.
POLMUZ
|
||
LISTA |
Autor: MILOSZ WISNIEWSKI - POZA KONTROLA VII Rock-Front "Riviera-Remont". Warszawa. Non Stop 11/1986 POZA KONTROLA VII "Nie wierzcie mlodziezy, ona tez sie zestarzeje" — tak brzmialo motto VII przegladu "Poza Kontrola". Haslo owo wcielilo sie w zycie, bowiem z najwiekszym aplauzem u publicznosci spotkala sie najstarsza wiekowo grupa, a z mlodzieza bywalo bardzo roznie. Ale wszystko po kolei. Tak sie tego roku .zlozylo, ze w sierpniu odbyly sie trzy Imprezy, wprawdzie o roznym charakterze, lecz pod wzgledem muzycznym nastawione dosc podobnie. Po Jarocinie oraz II Festiwalu Wylacznosci "Nowa Scena" w Sopocie. "Poza Kontrola" mialo byc ogniwem, ktore zamknie ten ciag rozniac sie od poprzednikow tym, te wedlug zalozen organizatora, Grzegorza Brzozowicza. powinno zaprezentowac wezsza, ale bardziej progresywnie zorientowana grupe wykonawcow. Trudno jednak powiedziec aby te szlachetne zamiary zostaly uwienczone calkowitym powodzeniem. W kazdym niemal artykule omawiajacym nasza alternatywna scene powtarza sie wobec czesci zespolow zarzut nasladownictwa Joy Division. Cure, ostatnio takze U2 czy The Smiths. I niestety, warszawski przeglad nie byl wyjatkiem. Jest rzecza oczywista, ze stuprocentowa oryginalnosc nie istnieje, a i czesciowa staje sie udzialem nielicznych, lecz czy poza ta waska grupa gwiazd nic ciekawego w swiatowym rocku ostatnich lat sie nie pojawilo? Taki muzyczny oportunizm zaprezentowaly na scenie "Riviery" np. grupy Malarze i Zolnierze, Garaz w Leeds, a w pewnym stopniu takze Ziyo. Pierwszy dzien przyniosl w zasadzie dwa znaczace wydarzenia. Jedno z nich to wystep Popoludniowych Kalafiorow — kolejnego wcielenia Roz Europy (Jarocin-Festiwal.com: patrz nagranie z tego koncertu) . Byl to solidnie zagrany gitarowy pop, ozdobiony smaczkami saksofonu i kontrastujacy swa lekkoscia (w dobrym tego slowa znaczeniu) ze znakomitymi, drapieznymi tekstami. Calosc zostala bardzo goraco przyjeta przez publicznosc, tak ze nastepny w kolejnosci zespol, Demusk z Wroclawia nie mial latwego zadania. Tym wieksza mu czesc i chwala, bo wybronil sie calkowicie Zmiana nastroju byla dosc szokujaca, jako ze przedstawil on pare numerow utrzymanych w afrykanskim" nastroju, uzyskiwanym dzieki tribal beatowi perkusji (Janusz Rolt — na co dzien u L. Janerki), swietnym partiom trabki w wykonaniu Irenki oraz wzbogaconym o "instrumentalny" glos wokalistki. Po paru takich kawalkach na scenie zostali tylko trzej mezczyzni i jak na prawdziwych "machos" przystalo zagrali ognistego rocka nieco w stylu New York Dolls. Nie wiem na jakich zasadach dziala ta formacja, lecz bardzo chcialbym, by nie stala sie kolejna efemeryda. Z piatkowego koncertu warto tez wspomniec o wokaliscie grupy Szalenstwo E.A..P., mlodziencu dysponujacym niezlym glosem, co wsrod plemion slowianskich jest zjawiskiem stosunkowo rzadkim. Natomiast sobota byla dniem "jarocinskim" i znalazlo sie w tym zestawie pare propozycji nieszablonowych. Przede wszystkim Sztywny Pal Azji, ktorego sztandarowy utwor "Nie wolno wznosic sie za wysoko" dal nazwe wszystkim popoludniowym koncertom. Ta dziwna muzyka brzmiaca raz jak Dire Straits, to znow jak grupy rockabilly potrafila zjednac sobie niemal cala publicznosc. Trudno powiedziec w jakim stopniu swiadomie, lecz Sz. P.A. byl jedynym zespolem nawiazujacym do tak popularnego ostatnio w swiecie nurtu trad-rocka Kolejna reminiscencja Jarocina — Pudelsi — to jak wiadomo zaloga wysmiewajaca sie doslownie ze wszystkiego. A ze robi to w sposob wdzieczny i technicznie nienaganny, totez zyskuje przychylnosc wszystkich z wyjatkiem zaprzysieglych rastamenow. Niezle zaprezentowal sie 1000000 Bulgarians — zespol gra muzyke mroczna, ciezka, ktorej klimat potrafil jednak momentami urzec. Najwiecej mieszanych uczuc wzbudzil we mnie polgodzinny set Po prostu — odkrycia FMR. Cala atrakcyjnosc grupy lezy w osobie Szczepana — wokalisty, ktory potrafi sie dobrze ubrac i w rewelacyjny sposob zachowywac na scenie, choc jak glosi tekst jednego z numerow "Ma syfiasty glos i nie umie spiewac". Reszta zespolu natomiast nie bardzo umie grac i mimo ze jak na razie nikomu to nie przeszkadza, jednak warto sie zastanowic, czy dlugo mozna bedzie w ten sposob ciagnac? W tymze drugim dniu wystapila rowniez grupa zagraniczna, a jakze, z Londynu. Zwala sie Funking Idlots i byla to przecietna, choc sprawna technicznie kapela, ktorej basista wslawil sie pytaniem skierowanym do sali, czy tutaj ktokolwiek slyszal o Beatlesach. W ten sposob impreza dobiegla do dnia ostatniego. Zagraly w nim m. in. dwa zespoly reprezentujace Gdanska Scene Alternatywna. Pierwszy z nich, Miriam (bedacy fuzja Bom Wakacje w Rzymie i Los Piranias del Baltico) odznaczal sie bigbandowym, jak na kapele rockowa skladem-sekcja, gitara, trabka, saksofon, flet. fortepian + 2 glosy. Ich propozycja to cos, co pozwolilem sobie przydlugo nazwac "Ballroom rock'n'roll"; Energia w tej muzyce jest typowo rockowej proweniencji, jednakze nie braklo elementu swingu niczym w orkiestrach lat 30-tych. I mimo slyszalnego momentami braku zgrania, byla w tym duza doza oryginalnosci. Nie mozna tego samego powiedziec o drugiej. grupie z Trojmiasta — Call System. Nie bede pierwsza o-soba, ktora ich brzmienie porowna do akompaniatorow Sade i maja wspolny problem: jak nie usnac przy wlasnej muzyce. Z reszta zespolow bylo juz w ogole zle. Kineo RA, poniekad dobra grupa, w Warszawie zagrala o wiele ponizej swych mozliwosci, z kabaretowego popisu duetu Rozkrock warte uwagi byly tylko twarze jego czlonkow, a juz kompletnym nieporozumieniem bylo wpuszczenie na scene formacji Lord von Droll z Zabek, ktora pasowalaby raczej do konursu "Rock nad bagnem". Lecz cierpliwi zostali nagrodzeni. Tak, jak w ubieglym roku, ostatnia pozycja przegladu byl koncert "gwiazdy festiwalu". Od samego poczatku na plakatach byl zapowiadany polsko-brytyjski zespol o enigmatycznej nazwie "Out of Control". Okazalo sie, ze chodzi o wspolny wystep Jean-Jacques Burnela z polskimi muzykami. Do ostatniej chwili nie bylo wiadomo, czy najmlodszy "dusiciel" bedzie mogl sie zaprodukowac w Warszawie, ale w koncu w niedziele wieczorem przed publicznoscia "Riviery" zagrali: Gosc — tylko i wylacznie spiew, trzy czwarte dawnej Republiki (chyba wiadomo. ktorej cwiartki zabraklo) oraz Wojtek Konikiewicz na klawiszach. W pelnym zestawie odbyli tylko jedna probe, po czym w brawurowy, a jednoczesnie perfekcyjny sposob wykonali cztery utwory z dwoch pierwszych plyt the Stranglers: "London Lady", "Peaches", "No More Heroes" i "Hanging Around". J.J. Burnel doskonale odspiewal wszystkie kawalki, takze te ktore na co dzien wokalnie naleza do Hugh Cornwella. Jesli chodzi o reszte zespolu, to W. Konikiewicz — wiadomo, wielka klasa w swej dziedzinie, natomiast dla "trojki z Republiki" byl to pierwszy wystep po rozstaniu z G. Ciechowskim i na razie, jesli porownac koncert w "Rivierze" z opolska, playbackowa produkcja Obywatela G.C. to plus dla nich. Choc to przeciez nie wyscigi i wazne w tej chwili jest to, by w miejsce jednego znakomitego zespolu powstaly dwa rownie dobre. |
EMAIL |
Strona zrobiona przez W_MatNi + W_SiECi |