20
Jarocin Festiwal
Gazeta Jarocińska
34 (828) 25 sierpnia 2006 www.gj.com.pl
PRZEGLĄD NA MAŁEJ SCENIE. PUBLIKA WYBRAŁA JUNK, A JURY ZMAZĘ
PIOTR GMUR, gitarzysta i wokalista grupy ZMAZA, laureata małej sceny Zagranie w Jarocinie to spełnienie moich marzeń. Przyjeżdżałem tutaj jako 15,16-letni dzieciak, byłem na dawnych festiwalach. Wte­dy nawet nie śniło mi się, że kiedyś stanę na scenie i to ludzie będą słuchali mnie. Więc ma to dla mnie znaczenie naprawdę symbolicz­ne. Myślę, że w tej chwili w Polsce mamy jakiś nawał festiwali. Do­póki ta sytuacja się nie wyklaruje, pewne zjawiska przejdą do histo­rii, inne umocnią swoją pozycję, staną się ważne w skali ogólnopol­skiej, to tak będzie, że część imprez będzie świecić pustkami. Jaro­cin ma kapitał, tym kapitałem jest legenda. W każdym pokoleniu sama nazwa tego miasta wywołuje na pewno jakiś dreszczyk emo­cji. To już daje tej imprezie dobry start, na ile on będzie wykorzysta­ny przez ludzi, którzy chcą reaktywować festiwal i znów przywrócić mu świetność, pokażą następne lata. Ja liczę, że to będzie kontynu­owane.
PAWEŁ PRABUDZKI, "Slavik", vokalista Miguel & The Living Dead Jesteśmy bardziej zadowoleni niż zaskoczeni. Bardzo miło, że nas tutaj doceniono. Naszym problemem jest to, że nie gramy w ogóle w Polsce, stąd jesteśmy wszędzie znani, tylko nie w kraju. To nie tak, że ludzie nie chcą demonicznego punk rocka, pewnie gdzieś zabra­kło ochoty, a może i chęci. Czy możemy jeszcze zadebiutować? Powiem szczerze, że chodziło nam o to, żeby się pokazać w Polsce i tutaj taka szansa była. Jak na razie gramy głównie w Warszawie, na imprezach oldscoolowych, czy typowo "gotyckich", dlatego jeste­śmy wciąż znani w wąskim gronie. Fajnie, że festiwal wrócił, bo my wszyscy jesteśmy mocno związani z Jarocinem, zawsze tutaj przy­jeżdżaliśmy, jeszcze jako dzieciaki. Dobrze, że został reaktywowa­ny, ale niestety dzisiaj młodzi ludzie mają takie podejście, jakie mają, i nie wiem, czy jest sens robienia konkursu, kiedy w szczytowych momentach pod scena było 100 może 200 osób. Myślę, że pewnym wyjściem z sytuacji byłoby organizowanie przeglądu bez biletów wstępu.
TYMON TYMAŃSKI, muzyk, kompozytor Zgodnie z naszymi oczekiwaniami przyjechały kapele początkują­ce, które chcą się pokazać. Jedne umieją grać bardziej, inne mniej. Część zespołów próbowała dużo pokazać muzycznie, mnożyli nuty, ale to nie do końca wiąże się z przekazem, którego moglibyśmy oczekiwać. Myślimy o takiej holistycznej wizji zespołu, który przykuł­by uwagę publiki, prezentując jakąś indywidualną charyzmę sce­niczną. Tego niestety było niewiele. Podczas większości występów konkursowych wiało nudą ze sceny i nie było na czym ucha zawie­sić. Zmaza była jedynym zespołem, który w sposób wyrazisty starał się wyrwać z tego kanonu. Ponieważ nie jestem fanem tego stylu muzycznego, więc mówię to zupełnie obiektywnie. Wyrywają się z pewnego kontekstu stylistycznego i to porusza.
ROBERT SANKOWSKI, "Gazeta Wyborcza" Te zespoły przede wszystkim umieją grać, to jest odmiana w sto­sunku do tego, co było jeszcze kilka, na pewno kilkanaście lat temu, ale nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Jest duży postęp, są cieka­wi instrumentaliści, ciekawie zaaranżowane kompozycje, natomiast moim zdaniem w dużej mierze jest to granie o "żelaznym wilku". Czyli jest więcej formy, brakuje treści. Jest ciężko na czymś zawie­sić ucho. Nie mówię o tekstach, tylko czysto o muzyce, o przekazie pewnej energii, transmisji, czegoś, co siedzi w samej muzyce i spra­wia, że człowiek wstaje, podchodzi bliżej sceny, ciągnie go gdzieś, chce zobaczyć, o czym ten zespół śpiewa, tego mi brakowało.
tmp25-1.jpg
ZMAZA laureat jury
Junk laureat publiczności jeszcze z kameleonem
Latający kameleon
Wyjątkowy przegląd konkursowy. Legendarny Amfiteatr imitowała wielka scena, jury odrzuciło debiutantów i nagrodziło znaną kapelę ze stażem, muzycy grali dla pustego pola, a uhonorowany przez publiczność zespół wyraźnie nie uniósł ciężaru sukcesu.
BARTEK NAWROCKI
Członkowie jury, które oceniało kapele konkursowe, nie owijali w ba­wełnę. - Podczas większości wystę­pów ze sceny wiało nudą - stwierdził po pierwszym dniu Tymon Tymański.
Ciężko na czymś zawiesić ucho
- wtórował mu Robert Sankowski. Pu­bliczność była najwyraźniej tego sa­mego zdania. Podczas przeglądu zdarzały się momenty, że pod małą
- wielką sceną było zaledwie..... kilka­naście osób. Argumenty po stronie audytorium były jednak inne. Te naj­częściej powtarzające się to brak pie­niędzy na bilety. Ale zdarzały się bar­dziej oryginalne. - Mamy piwo w bu­telkach i nie chcą nas wpuścić - twier­dziła Ania z Wrocławia. I mimo że mia­ła karnet na imprezę wolała siedzieć na rowie za płotem i popijać browar z przyjaciółmi. Drugi dzień, to już inne uzasadnienia. - Przyjechaliśmy tylko na Włochatego - twierdził Marcel, z Warszawy. - Amatorszczyzna nas nie interesuje.
Sprzedali Jarocin
Ciekawie, przynajmniej dla krwio­żerczych mediów, zrobiło się podczas sobotniego konkursu laureatów. Na swojego publiczność (sic!) wytypowa­ła grupę Junk z Białegostoku (w wol­nym tłumaczeniu Śmieć). Frontman zespołu - typowy punk z lat 80-tych, z ogromnym irokezem (swoją drogą ochrona miała problemy, czyjest mu­zykiem, czy fanem, który niepostrze­żenie przeskoczył płot) -już podczas występu konkursowego kontestował swoje niezadowolenie. - Sprzedali Jarocin - krzyczał do mikrofonu.
Sprzedali no i ch... z tym. Ale to
właśnie podczas popisów białostoc­kiej grupy pod ogromną sceną poja­wiło się więcej niż kilkanaście osób. Po raz pierwszy punki zakręciły się w pogo. Wcześniej muzycy grali prawie wyłącznie dla jury. Tym razem publi­ka klaskała i domagała się bisu.
Doczekała się w sobotę. Po wy­stępie Junka Marek Kurzawa wręczył Mateuszowi Smorczewskiemu oło­wianego kameleona. Wokalista wró­cił ze statuetką na środek sceny. - Tak naprawdę przyjechaliśmy tutaj dla lu­dzi, spotkać się z ludźmi - rwał zda­nia Smorczewski. - Dzięki za tę na­grodę, to jest dla nas ważne, ale wie­cie co... W tym momencie lider Jun­ka podszedł na skraj sceny. Zamie­rzył się, a widzący to ochroniarze zdą­żyli tylko krzyknąć, kiedy muzyk cisnął kameleonem. Figurka - ponad kilo­gram odlewu - odbiła się o metalowy płot oddzielający publiczność od stre­fy ochrony i spadła na ziemię. Ucie­kający ze sceny wokalista dostał okla­ski. Zrozumienia nie znalazł jednak ani u jury, ani u organizatorów, ani co najdziwniejsze u kolegów muzyków.
To naprawdę imbecylstwo - ocenił jeden z nich. - Być może nie zaprosi­my ich w przyszłym roku na występy
zastanawiał się na gorąco Kurzawa. Rzut kameleonem pokazały niemal wszystkie telewizje.
Doświadczeni debiutanci
W ciągu dwóch dni swoje umie­jętności w Jarocinie zaprezentowało 20 kapel. Jury w postawiło na do-świadczonąZmazę. Grającemu od 13 lat zespołowi z Trzcianki trudno ode­brać charyzmę i pewną oryginalność. Mimo upływu lat, muzycy potrafili przekazać świeże brzmienie punk-
rockowe, które nie było - jak w przy­padku większości konkursowiczów -jedynie naśladownictwem. Ciekawie zaprezentował się też wyróżniony Miguel & The Living Dead. Zespół ze stolicy charakteryzowała nie tylko mu­zyka - mało popularny w Polsce horror punk, ale i choreografia rodem z ame­rykańskiego halloween. Szkoda tylko, że muzycy musieli zagrać za dnia. Swoich fanów w Jarocinie ma też na pewno dostrzeżona przez jury Butelka. Toruńscy muzycy to nie tyl­ko mocne brzmienia. Potężnym riffom gitarowym towarzyszyły ciekawe tek­sty poruszające aktualne tematy. Re­fren "Nie działa mi dekoder Tv Trwam" z zespołem śpiewała cała publicz­ność. Wyróżnienie otrzymała również gdańska formacja Radio Bagdad.
Powrót do fajnej przeszłości
Jeszcze w trakcie przeglądu roz­poczęła się dyskusja o przyszłości konkursu. Organizatorzy zastanawiali się, czy nie wrócić do małej sceny, która była symbolem Jarocina. Dar­mowego grania oczekiwało w tym roku wielu fanów. Na deski amfiteatru muzycy pewnie już nie wrócą. Nie po­zwalają na to kwestie bezpieczeń­stwa. - Jeżeli oni nie chcieli przyjść tutaj, to może my pójdziemy na pole namiotowe - zastanawiał się Kurza­wa. - Ale to jest kwestia pieniędzy. Ustawienia drugiej sceny. W tym roku nie było takiej możliwości. Orędowni­kiem ożywienia dwóch scen jest m.in. Jurek Owsiak, który pojawił się w Ja­rocinie. - Powinna być darmowa mała scena - twierdził twórca przystanku Woodstock. - Moim zdaniem to byłby powrót do fajnej tradycji.
ROZMOWA
tmp25-2.jpg
Z MATEUSZEM SMORCZEWSKIM
■ wokalistą i gitarzystą grupy JUNK
Wszystko sprzedali
Powiedziałeś, że przyjechałeś tutaj tylko dla ludzi i... wyrzuci­łeś nagrodę, którą dostaliście właśnie od publiczności.
Po prostu, to nie o nagrodę chodziło. Tu chodzi o ludzi. Dopóki wszy­scy znów nie poczują się jednością, to z tego gówno będzie. Jarocin czy cokolwiek... Naprawdę jest tyle nietolerancji na ulicach i w ogóle wszędzie, że nawet nie chce mi się o tym gadać. Nie gramy dla nagród, chodzi nam o to, żeby ktoś, przynajmniej jedna osoba z tego tłumu, wiedziała, że jest jakaś inna droga, niż to, co robią wszy­scy. Że można coś robić, nie dla komerchy. Wy jesteście na tej drodze?
Wiesz co, mi się wydaje kurna, że w końcu ktoś powinien coś zrobić w tym kraju i ogólnie na świecie, żeby to wszystko się zmieniło. Nie będę tutaj jakichś wywodów robił, bo mi się nawet nie chce. To powiedz chociaż, czym był dla ciebie, młodego człowieka, początkującego muzyka, występ w legendarnym Jarocinie? Spotkałem fajne kapele, fajnych ludzi... co więcej. Czy Jarocin wciąż może być trampoliną do kariery dla takich ka­pel jak twoja, myślisz, że zyskacie coś dzięki występowi tutaj? Może i możemy coś uzyskać. Ostatnio mało koncertów graliśmy, tak że wygrana tutaj była dla nas pewnym zaskoczeniem. Potrzebne są takie przeglądy?
Ja przyjechałem tu tylko po to, żeby zobaczyć, jak to wszystko wy­gląda, zagrać coś, udało nam się i fajnie.
Skąd w tobie, młodym człowieku, tyle buntu, frustracji rzeczy­wistością, jakiejś negacji. Uważasz, że wszystko współcześnie jest złe?
Nie! Na pewno nie wszystko jest złe. Działają grupy alternatywne, ludzie się kręcą wokół tego środowiska, działa underground. A jednak.
Powiem tak, podsumowując to wszystko - to była moja osobista od­powiedź, odzew undergroundu dla tego, co się dzieje tutaj, że sprze­daje się wszystko, co kiedyś było coś warte.
Rozmawiał BARTEK NAWROCKI