Totart |
|||
|
. |
***Wolny Magazyn Autorow Maæ Pariadka - Nr 1/1999 WIELKI WYLEW TYMONABEDE DAWAL LEKCJE ANGIELSKIEGONajlepsze ze bagno ,,szolbizu" lyka rowniez niezalezniakow i robi z nich towar. Okazuje sie nagle, ze zespol Scianka jest lepszy od Waglewskiego, ze na koncerty w Warszawie na Homo Twist przychodzi tysiac osob, a na T. Love - sto. Zespol NoMeansNo byl kilka razy w Polsce i gral w normach, potem dziennikarzom z Warszawy sie spodobal i dzis na ich koncert przychodzi tysiace osob. Wystarczy wiec zostac lyknietym przez odpowiednia ekipe i w ciagu pieciu minut Tymanski staje sie muzycznym establishmentem. Jezeli patrzysz w telewizor to zawsze widzisz jakies oddzielenie, nie moge byc w pewnych miejscach gdzie oni sa, nie moge byc w radiu wszedzie, nie moge byc na Fryderykach, i mysle sobie tylko: "Czekajcie, jak ja tam wejde, to tak wam nasram". Oni, powiedzmy, ze przyklasna, OK. Ale widze Kazika i widze, ze jest przebiegly, jest koniunkturalista, potrafi zaspiewac u Nosowskiej itd. ale widze tez, ze jest soba. Moze to, co on spiewa jest latwe i dosyc przyzwolone, latwa polityczka, ale generalnie trzeba powiedziec, ze to jest cesarz na malutkim dworku niezaleznosci. Mysle, ze mimo tego, ze moge go zobaczyc wszedzie, ze potrafi sie promowac, nie mozna sie do niego przypierdolic, no bo za co? Tam samo z Kukizem mam dziwny problem, bo mnie swedza jego niektore dzialania typu "Kochaj mnie" itd. Z drugiej strony widze, ze gosc totalnie zlewa establishment, jest takim chamskim typkiem. Dla mnie wzorami sa goscie bardzo niezalezni, Beefheart, ktory w ogole jest poza establishmentem, czy Zappa, ktory stworzyl calkowicie swoj casus, wykreowal i wladal tym wszystkim, byl bossem. Jak chcial byc establishmentem, to on go tworzyl, a nie jemu go tworzyli i o to tez mi chodzi, zeby bardziej to tworzyc niz zeby mnie tworzyli. Albo Iggy Pop czy Lou Reed. To nie sa symbole tego, czym prasa chce, zeby byli, tylko symbole dla tych pokolen, ktore z nimi wzrastaly, kolesie, ktorzy drugowali, ktorzy pierdolili sie ze wszystkim co chodzi, zyje, po czym powoli nabrali swiadomosci i stali sie dojrzalymi facetami. l dzisiaj sa nas symbolami tych wszystkich przejsc, dojrzalosci jaka uzyskali przez te wszystkie lata. Mysle, ze to jest dla mnie ideal, chociaz nie jest to moze najlepsze slowo, bo nie mam idealow wsrod swiata rocka. Dla mnie swiat rocka, swiat sztuki to swiat w jakims sensie zepsuty totalnie. Ja bym powiedzial, ze moj ideal jest poza. Dla mnie idealem jest bardziej Cohen, ktory w wieku lat 50-60 porzuca muzyke i staje sie mnichem buddyjskim. Bardziej mnie to pasjonuje bo uwazam, ze etap bycia artysta to jest etap uwarunkowany. Wolalbym w przyszlym zyciu byc mnichem albo byc kims, kto pomaga pokojowi, niz bawi w jakies establishmentowe gowna i pisze teksty ponizajace garstke ludzi. Ale na pewno na tym etapie, na jakim jestem teraz, jestem w stanie w swojej szufladce pomoc komus, a moze cos pokazac i staram sie to robic dobrze i nie jest dla mnie problemem zarabianie kasy, ale bycie autentycznym. Jakkolwiek to brzmi wytarcie, mysle, ze zawsze czujemy czy dalismy dupy czy nie. Zarabia nie kasy za cos nie jest dla mnie problemem, tylko pytanie, czy ma sie kontakt z tym, co sie chce powiedziec. Ja chcialbym to zachowac za wszelka cene. Nie chcialbym byc zenadny, nje chcialbym wyjsc nawet do telewizora i zaczac spiewc rzeczy, ktore zenuja moich przyjaciol. Nawet nie o to chodzi, ja moge zaspiewac o milosci piosenke, Trupy maja piosenki o milosci, jedna czy dwie. To sa moje piosenki, zaspiewalem je, poniewaz czuje, ze ludzie maja bloka na temat milosci. Jezeli sie zakochasz to jest taki moment, kiedy puszcza ci ocena. Jestes jak dziecko i mowisz na przyklad jakiejs lasce: "Kocham cie" i jest to kwestia przezycia. Jezeli to czujesz, jestes w stanie zamknac to w slowa, to osoba, ktora potrafi to intuicyjnie docenic wie, ze to jest prawda, a nie jakis zlew, jakies pierdoly. Czytalem artykul Ciechowskiego ostatnio, on powiedzial, ze wiekszosc tekstow oszukuje emocje, ze teksty piosenek udaja emocje. To jest prawda, to jest to, co ja czuje i wiekszosc ludzi czuje intuicyjnie: goscie sadza sie, siada gosc od tekstow i mowi: "To ja bede ja kochal, nie?" i to jest straszne. Po jednym takim wersecie chuj ci opada, noz ci powstaje w rece i pogonilbys go za takie cos. Ja po prostu staram sie byc autentyczny. Napisalem jeden czy dwa teksty o milosci i to byly teksty, ktore napisalem kiedy bylem totalnie zakochany i generalnie czuje, ze to moze byc zenada, ale kiedy to pisalem to bylo totalnie to i co ja mam zrobic? Mam to skreslic, bo otwarlem sie i bede pisal wobec tego o rzeczach, do ktorych mam dystans typu np.: "Och, jaki jestem przytomny, jestem fajny, wszystko toleruje, nikogo nie kocham", moge powiedziec to i to, ale kiedy wstaje rano, drapie sie w glowe, kogos tam kocham, widze film to pisze takie rzeczy. Ostatnio widzialem film, gdzie gosc, ktorego gra Gabriel Byrne ratuje dziecko, swojego synka, z morza. Poplakalem sie jak to zobaczylem, po prostu urosl we mnie ojciec przez ostatni rok. Jak widze taki film, lzy mi leca i co ja zrobie? Totalnie sie z gosciem utozsamiam, mam synka, ktorego totalnie kocham i ta milosc we mnie rosnie i jezeli o tym nie bedziemy mowic, albo ktos ma z tym problem, to jego problem, niech sie pierdoli. Jak widze taki film to zachowuje sie jak kobieta, ale po prostu trudno, czlowiek dorosly zaczyna sie utozsamiac z calym swiatem i powstaja, w nim aspekty, ktorych sie wczesniej wypieral albo nie rozumial. Staje sie kobieta, staje sie calym swiatem, staje sie kataklizmem, staje sie wszystkimi aspektami rzeczywistosci, lacznie z tymi ktorych sie wstydzi. To jest kwestia tego, ze przy sztuce, ktora jest bardzo grzaska jest pytanie czy potrafimy to zakodowac tak, zeby nie bylo zenady. Problemem sztuki jest to, ze jest ona wyborem tego co jest najwartosciowsze, wyborem tego, co jest naprawde topem posrod tego, co jest w ogole cokolwiek, warte, wartosciowe, co jesi tworzone, kreowane. Staram sie nie bac sie roznych emocji, nie bac sie roznych rzeczy i wchodzic zawsze w takie sprawy, ktore totalnie czuje, wchodzic w to calym sercem i trudno ze jestem zenadny, pierdole to. A potem jak przyjdzie kaska, to czemu nie? Ale nie robie tego dla kasy, robie to po to, zeby sie wyrazic. Mialem taka mysl: ,,Co bedzie jezeli nie bede zarabial kasy teraz, jak bede mial dziecko?". Mysle sobie, trudno, bede dawal lekcje angielskiego. Nie musze zarabiac muzyka mam prawie skonczony fach w reku, jestem anglista. Nigdy w zyciu nie zrobilbym piosenki po to, zeby pieniadze zrobic na niej. Mysle sobie o tym, kiedy zrobie piosenke, kiedy polece w cos "0 Jezu, moze to bedzie jakims hitem, fajnie by bylo". Robie ,,Depreche" i mysle sobie: "Jezu, niechcacy udalo mi sie zrobic cos, co jest bardzo chwytliwe, moze to bedzie na liscie przebojow" i bylbym z tego dumny, oczywiscie. Ale jednak takie rzeczy sa na 29 miejscu listy przebojow, nie sa na pierwszym, poniewaz nie potrafie robic tego na zawolanie. Zappa mial chyba cos takiego, ze jego najlepszy hit to byt ,,Bobbie Brown", 22 miejsce na liscie przebojow Billboardu. Zajebiscie, ale mysle, ze on nie byl w stanie byc na pierwszym miejscu. To, co on serwowal bylo zbyt ciezkie. Ja mysle, ze tak jest ze mna: zebym byl na pierwszym miejscu to musialbym ten caly moj razowiec pozbawic blonnika, tych wszystkich ciezkich rzeczy. Ale Big Cyc i inni potrafia byc na pierwszym miejscu. Tak, ale Big Cyc to jest dla mnie zart buleczkowy. Chodzi mi o kaliber zartu. To nie jest zla muzyka, to nie jest zly tekst, ale kaliber tego zartu jest taki: ,,wiesz robimy glupie jaja z tego z kogo mozna". A ja mam tak, ze o wszystkim moge mowic. Mowimy o wszystkim i nie zatkasz nam geby niczym. Ja po prostu wole zarabiac te 25 baniek do konca zycia. I tak przezywamy z tego do dzisiaj we trojke. Kupilem sobie Audika, 15-letniego za 45 baniek od kumpla, bardzo jestem z tego dumny i czuje sie totalnie niezalezny. A przy okazji wystepuje w telewizji. Mysle, ze to jest bardzo wazne, zeby byc medialnym, zeby pojawiac sie, oczywiscie do czasu. Jak kiedys zobaczylem Malenczuka, to mysle sobie "Kurwa mac, daje dupy, pojawia sie wszedzie w telewizji". Wydawalo mi sie, ze jest go za duzo, ze nie mozna przeginac. Ale teraz zaczynam dorastac do tego, ze mysle sobie: "Wazne jest co mowi i czy nie zmienia swoich pogladow, a nie jak czesto sie pojawia". Generalnie jest tak, ze wiekszosc ludzi, ktorzy pracuja w branzy, czy politykierskiej czy artystycznej, a to sa bliskie kregi, wiekszosc tych ludzi nakrecana jest chorymi ambicjami, slawa, pieniedzmi. Moim zdaniem mozna w tym uczestniczyc, pod warunkiem, ze staramy sie co pewien czas mantrowac nad regulami gry i nad impennanencja, przemijalnoscia tego, ze uswiadomimy sobie, ze to wszystko moze w kazdej chwili zniknac, ze my jestesmy tak naprawde kosciotrupami, ktore robia jaja. Staram sie co pewien czas uswiadamiac sobie, ze jestem glodnym duchem, ktory chce normalnie, zwyczajnie w swiecie zrobic kariere, bo zawsze chcialem zrobic kariere, zawsze chcialem byc kims, kto mowi nie do pieciu tysiecy, ale do piecdziesieciu tysiecy, ale niekoniecznie do pieciuset tysiecy, bo po co mi tylu ludzi. W Proximie na koncercie Kur zobaczylem, ze 1/3 ludzi to zaangazowani, ktorzy kumaja, 1/3 - nie za bardzo kuma i 1/3 to laski i goscie, ktorzy stoja i sie patrza. Nie wiadomo o co chodzi. Pewnie, ze mnie cieszy jak przyjdzie 1000 osob, ale nie wiem czy mnie cieszy to, ze ci ludzie nie maja mozgu i nie kumaja o czym spiewam. Nie chce wyladowac jak moi koledzy, ktorzy spiewaja dla 15-latkow. Jego kumple juz zdjeli te ciuchy, przestali swirowac, a on spiewa dla gosci dwa razy od siebie mlodszych. Nie jestem w stanie zamknac swiata w jednej definicji, ani zadnego tematu jaki poruszylismy sprowadzic do jednej madrej sentencji. Nie moge jednym zdaniem powiedziec jaki mam pomysl na niezaleznosc. Staram sie tylko najbardziej szczerze jak potrafie odpowiedziec na to pytanie. Generalnie czuje sie niezalezny i czuje, ze mam swiadomosc kierunku, w jakim ide i mysle, ze nie ma na to jednej formulki. Staram sie pomimo pomieszania, jakie niesie sztuka i muzyka, polegajacego na tym, ze naprawde nie wiemy co sprzedajemy. Chodzi o to, ze ja sam, tak jak wy wszyscy, mysle, ze obok 3/4 dobrej energii sprzedajemy jakas gowniana energie, bo nie wiemy dokladnie jak to sprzedac dobrze. Trudno, tacy jestesmy, ze ziarno nam sie miesza z plewami, miod sie miesza z woskiem. Nie wiem jak to robi Dalajlama albo jakies autorytety chrzescijanskie, ale nie jest latwo. Trzeba miec dystans do siebie, do swojego przekazu. Ja to widze raczej tak, ze odkurzacz nie musi byc super czysty zeby odkurzac. Mozemy pomagac i byc wentylem spolecznym. Ornitolog nie musi latac? Dokladnie. Mozemy pomagac ludziom i sobie, a to, ze jestesmy troche zasyfiali i ze mamy szyszki u dupy czyli takie zwiniatka niepodtarte, to jest troszeczke karma bycia glodnym duchem. Jestesmy glodni i chcemy zaspokoic ten glod, mamy ambicje, przychodzimy na swiat, mowimy "zmienimy swiat, chcemy zmienic to wszystko", a nie widzimy, ze sami jestesmy pojebani i musimy siebie zmienic. Dlatego to, co polecam ludziom, to dystans i zadawanie sobie samym pytan, ktore zadajemy innym ludziom. Powstaje pytanie czyja sam jestem taki, czy sam to robie. To jest system niezaleznosci, ktory mam zeby siebie tez uwzgledniac. Mysle sobie, ze czegos nie wiemy, jestesmy idiotami, tacy sami jak inni ludzie. Ale mysle, ze jestem niezalezny naprawde, ze nie sprzedaje shitu ludziom, ze po prostu staram sie robic w miare dobre rzeczy. Generalnie przekaz jest taki, ze kazdy moze robic wszystko, kazdy moze zrobic ze swoim zyciem co chce. To jest dla mnie bardzo radosny i bardzo tworczy przekaz. Piekne zakonczenie. *** Niektore osoby dramatu: Zdjecia pochodza z prywatnego archiwum Tymona i zostaly wykonane na przestrzeni lat przez rozmaitych, w tym w czesci nieznanych, autorow. Schizofreniczne obrazki zas sa autorstwa Piotra Storoniaka - sesja na wydziale chemii UG, semestr zimowy '98/~99. |
|
. |
Zrobione przez: TylkoPolskiRock Webring |