|
BIOGRAFIA
Skład po raz pierwszy w historii Jethro Tull ustabilizował się na dłużej. Debiutem tego wcielenia zespołu była czwórka Life Is A Long Song, wydana we wrześniu 1971 r., odnotowana na brytyjskich listach przebojów (dotarła do pozycji jedenastej). Dla wszystkich było oczywiste, że zwiastuje ona dużą płytę. Ale na następny album fani musieli poczekać kilka miesęcy. Ukazał się on bowiem dopiero w marcu 1972 r. (nakładem innej firmy niż dotychczas - Chrysalis, utworzonej przez Ellisa i Wrighta). Nosił tytuł Thick As A Brick. I był ogromnym zaskoczeniem. Nie zawierał bowiem piosenek, a jedną długą kompozycję, z konieczności tylko podzieloną na dwie części. Dowodził oczywiście, że zespół ma ambicje takie jak Emerson, Lake And Palmer, Yes czy Pink Floyd, i chce tworzyć muzykę coraz bardziej skomplikowaną formalnie, choć z tych samych co dawniej elementów. Ambicje te zauważono, czego wyrazem był chociażby nagłówek w jednym z pism muzycznych z tego okresu: Jethro - kolejna największa grupa świata? Nie zawsze natomiast dostrzegano to, co zdecydowanie odróżniało Jethro Tull od Emerson, Lake And Palmer, Yes czy Pink Floyd. A mianowicie ogromne poczucie humoru. Okładka płyty Jethro Tull miała formę gazety , "The St. Cleve Chronicle", wypełnionej artykułami pióra Andersona i Hammonda-Hammonda, utrzymanymi w konwencji absurdalnego humoru. Znajdziemy w niej artykuł o rzekomym autorze tekstu utworu - ośmioletnim geniuszu Geraldzie Bostocku, a także wyniki sportowe, notka o grupie Jethro Tull zapowiadająca wydanie nowego albumu, a nawet małe zdjęcie muzyków jako członków drużyn piłkarskich przed meczem. Jest tu też miejsce na tak zwany "kącik dla dzieci", gdzie Anderson dał wyraz swojej rubaszności: jeśli zgodnie z instrukcją połączymy kreską ponumerowane punkciki, otrzymujemy obrazek nagiej panienki, na widok której ślini się kaczorek - ulubieniec maluczkich. Z kolei koncerty Jethro Tull upodobniły się w tym czasie do Latającego Cyrku trupy Monty Python. Płyta dotarła do pozycji piątej na Wyspach i pierwszej w Stanach. A jej sukces zdyskontowano w lipcu zestawem przebojów i archiwalnych nagrań koncertowych - Living In The Past. W drugiej połowie 1972 roku zespół, aby uciec przed wysokimi podatkami, wyjechał na stałe do Szwajcarii. Stamtąd niedaleko miał do słynnego podparyskiego studia nagraniowego Chateau D'Herouville. Owocem tej sesji miał być dwupłytowy album zawierający znowu krótsze utwory. Niestety zespół nie wytrzymał ciągłych kłopotów technicznych ze sprzętem oraz trudów emigracji i muzycy wrócili do rodzinnego kraju. Po latach Anderson wspominał, że praca w tym feralnym studiu dla Jethro Tull ...okazała się katastrofą. Spędziliśmy w nim wiele tygodni, ale w ogóle nie posuwaliśmy się do przodu. Byliśmy sfrustrowani. Byliśmy sfrustrowani lichą jakością nagrań, byliśmy sfrustrowani niskim poziomem życia. Nie mogliśmy ścierpieć francuskiej kuchni. Jedząc na okrągło sałatki, sery i końskie mięso wszyscy się rozchorowaliśmy. Zespół długo nie powracał do materiału wówczas zrealizowanego. Jedno nagranie z Chateau D'Isaster, czyli Zamku Katastrof jak lider Jethro Tull ochrzcił francuskie studio, trafiło później na płytę War Child, kilka innych na album 20 Years Of Jethro Tull. Dopiero pod koniec 1993 roku światło dzienne ujrzały niektóre nagrania z owej pamiętnej sesji. Anderson odszukał je, wybrał jego zdaniem najlepsze i najbardziej kompletne, dograł partie fletu tam, gdzie brakowało partii wokalnych, a następnie wydał je na płycie "Night Cap". Dwa tygodnie po powrocie do Londynu zespół zaczął pracę nad zupełnie inną muzyką, która wypełniła płytę A Passion Play wydaną w lipcu 1973 roku. Podobnie jak w przypadku poprzedniego krążka, ten także zawierał tylko jedną dłuższą kompozycję.
Publiczność była zadowolona - album dotarł do 13 pozycji w Anglii i 1 w Stanach. Ale krytycy nie zostawili na Jethro Tull suchej nitki. Najnowsze dzieło zespołu zostało bezlitośnie skrytykowane jako pretensjonalny, niezrozumiały produkt egotysty i jego neofitów. Muzycy ogłosili wówczas rozwiązanie zespołu. Jako powód podali rozgoryczenie napastliwymi tonami recenzji. Po latach Anderson wyjaśnił jednak, że zarówno on jak i koledzy byli po prostu zmęczeni. Uważałem, że trzeba zwolnić obroty i zastanowić się nad
przyszłością - zwierzał się. Ale tak naprawdę zespół przestał istnieć na dwa dni. Po raz pierwszy od pięciu lat mogłem powiedzieć: nie jestem częścią tego, co nazywa się Jethro Tull. I było to wspaniałe uczucie wolności. Ale po dwóch dniach miałem dosyć i uznałem, że trzeba brać się do roboty. Wtedy zrodził się pomysł filmu "War Child"... Niestety, projekt ten nie doczekał się realizacji. Andersonowi nie udało się zainteresować nikogo swoim scenariuszem, który był alegoryczną historią młodej dziewczyny ginącej w wypadku samochodowym i wiodącej "drugie życie". I zarejestrowana już muzyka - na zespół i orkiestrę symfoniczną - trafiła do kosza. Ale poszczególne kompozycje przerobiono na piosenki (niektóre subtelnie nasycone aurą muzyki rozrywkowej lat czterdziestych, ukazujące bezradność Brytyjczyków wobec kataklizmu drugiej wojny światowej) i wydano w październiku 1974 r. na płycie War Child. Zyskała ona dużą popularność, przyniosła też kolejny przebój singlowy - Bungle In The Jungle. Na początku 1975 roku zespół zniechęcony atmosferą pracy w profesjonalnych studiach kupił małe przenośne studio, udał się do Monte Carlo i tam w nastroju wakacyjnego luzu zrealizował album Minstrel In The Gallery, wydany we wrześniu nieco mniej popularny niż poprzednie. Anderson odczuł porażkę boleśnie. Wyjaśnił ją następująco: Powstała płyta zbyt osobista, bardziej moja niż całego zespołu, czego się wstydzę. W grudniu 1975 r. znowu doszło w grupie do rozłamu. Hammond-Hammond manifestacyjnie spalił swój kostium estradowy i odszedł z Jethro Tull, by całkowicie poświęcić się drugiej pasji - malarstwu. Dla Andersona był to cios. Hammond-Hammond nie był co prawda wybitnym muzykiem, ale miał ogromny wpływ na atmosferę pracy w zespole. Potrafił łagodzić konflikty, przezwyciężać wspólne problemy, a także - jako jedyny z całej kompanii - nie przejmować się niepochlebnymi recenzjami. Jego następcą został John Glascock z grupy Carmen, która w tym czasie otwierała koncerty Jethro Tull w Stanach (wcześniej związany z The Gods i Chicken Shack). W końcu 1975 roku do Andersona dotarł z prośbą o rozmowę wysłannik amerykańskiego magazynu "Circus". Wokalista odmówił. Wywiadu udzielił w jego zastępstwie Terry Ellis, człowiek, który miał ogromny wkład w sukces Jethro Tull. W wywiadzie odpowiedział przede wszystkim na pytanie o tajemnicę sukcesów Jethro Tull w Stanach Zjednoczonych. Po ukazaniu się płyty A Passion Play zespół założył sobie, że trasa promocyjna obejmie aż sto miast. W trzech etapach objechaliśmy więc wszystkie większe ośrodki w kraju, ale okazało się, że jest ich zaledwie osiemdziesiąt pięć. Muzycy postanowili więc odwiedzić też mniejsze miasta, nawet takie jak Joliet w stanie Illinois, z jedną szkołą średnią... |
|