FESTIWAL MUZYKOW ROCKOWYCHJAROCIN |
|||
. |
Autor: Jacek Krzeminski, Rzeczpospolita 2000-08-11 o Historii Festiwalu w Jarocinie mowia m in Chelstowski, Robakowski, Szelag, Lipinski, Jankowski
Mielismy plakat festiwalowy: tlum ludzi na koncercie. Cenzura go nie przepuscila, bo na pierwszym planie stal chlopak w okularach spawacza. Wtedy krazyl dowcip: Kto jest najwyzszy ranga w wojsku polskim? Spawacz, bo ma ciemniejsze okulary niz general Jaruzelski - opowiada Jackowi Krzeminskiemu ojciec festiwalu w Jarocinie
Po szesciu latach przerwy wraca jarocinski festiwal 12 sierpnia, w okrojonej formie, ale to wedlug organizatorow pierwszy krok do wskrzeszenia najwiekszego swieta muzycznego w Polsce. Bo tym wlasnie byl jarocinski festiwal, wbrew modnym ostatnio teoriom, ze zarowno ta impreza, jak i cala muzyka rockowa stanowily trybune, z ktorej wojowalo sie z komuna.
ZLOT ODMIENCOW. - Pracowalem na Woronicza. Raz ide korytarzem i slysze za drzwiami jakiegos pokoju swietna muzyke. Wchodze, a w srodku siedzi chlopak i puszcza nagrania. Pytam go, kto to gra. Odpowiada: polskie kapele. Nie chcialo mi sie wierzyc - tak ojciec festiwalu Walter Chelstowski, wowczas pracownik Studia 2, dzis producent telewizyjny, opowiada, dlaczego zajal sie promocja polskiego rocka. Pod koniec lat siedemdziesiatych zaczal organizowac koncerty w cyklu Muzyka Mlodej Generacji. Potem zaproponowano mu, zeby wspolnie z Jackiem Sylwinem zrobil kolejna edycje lokalnego festiwalu pod nazwa Wielkopolskie Rytmy Mlodych w Jarocinie. W dwa lata przeksztalcili go w festiwal Muzykow Rockowych. To byl strzal w dziesiatke - zespoly spod znaku rocka nie mialy gdzie nagrywac, nie wchodzily na antene radiowa. Rockowa fale lekcewazyly wowczas firmy fonograficzne i media. - Jarocin byl miejscem, ktore pomoglo wyplynac rockowi na szersze wody - uwaza Krystyna Stykowska z Jarocinskiego Domu Kultury, ktory przez lata wspolorganizowal festiwal. - Juz druga edycja przyciagnela kilkanascie tysiecy fanow. Ludzie z show-biznesu zwietrzyli interes, rockowy bunt dobrze sie sprzedawal. Zespol TSA po koncercie w Jarocinie z dnia na dzien stal sie wielka gwiazda. Tak bylo z wieloma kapelami debiutujacymi na festiwalu. Ale nie wszystkie zabiegaly o slawe. Republika podczas pierwszego wystepu w Jarocinie odmowila rejestracji swego koncertu przez telewizje, bo media kontrolowane przez wladze uwazala za wroga. - Potem, gdy rock przyjal sie u nas na dobre, Jarocin stal sie, dzieki konkursowi dla mlodych, nieznanych muzykow, glowna scena grup niekomercyjnych, podziemnych, dawal im szanse zaistnienia - mowi Krystyna Stykowska. - Ściagali tu nowatorzy. Wystarczylo przyjechac do Jarocina, zeby wiedziec, co bedzie sie dzialo w muzyce za kilka lat. Do konkursu zglaszalo sie nawet po czterysta zespolow. Po kilku pierwszych edycjach Walter Chelstowski oglasza narodzenie sie polskiej alternatywy, a Czeslaw Robakowski, naczelnik miasta i gminy Jarocin, ze oto tworzy sie nowa galaz kultury narodowej. Impreza nabrala charakteru zlotu buntownikow i odmiencow. Podczas festiwalu objawialy sie wszystkie nowe subkultury. Od punkow, regalowcow, metali, az po skinow. - Tutaj zjezdzali ludzie, ktorzy szukali czegos innego niz to, co oferowaly oficjalne srodki przekazu. Tu mogli wykrzyczec, co mysla - uwaza Lech Janerka, muzyk rockowy.
- Gdyby paru punkow z czubami na glowach przeszlo wtedy ulica Kalisza, zaraz zostaliby wylegitymowani przez milicje. A w Jarocinie mogli spac na trawniku, krzyczec i nic. Mielismy zasade: poki nie lamia prawa, poty moga robic wszystko - mowi nadkomisarz Roman Szelag, specjalista ds. prewencji w Komendzie Miejskiej Policji w Kaliszu. Na festiwal w Jarocinie jezdzil jako czlonek grupy ds. nieletnich, a potem specjalista ds. subkultur w kaliskiej Komendzie Wojewodzkiej. Szelag jest po socjologii, w trakcie festiwalu robil badania. - Do Jarocina przyjezdzali ludzie najczesciej z malych miast, dyskryminowani u siebie z powodu odmiennosci. Tutaj byli wsrod takich samych jak oni - mowi Szelag, ktory najwiekszy sentyment ma do punkow. Choc wsrod nich bylo chyba najwiecej amatorow wachania kleju, rozpuszczalnika i zmywacza "Proxy". W Jarocinie popularny byl takze denaturat, filtrowany i mieszany z sokiem. To wlasnie z powodu tak niewybrednych gustow festiwalowa prohibicje rozszerzano nieraz na wode brzozowa i klej butapren. Mimo to Roman Szelag czuje sympatie do dawnych bywalcow Jarocina: - Byc moze chcieli w pelni wykorzystac swobode, jaka zafundowal im festiwal. Wielu z nich bylo ciekawymi, wrazliwymi ludzmi. Punki, na przyklad, buntowali sie, bo nie chcieli sie godzic z obluda swiata doroslych. To byli ludzie bezkompromisowi, stracency. Dlatego sie zdegenerowali. Inna rzecz, ze ta kontestacja czesto bywala pozorna. Szelag pamieta wielu takich, ktorzy dopiero w pociagu do Jarocina zdejmowali porzadne ciuchy, by wskoczyc w podarte spodnie i postawic wlosy.
Do Jarocina przyjezdzali ci, ktorzy czuli sie inni niz wiekszosc WYPEDZANIE ZE SCENY. Chelstowski preferowal zespoly radykalne, szokujace wygladem. Wielu muzykow udawalo zbuntowanych, zeby zagrac w Jarocinie. - Kapele szukaly innych form wyrazu, staraly sie wniesc cos nowego - mowi Lech Janerka, muzyk. - Nawet zespoly komercyjne pisaly teksty z lekka domieszka buntu, bo to bylo wtedy na fali. Jarocinska publika odrzucala jednak tych, o ktorych sadzila, ze graja tylko dla kariery i pieniedzy, albo ze sa im obcy "ideologicznie". Przekonal sie o tym zespol Reds. Jego lidera, syna Daniela Olbrychskiego, obrzucono pomidorami i opakowaniami po kefirze. W 1985 roku dostalo sie od publicznosci Grzegorzowi Ciechowskiemu. O tym koncercie powiedzial potem: To byl test, ktorego nigdy nie zapomne. Cztery lata pozniej wypedzono ze sceny zespoly grajace pod szyldem Krajowej Sceny Mlodziezowej, bo zagraly wczesniej w Opolu. Kazdy zespol z tej polki witano skandowaniem: spÉ Wystep w Opolu potraktowano jako zdrade niezaleznosci od oficjalnych czynnikow. - Jak publika kogos nie akceptowala, rzucala wen wszystkim, co popadnie - opowiada Roman Szelag. - Pamietam pierwszy wystep w Jarocinie Anji Orthodox. Byla bardzo spieta, bo bala sie, czy zostanie zaakceptowana przez publicznosc. Niepowodzenie w Jarocinie czesto oznaczalo koniec kariery. Najwiekszym komplementem obdarowal jarocinska publike Pawel Kukiz. Zwierzyl sie w festiwalowym folderze, ze tylko tutaj spiewa dla tych, ktorzy wiedza, o co mu chodzi.
BUNT SKANALIZOWANY. To jest wolny festiwal, jedyna alternatywa kultury oficjalnej. Tu wolno powiedziec wszystko, nawet skrytykowac komune. Tak przez lata mowilo sie o Jarocinie. Dziennikarze zachodni byli zszokowani, ze taka impreza jest mozliwa za zelazna kurtyna. Wydaje sie jednak, ze owczesne wladze z premedytacja przymykaly oko na festiwal. - Jarocin istnial tylko dlatego, ze pozwalala na to wladza - mowi Tomasz Budzynski, lider punkowego zespolu Armia, ktory regularnie tam grywal. - Mysle, ze to bylo tak jak z rockiem. Znana teoria wentyla bezpieczenstwa. Lepiej, zeby mlodzi sluchali rocka, niz wyszli na ulice. Niech przez te pare dni wyskacza sie, wykrzycza i przez kolejny rok znow beda grzeczni. Tak kanalizowalo sie bunt mlodziezy. Budzynski twierdzi, ze przed kazdym wystepem on i jego koledzy z zespolu byli wzywani przez bezpieke i przesluchiwani. Wszystko po to, by im pokazac, ze sa bacznie obserwowani. Dlatego na ogol zespoly pozwalaly sobie co najwyzej na subtelne aluzje. A jarocinska publika po mistrzowsku interpretowala teksty piosenek i towarzyszacych imprezie symboli tak, zeby wszystko kojarzylo sie z atakiem na komune. Znak graficzny jednego z festiwali, czerwone kolko w grubej, czarnej obwodce, tlumaczyla sobie tak: to czerwoni w oblezeniu. - O jakimkolwiek krytykowaniu komuny wprost ze sceny nie moglo byc mowy - uwaza Tomasz Budzynski. - Zespol Immanuel zaspiewal na probie: niepotrzebne CIA, niepotrzebne PZPR, i musial pozegnac sie z festiwalem.
Ciekawa teorie ma Tomasz Lipinski, lider znanego niegdys zespolu Tilt: - Mlodziez byla dla partii niewiadoma. A festiwal dawal wladzy wglad w to, co nowego gotuje sie w rockowym swiatku. Jarocin nie stwarzal zadnego realnego zagrozenia politycznego. Gdyby bylo inaczej, toby go zlikwidowano. Sam Chelstowski cieszyl sie zaufaniem wladz i dlatego przez lata byl dla muzykow postacia dwuznaczna. Nie wiedzielismy, czy robi ten festiwal dla muzyki, czy dlatego, ze chciala tego wladza. Lipinski z fascynacja wspomina jednak atmosfere festiwalu: - Zniewolony kraj, a my za jeszcze jednymi drutami. Otoczeni, cenzura, kontrola, kamery, magnetofony, w samym srodku tego komunistycznego syfu. I robimy, choc moze nie mowimy, to, co chcemy, a oni nam sie przygladaja. Walter Chelstowski oburza sie, gdy slyszy opinie, ze byl czlowiekiem wladzy, iz festiwal pozostawal caly czas pod kontrola. Kwituje takie teorie jednym slowem: bzdury. - Musielismy wysylac teksty wszystkich utworow do cenzury - opowiada. - Ingerencje byly czesto znaczne. Szedlem do muzykow i mowilem im: to i to wyrzucila wam cenzura. A oni i tak spiewali wszystko. Potwierdza to wielu muzykow. Tak naprawde festiwal nie mial politycznego charakteru. W dwoch wywiadach z lat osiemdziesiatych Chelstowski zapytany, o czym spiewaja jarocinskie zespoly, odpowiedzial: Mlodzi spiewaja o samotnosci, o tym, ze nie dadza sie do niczego zmusic, o zagrozeniu atomowym, o kulcie szmalu, zyciu w stylu zachodnim. Bylo troche tekstow antywojennych i jeden antyreaganowski. Punkowy zespol SS-20 (tak nazywaly sie radzieckie rakiety nuklearne) musial zmienic nazwe, zeby moc w ogole wystapic.
WEDLINA OD WOJEWODY. Rok 1982, stan wojenny. Odwolano festiwale w Sopocie i Opolu. A przeglad w Jarocinie dochodzi do skutku. Dlaczego? - Wladze nie dostrzegaly jeszcze jego znaczenia - uwaza Walter Chelstowski.
Czeslaw Robakowski, wieloletni naczelnik miasta i gminy Jarocin (obecnie wicestarosta jarocinski) i wspolorganizator festiwalu, dobrze zapamietal tamte dni: - Mielismy duze trudnosci z uzyskaniem zgody. Wladze baly sie, ze moze dojsc do incydentow o wydzwieku politycznym. Dopiero na dwa tygodnie przed impreza napisali: to robcie - opowiada. To byl jedyny raz, gdy Robakowski po festiwalu dostal nagrode od wladz wyzszych za "wzorcowa organizacje". Wzorcowosc polegala na tym, ze nie doszlo do zadnych wydarzen na tle politycznym. Po tamtym festiwalu Robakowski byl cytowany w tygodniku Polityka: Dowodem zaufania i zadowolenia wladz zwierzchnich niech bedzie to, ze wojewoda kaliski zabezpieczyl mi na ten rok wedline dla uczestnikow. Przy powszechnych klopotach z zaopatrzeniem nie byla to bagatelna sprawa. Robakowski rok w rok musial wycisnac z siebie sporo potu, zeby do jarocinskich sklepow w czasie festiwalu trafilo wiecej zywnosci. - Najwiecej szlo chleba i mleka. Szesc tysiecy bochenkow i dziewiec tysiecy litrow mleka wiecej niz zwykle - mowi. Spoldzielnie produkcyjne z okolicy zwiekszaly uboj, zeby poprawic zaopatrzenie miasta na czas imprezy. Dzieki temu na festiwalowym polu namiotowym, prowadzonym przez ZSMP, byly nawet, jak donosila wowczas triumfalnie prasa, parowki bez kartek. Nie wszyscy okazywali sie tak przychylni. Wlasciciele ogrodkow dzialkowych organizowali co roku specjalna straz w obawie przed ich spustoszeniem przez zglodnialych punkow, ktorzy jednego roku przedefilowali przed Urzedem Miejskim, krzyczac: Chcemy jesc. - Podzial na zwolennikow i przeciwnikow festiwalu przebiegal wedlug linii etycznej, a nie politycznej - mowi Robakowski. - Z jednej strony byli ci, ktorzy widzieli w nim siedlisko zla, a z drugiej podkreslajacy: to przeciez nasza mlodziez. Czesc partyjnych bonzow sprzyjala festiwalowi, inni mu sie sprzeciwiali. Jedni ksieza domagali sie odwolania imprezy, drudzy prowadzili w tym miejscu ewangelizacje. Na mszach za zmarlych muzykow w kosciele sw. Jerzego punkow z czubami na glowach widac bylo nawet wsrod ministrantow. - Wladze wyzsze na ogol przychylnie odnosily sie do festiwalu. Wizytowal go Leszek Miller, wtedy kierownik Wydzialu Mlodziezowego KC PZPR. Podobalo mu sie. Trzy razy w Jarocinie byl Aleksander Kwasniewski, owczesny minister do spraw mlodziezy i kultury fizycznej - na dowod Czeslaw Robakowski wyciaga wizytowke dzisiejszego prezydenta.
Tacy jak oni spowiadali sie raz w roku. Na mszach w Jarocinie CZARNA MSZA. W 1986 roku na festiwal padl cien. Afera Borysewicza (obnazyl sie na koncercie we Wroclawiu) sprawia, ze partyjne wladze uprzedzaja sie do calego swiatka rockowego. Spoldzielnia produkcyjna odmawia wydzierzawienia pola pod festiwalowe miasteczko namiotowe. Zla passa trwa. Podczas festiwalu miejscowy proboszcz odkrywa w lesie slady po satanistycznej mszy: rozbebeszona trumne skradziona z cmentarza, pomieta stule, zwloki psa z wyjetym sercem. Pies posluzyl za ofiare. Na stadionowej scenie lider zespolu Test Fobii Kreon lamie krzyz. Prymas Glemp grzmi w Czestochowie, potepiajac festiwal. - To popsulo opinie Jarocinowi - uwaza Roman Szelag. - A przeciez to byly marginalne incydenty, w zaden sposob nie oddajace charakteru imprezy. Na dokladke do biur festiwalu wchodzi NIK, zarzucajac organizatorom niegospodarnosc. Muzycy dorzucaja swoje: Chelstowski jest dogmatyczny i dyskryminuje niektore gatunki muzyki. On sam nie zgadza sie z zarzutami i rezygnuje z organizacji festiwalu. - Najwazniejszy powod byl inny - twierdzi dzis Chelstowski. - Czulo sie narastajace osaczanie festiwalu. Coraz wiecej milicji, ubekow, cenzury. Aresztowano mi inspicjenta, bo nie chcial wpuscic dwoch facetow w garniturach na scene. Potem okazalo sie, ze to byli oficerowie milicji z Kalisza. To wszystko zabijalo atmosfere. Raz wsciekly lece, bo nie zdazylem nagrac koncertu, spotykam znajomego milicjanta i on mnie pociesza: nie martw sie, od nas odegrasz. Policjant z Kalisza Roman Szelag mowi, ze wieksza liczba milicjantow niz zwykle byla zbiegiem okolicznosci. Materialy z festiwalu wpadly w rece komendanta glownego, a ten przeraziwszy sie skala imprezy, podobno wydal rozkaz sprowadzenia posilkow. - Nie bylo z gory zadnych wytycznych, na przyklad, zeby infiltrowac subkultury. Mielismy tylko zapewnic bezpieczenstwo - zapewnia Szelag. Rok pozniej festiwal mial sie nie odbyc. Odbyl sie - jak twierdzi Marcin Jacobson, wowczas jeden z szefow imprezy - dzieki interwencji Kwasniewskiego. Owczesny minister ds. mlodziezy mowi z festiwalowej sceny, ze jest zwolennikiem Jarocina, ale nie wszyscy podzielaja jego poglad. W miescie roi sie od milicji. Odtad festiwal zjezdza po rowni pochylej. W 1988 roku na scianach pojawiaja sie klepsydry Jarocina. Organizatorzy zmieniaja sie jak rekawiczki. Impreze dobija zmiana ustroju.
Starcia punkow z policja w 1994 roku przerodzily sie w uliczna bitwe KONIEC MONOPOLU NA WOLNOŚC. - Nagle okazalo sie, ze wolnosc jest nie tylko w Jarocinie, ale wszedzie - mowi Tomasz Lipinski, muzyk. - Juz nie bylo przeciw czemu sie buntowac. Zniknal wrog. Walter Chelstowski: - festiwal przestal byc miejscem, w ktorym pojawiaja sie rzeczy nowe. Bywalcy Jarocina nie przyjezdzali tu po to, zeby posluchac tego, co leci w radiu. Roman Szelag: - Organizatorzy zapomnieli, ze ten festiwal nie jest dla nich, ale dla tych, ktorzy tu przyjezdzaja. Chcieli z niego zrobic impreze komercyjna. Wszystko to razem doprowadzilo do tragicznego epilogu. W 1993 roku szefem festiwalu zostaje Kuba Wojewodzki, dziennikarz muzyczny. Zapowiada, ze zrobi pierwszy profesjonalny festiwal. Sponsorem imprezy zostaje Philip Morris. Wszechobecne logo papierosow "Marlboro" irytuje publicznosc. Mocno drozeja bilety. Biedniejsi bywalcy Jarocina, ktorych nie stac na karnet, czuja sie dyskryminowani. Na murach pojawiaja sie hasla: Sprzedaliscie festiwal, festiwal jest nasz. Organizatorzy ruguja niemal zupelnie muzyke punkowa. To bylo tylko katalizatorem pozniejszych zdarzen. W amfiteatrze grupa rozjuszonych punkow wtargnela na scene, domagajac sie wystepu kapeli Smar SW. Bilans: osiemnascie osob odwiezionych do szpitala, cztery hospitalizowane, zdemolowana scena i sprzet, porwane plotna z emblematami Marlboro. - Bylem tam wtedy. Widzialem karetki z powybijanymi szybami. I nie wierzylem, ze to zrobily prawdziwe puny. To musial ktos sprowokowac, ktos, kto byl przeciwnikiem festiwalu - uwaza Tomasz Budzynski, muzyk zespolu Armia. W 1994 roku znowu burdy, juz w wiekszej skali. Skini zaczepiaja punkow i dochodzi do bitwy. Gdy wkracza policja, punki atakuja mundurowych. Walki przenosza sie na ulice, leca szyby, fruwaja butelki, plyty chodnikowe. - Widzialem wtedy taki obrazek: radiowoz, a w jego strone leci horda punkow. Policjanci uciekaja z auta, a punki je przewracaja - opowiada Roman Szelag. Bilans: siedemdziesiat osob rannych, w tym czterdziestu policjantow, kilka uszkodzonych samochodow, wybite szyby w wielu budynkach. Rok pozniej wladze miasta nie daja zgody na festiwal. - Szkoda Jarocina - mowi Tomasz Lipinski. - To byla impreza o niezwyklym kolorycie. Pamietam, jak przyjechalem tam pod koniec lat osiemdziesiatych, zeby zasiasc w festiwalowym jury. Scene i naglosnienie montowali Rosjanie. W dmuchanych materacach zamiast powietrza mieli bimber. Taki sposob na celnikow. Pilismy ten bimber przez pare dni. Jarocinski festiwal mial wiele wymiarow. Mocno wiaza sie z nim na przyklad poczatki Wielkiej Orkiestry Światecznej Pomocy. Jerzy Owsiak przyjechal do Jarocina po raz pierwszy jako kierowca wiozacy sprzet muzyczny. Wtedy dopiero marzyl o wejsciu do muzycznego swiatka. W 1988 roku, wlasnie w Jarocinie, Owsiak objawil sie jako wielki showman, wywolujac spore zamieszanie happeningiem pod haslem Uwolnic slonia. Pare lat pozniej zostal festiwalowym konferansjerem. Jeden z prowadzonych przez niego koncertow byl pierwszym, duzym koncertem Wielkiej Orkiestry Światecznej Pomocy.
{JANKOWSKI} Jestem jednym z organizatorow tegorocznego Jarocina. Chcemy zrobic festiwal bez ideologii. To ma byc wielkie wydarzenie muzyczne i nic wiecej MUSI BYC NIEKOMERCYJNY. Czy wskrzeszenie jarocinskiego festiwalu sie uda? Wszyscy sa zgodni w jednym: jesli to bedzie kolejna komercyjna impreza z udzialem gwiazd, to raczej nie. Jesli zas bedzie to znow festiwal dla kapel garazowych, nieznanych, czyli scena niezalezna, alternatywna, to istnieje szansa na odrodzenie sie dawnej potegi Jarocina. Bo dla tego rodzaju kapel ciagle nie ma miejsca w mediach. ZDJECIA: ANDRZEJ IWANCZUK; KRZYSZTOF WOJCIK/FORUM; BARTŁOMIEJ ZBOROWSKI; PIOTR GRZYBOWSKI/"SUPER EXPRESS"
Jarocin-Festiwal.com: ocena artykulu (5/5) |
. | |
. | . |
Strona zrobiona przez W_MatNi+W_SiECi | . |