalnego na "This Was". Instrument ten sklecony został z fletu bambusowego oraz ustnika od saksofonu, na którym Ian nie cierpi grać, o czym wspomniał w Stuttgarcie: "Flet delikatnie przykłada się do ust, a saksofon trzeba wkładać do buzi... Brr... Fuj! Może dziewczyny lubią to robić!" - zażartował nasz rubaszny zbereźnik. "Dharma" wzbogacona została o świetny występ solowy Martina Barre, częściowo oparty na "Count The Chickens" z jego płyty "Stage Left". Nasze uszy zaczęły prawie krwawić ;-) Tym razem nie było "Budapesztu", a "Aqualung" zaprezentowany został w wersji standardowej (nie-orkiestrowej). Ten plenerowy koncert zakończony został - jak zwykle - "Locomotive Breath". Znów zabrakło balonów. Występ zakończył się przed godziną 22.00, kiedy nie było jeszcze całkowicie ciemno. Brawa należą się całemu zespołowi, w szczególności Davidowi Goodierowi, który na dobre zadomowił się w JT. Dużo chodził po scenie, podrygiwał w rytm muzyki, "wczuwał się". W znakomitym nastroju wydawał się być często uśmiechnięty Martin Barre. Jethro Tull obchodzi czterdziestą rocznicę istnienia w świetnej formie, z solidnym koncertowym repertuarem czerpiącym z okresu, kiedy maleńki zespół blues-rockowy stawał się gwiazdą rocka progresywnego. Tak jak w zeszłym roku w Sopocie, mieliśmy doczynienia z Jethro Tull grającym utwory JT, bez wątpliwych udziwnień, dodatków i eksperymentów. Tyle, że było głośniej i agresywniej. Surowe Jethro na żywo, a więc takie, jakie znamy i kochamy najbardziej! Schabowe z ziemniakami, bez zupy cytrynowej ;-) TULL FOREVER!
Łukasz Wąś |
|