Blogi   Forum   Poczta   Randki   
 
 
 

  Wiadomości  |  Kraj  |  Świat  |  Sport  |  Gospodarka  |  Nauka  |  Kultura  |  Fotografie  |  Twoje miasto  |  Pogoda  |  Gazeta Wyborcza  |

Specjalne

Publicystyka Gazety
Poniedziałek, 6 czerwca 2005

Sukces Jarocin PRL Festiwal

Zobacz powiększenie
Fot. FOT; KRZYSZTOF MILLER / AGENCJA GAZETA

ZOBACZ TAKŻE

• Jarocin PRL Festiwal - zdjęcia (05-06-05, 21:08)
• Zakończył się "Jarocin PRL Festiwal" (05-06-05, 08:12)
• Jarocin powraca


Robert Sankowski 05-06-2005, ostatnia aktualizacja 05-06-2005 22:05

Na jarocińskim stadionie koncerty gwiazd oglądał 10-tysięczny tłum złożony z weteranów imprez z lat 80. i dzisiejszych nastolatków.

Wychodzi na to, że muszę zmienić zdanie. Tydzień temu, zapowiadając reaktywację festiwalu w Jarocinie, napisałem, że miejsce tej imprezy jest już dzisiaj tylko w historii polskiego rocka. Że różne jego funkcje rozdzieliły między sobą inne imprezy: od Przystanku Woodstock, który jest dziś manifestacją młodości i wolności, po komercyjne koncerty, na których można zobaczyć wielkie światowe gwiazdy.

Tymczasem okazało się, że dla Jarocina jest miejsce. Pierwszego dnia na Małej Scenie, ulokowanej jak dawniej w miejskim amfiteatrze, występy zespołów amatorskich oglądały 3, może nawet 4 tysiące ludzi (impreza nie była biletowana). Drugiego dnia trzeba było dowozić nowe barierki odgradzające tłum od sceny, bo napór widzów okazał się tak wielki, że przygotowane zabezpieczenia nie wystarczały. Nic dziwnego, skoro na występy gwiazd sprzedało się około 10 tys. biletów.

Zanosiło się na to, że Jarocin będzie przede wszystkim okazją do wspomnień. Organizatorzy zapowiadali happeningi nawiązujące do czasów komunizmu, wystawy przypominające dawne czasy, próbę przywołania ducha PRL-u. To wszystko było. Była mównica, z której rozochocony "aparatczyk" (z popiersiem Lenina w tle) wykrzykiwał gromkie i stanowcze "nie', były aktywistki w białych koszulach i czerwonych krawatach, które przechadzały się w tłumie, dzierżąc czerwone szturmówki. Nawet zapowiadający kolejne zespoły Jarek Janiszewki, lider zespołu Bielizna, przebrany był za milicjanta. Zapowiadał się PRL-owski skansen. Ale obejrzeliśmy żywy festiwal.

Muzyka to nie wszystko

Tak jak w latach 80. muzyka nie była wcale najważniejsza. Choć na pewno była ważna. Powiedzmy jednak uczciwie - nie musiałem jechać do Jarocina, aby przekonać się, że istnieją tak ciekawe zespoły jak elektropunkowe Mass Kotki czy kpiące z kontrkulturowych schematów Sto Twarzy Grzybiarzy. Nie one zresztą najbardziej przypadły do gustu jarocińskiej publiczności. Z pierwszego dnia przesłuchań do występu na Dużej Scenie zakwalifikowano trzy formacje: Sjel, Ulicznego Opryszka i Random Justice. Najbardziej intrygująco wypadła pierwsza z nich, choć żadna z tych grup raczej nie wstrząśnie naszą sceną muzyczną. Są zbyt niszowe, zbyt osadzone w nowofalowych, postpunkowych czy punkowych klimatach. Ale taki chyba był zamysł organizatorów. Zaprosili zespoły, które najlepiej wpasowywały się w konwencję imprezy sprzed lat.

Także koncert na Dużej Scenie pozostawił ambiwalentne odczucia. Z jednej strony stał pod znakiem nieustannych kłopotów z nagłośnieniem.Wielominutowe przerwy między kolejnymi koncertami też nie wpływały najlepiej na dramaturgię. Z drugiej strony - trudno nie było poczuć emocji, gdy odrodzona Kobranocka grała "Póki to nie zabronione", TSA wykonywało "Alien", Dżem odrodzony po kolejnej tragedii (nie tak dawno w wypadku zginął klawiszowiec grupy Paweł Berger) porywająco grał "Whisky", a kończąca koncert około 8 nad ranem (!) Armia sięgnęła po wiązankę utworów z repertuaru legendarnej Siekiery.

Nasz Jarocin

To był jednak przede wszystkim festiwal publiczności. Realizując hasło z lat 80., gdy skandowali pod sceną w Jarocinie "nasz festiwal", fani zaanektowali tę imprezę dla siebie. W Jarocinie stawiła się armia ortodoksyjnych punkowców, w glanach, z fryzurami na irokeza, w skórzanych kurtkach i wyćwiekowanych pasach. Oni od dawna nie mieli w Polsce tak wielkiej imprezy. To było ich święto. Pili piwo, wykrzykiwali "oj, oj, oj" pod sceną, oglądając wyświetlany pierwszego dnia w nocy film "fala" dokumentujący Jarocin z 1985 roku podchwytywali teksty zespołów sprzed lat. Ale też oglądali wystawę "Jarocin w obiektywnie bezpieki", zaglądali też do muzeum jarocińskiego, gdzie przygotowano ekspozycję dokumentującą historię festiwali. Mogli się przez chwilę poczuć jak za czasów największej świetności imprezy 20 lat temu, gdy sukcesy odnosiły zespoły, których słuchają do dziś.

Patrzyłem na nich i przypominała mi się wydana kilka lat temu książka Marka Sieprawskiego "Miasteczko z ludzką twarzą". Tam mieszkańcy małej miejscowości zmęczeni kapitalistyczną Polską postanowili zamienić ją w skansen PRL-owskiego pseudodobrobytu z czasów Gierka. Punkowcy w Jarocinie też cofnęli czas. Tyle że do lat 80., gdy polska scena zaskakiwała muzyką, niosła ważne przesłanie, dawała poczucie wspólnoty, a jednocześnie nie musiała zmagać się z rzeczywistością wolnego rynku i komercyjnych mediów. Zamienili Jarocin w festiwal z ludzką twarzą.

 Wydrukuj  Wyślij znajomym  Podyskutuj na forum





Agora S.A. - wydawca portalu Gazeta.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną. Więcej informacji.
 Pozostałe artykuły





Copyright © Agora SA˙•˙O nas˙•˙Reklama˙•˙Ochrona prywatności˙•˙Mapa serwisuPoleć stronę znajomym  |  Zgłoś problem lub błąd