.
START FESTIVAL
|
||
Gazeta Jarocinska |
Autorzy: ANNA GOGOLKIEWICZ i ROBERT KAZMIERCZAK, Gazeta Jarocinska, 18-08-2000 - Tamtego ducha nie ma i nie bedzie, bo to tak, jakby odtwarzac etos "Solidarnosci" lub atmosfere Powstania Warszawskiego - mowil o Start Festivalu -Jarocin 2000 "stary" bywalec jarocinskich festiwali. - Jest fajnie, jak na pikniku... - zartowal "Guzik", lider zespolu Homosapiens. - Czy festival odbedzie sie? Czy to prawda, ze zostal odwolany -pyta w czwartek wieczorem dziewczyna dzwoniaca gdzies ze Slaska do redakcji "Gazety Jarocinskiej". Powtarzam zapewnienia organizatorow, ze nie zrezygnuja z koncertu, ktory ma sie rozpoczac za trzydziesci kilka godzin. Godzina 22.30. Na rynku prawie pusto. Kilka osob siedzi w ogrodku piwnym. Dwoch chlopakow z dlugimi wlosami, mieszkancy Jarocina, opowiadaja: - Szlismy ulica Wroclawska i slyszymy z okna komentarz: Patrz, juz sie ujezdzaja. Starszy mezczyzna wyszedl na spacer z psem. Na slupie ogloszeniowym fragmenty plakatow kandydatow na prezydenta zaklejone informacjami o zabawach tanecznych majacych sie odbyc w sobote w podjarocinskich wioskach. Piatek rano. - Wdzialam pierwszych dwoch punkow. Kiedy wychodzilam do pracy, siedzieli przy mojej furtce. Jedli suchy chleb i popijali kefirem - opowiada nasza redakcyjna kolezanka. Okolo poludnia ktos widzial kolejne osoby, wygladajace na gosci festiwalowych. Wieczorem, co kilkanascie minut, od strony dworca ida nastepne tr/y-, czteroosobowe grupki. Dochodza do stadionu i szukaja sobie miejsca na nocleg. Nic wiedza, ze miedzy parkiem a plotem okalajacym plyte boczna boiska przygotowano prowizoryczne pole namiotowe. O polnocy stoi tam szesc, moze osiem namiotow. Kilka osob nocuje na lawkach amfiteatru. Inni rozlozyli sie na zadaszonej scenie. Grupa wybrala sobie na miejsce noclegowe trawnik pod samolotem przed szkola nr 5. Zza bramy stadionu widac, ze przygotowania do koncertu wciaz trwaja. Na rozswietlonej scenie probe ma Kasia Nosowska z zespolem. Na ulicach mozna spotkac nieco czesciej niz zwykle radiowozy policyjne. Sobota. Godzina 9.30. Za trzydziesci minut ma sie rozpoczac Start Festival - Jarocin 2000. Przed stadionem 200, moze 300 osob. Na trawnikach jedni myja sie woda mineralna, inni juz skonczyli poranna toalete i jedza suchy chleb, popijaja kefirem. Przy bramie kilkunastoosobowa kolejka. Sluzby porzadkowe rewiduja plecaki. Kontrolujacy maja gumowe rekawice. Odbieraja paski do spodni, dezodoranty, ciezkie przedmioty, ktore trafiaja do depozytu. - Moge tutaj przechowac kurtke – pyta chlopak. – Nie, to nie jest niebezpieczna rzecz - odpowiada ochroniarz. Wszystkim wchodzacym porzadkowi zakladaja na reke opaske. To ona upowaznia do wyjscia ze stadionu i do ponownego wejscia. Za brama mlodzi ludzie rozdaja zolte chusty RMF FM - stacji patronujacej tegorocznemu "Jarocinowi". Niektore osoby prosza o dwie. Inni nie chca wziac gadzetu. - RMF? Wy jestescie przeciez dyskotekowym radiem, nie macie nic wspolnego z "Jarocinem". Macie swoja Inwazje Mocy - tlumaczy chlopak ubrany w mocno sprana juz koszulke zespolu Dezerter. - Albo daj. Zawiaze sobie na twarzy, kiedy pojde w pogo - dodaje po chwili. Przed scena najwyzej 500 osob. Kilkadziesiat stoi przy barierce. Inni leza na trawie. Na scenie pojawiaja sie prowadzacy koncert. - Witam was. Tyle osob dawno sie juz nie zebralo w Jarocinie - zartuja. Jednak wciaz docieraja nowi goscie festiwalowi. Kiedy zapowiadaja wystep legendy "Jarocina", zespolu Armia, przed scena robi sie tlocznej. Potezne brzmienie budzi tych, ktorzy jeszcze przysypiaja na murawie. Stojacy przede mna chlopak zdejmuje okulary, chowa je do etui i rusza do "organizujacego sie" dopiero pogo. Juz przy pierwszych dzwiekach kazdego z utworow publicznosc reaguje bardzo entuzjastycznie. Fani z ekstaza na twarzach spiewaja razem z Tomkiem Budzynskim - podobnie jak i kilka lat temu - "Aguire", "Niezwyciezonego", ale i nowa piosenke "On jest tu". Niektorzy pokazuja dlonmi znak "oko Boga". - Chcecie bisu? Dostaniecie go w nagrode za to, ze tak wczesnie wstaliscie - mowia konferansjerzy zagluszani owacja: Armia! Armia! Armia! Muzycy wychodza na scene. - Siekiera!!! - krzyczy ktos. - To mi przypomina cos, co bylo 16 lat temu - podlapuje Tomek Budzynski. - Ale was chyba jeszcze wtedy na swiecie nie bylo, dopiero sie-rodziliscie. A kto byl wtedy w Jarocinie, reka do gory! Zglasza sie kilkanascie osob. Po bisie publicznosc domaga sie kolejnych piosenek Armii. Jednak prowadzacy zapowiadaja juz Funny Hippos. Wokalista wroclawskiego zespolu kocim krokiem chodzi po scenie. Kiedy spiewa, szarpie i gladzi spodnie w okolicach rozporka. Kobiecym gestem odgarnia wlosy za ucho. - Facet ma chyba powazne problemy - komentuje ktos przed scena. Nawolywania lidera Funny Hippos do zabawy nie skutkuja. Idziemy zobaczyc, co dzieje sie w biurze prasowym, w hotelu "Jarota". - Na razie mi sie nie podoba. Ale mowie ci, na pewno bedzie jakis zespol, ktory lubie, bo zawsze tak bylo - slyszymy przypadkiem fragment rozmowy pan z recepcji. Odwiedzamy tez do stoiska. Koszulki, pocztowki, kasety i plyty - wszystko na sprzedaz. Za darmo sa tylko prezerwatywy. "Pogadanki historyczne" - czytamy napis na kartonie. Na amerykanskiej fladze lezy kask "ORMO". - Chcecie sie czegos dowiedziec o historii? - kilku chlopakow siedzacych na trybunach stadionu zaczepia mlode dziewczyny. - Wole isc pod scene -pada odpowiedz. Zanim decydujemy sie do nich podejsc, zwijaja swoje stanowisko. Na scenie jest juz hip-hopowy Kaliber 44. Zaproszenie tego zespolu do Jarocina komentowano jako kontrowersyjne. I nie wszystkim sie podoba ten wystep. Z wciaz gestniejacego tlumu ktos rzuca w muzykow jajkami. Jeden rzut Jest celny. Zezloszczony wokalista zeskakuje ze sceny, przeskakuje przez metalowa barierke i wykopuje niezadowolonemu sluchaczowi wytlaczanke jaj z rak. Akcja zostaje nagrodzona brawami. Ochroniarze wyprowadzaja za brame stadionu rzucajacych jajkami. Graja Starzy Singers. Teraz juz wiemy, kim jest dziewczyna o pomaranczowych wlosach, ktora kilkakrotnie wczesniej pojawiala sie wsrod publicznosci. Spiewa. Miedzy siedzacymi na trawie spaceruje Walter Chelstowski, wciaz nazywanego Ojcem Festiwalu. Filmuje widownie i scene. Rozmawia z dziennikarzami, udziela wywiadow dla telewizji. Ktos podchodzi i robi sobie z nim zdjecie. Yattering to podobno gwiazda polskiego death metalu. Przed scena zostaje jedynie grupa dlugowlosych fanow tej muzyki. My wolimy usiasc na trawie gdzie z dala od sceny. Zagadujemy "sasiadow" o powod przyjazdu do Jarocina. - Jestem nastawiony do zycia w sposob ekspansywny i czepiam sie wszystkiego, co moze utrzymac czlowieka przy zyciu i podniesc mu adrenaline - odpowiada trzydziestotrzylatek. - Mam sentyment do lej imprezy i bede tu przyjezdzal az do konca, mojego lub festiwalu -zapewnia i przyznaje, ze na festiwalach bywal od 1985 roku. Nie chce jednak porownywac tamtych "Jarocinow" do tegorocznego. - To nie ma sensu. Tamtego ducha nie ma i nie bedzie, bo to tak, jakby odtwarzac etos "Solidarnosci" lub atmosfere Powstania Warszawskiego - uwaza. - Wreszcie koniec -slyszymy nieskrywana radosc dziewczyny siedzacej obok nas. To jednak nie komentarz do rozwazan bywalca "starych" festiwali, ale reakcja na pozegnanie sie Yatteringu / publicznoscia. Chwile pozniej na scenie jest juz Homosapiens, zespol "Guzika", niegdys lidera Flap Jacka. -Jaaaarooooocin !!! - krzyczy wokalista. Odzew jest nikly. - Ten festiwal rozni sie od poprzednich frekwencja i cena biletow, ale fajnie, ze chociaz tyle was przyjechalo. Jest fajna atmosfera, piknikowa... - stwierdza "Guzik". Homosapiens uspokaja publicznosc, aby po chwili zachecic do rytmicznych podskokow. Nie przypadkiem grupie przypisuje sie niezwykla latwosc przekraczania wszelkich muzycznych barier. Bardziej monotonna muzyke gra Something Like Elvis, choc koncert tej grupy sceny alternatywnej jest oceniany jako jedna z wiekszych niespodzianek Start Festivalu. Podsluchujemy rozmowy sluzb porzadkowych. Umawiaja sie, ze kiedy ich szef da sygnal, niemal wszyscy maja przejsc do glownej bramy. Podobne zamierza ja sila sforsowac liczna grupa skinheadow, dojezdzajacych wlasnie do Jarocina. Jedziemy na dworzec. Tam czeka czterech policjantow z psami i ekipa telewizji RTL 7, ktora chce sfilmowac gosci festiwalowych na tle dworcowej tablicy z napisem "Jarocin". Przyjezdza pociag z Poznania. Wysiada okolo 20 osob. Sposrod nich na festiwal przyjechaly moze dwie lub trzy. O najezdzie skin-headow nie wiedza ani policjanci, ani Sluzba Ochrony Kolei. Wracamy na stadion. Konczy sie koncert Something Like Elvis. Po placu przed scena przechadzaja sie pracownicy sluzby medycznej w czerwonych kombinezonach. Chyba sie nudza, podobnie jak strazacy wylegujacy sie na samochodzie. Pytamy, czy maja tez armatki wodne, tak, w razie gdyby... - Armatek nie, ale mamy dzialka wodno-pionowe, ale one nie sluza do celow, ktore macie na mysli, tylko do gaszenia pozarow, a tutaj takiej okolicznosci nie przewidujemy, tylko z zakresu ochrony przeciwpozarowej - tlumaczy dowodca jednostki. Kolo konsolety biega dziecko w krzykliwej koszulce z symbolem "radioaktywny" i napisem: "Jestem mlody i aktywny". Goni pomaranczowego balona. Przez boisko przechodzi jeden z nielicznych punkow z irokezem na glowie. Senna atmosfere przerywa zapowiedz wystepu Acid Drinkers. -Hej Jarocin!! Milo widziec wasze mordy po 6 latach! - wydziera sie Titus, wokalista Acid Drinkers. Przed scena zbiera sie tlum, w wiekszosci szestasto-, osiemnasto-latkow. Wsrod nich sa tez ci, ktorych "mordy" Titus mial prawo widziec w 1994 roku i wczesniej. Zaczyna sie machanie glowami. Fruwaja balony z nadmuchanych prezerwatyw. Jakis chlopak leje sobie na glowe wode mineralna. Rece w gorze, tym razem znak diabelski. Na niektorych dloniach blyszcza obraczki. - Titus nie pij! - krzyczy fan, gdy wokalista popija miedzy kawalkami piwo. - Ty juz dobrze wygladasz. Chcesz komus wp...c!? - pyta Tytus i wskazuje kogos przy barierce. Nie obywa sie bez bisow. Łoskot (Loskot)- wbrew nazwie - spokojne dzwieki. Leniwa atmosfera. -Trzeba isc po browar, inaczej sie nie da - dwoch facetow odchodzi. Nie oni jedni. - Brakuje nam wokalisty -zartuje ktorys z muzykow Łoskotu, zespolu instrumentalnego. - Wiecie, milo nam bylo, to dla nas nowe doswiadczenie. Moze sie spotkamy w jakiejs knajpie w Jarocinie - mowi na pozegnanie. Nikt nie oponuje, gdy schodza ze sceny. Za wczesnie na muzyke sentymentalna. Pudelsi przyciagneli znow ludzi pod scene. - Malenczuk na prezydenta! - kilkakrotnie jakis fan probowal agitowac zebranych. Maciek Malenczuk kilkakrotnie probowal sprowokowac publike. Ale zamiast gwizdow byly tance i spiewy. Po ponadgodzinnej przerwie, w czasie ktorej nieco przemeblowano scene, pojawili sie muzycy gwiazdy wieczoru, irlandzka grupa Therapy?. Przed scena gestnieje tlum. Publicznosc wita ich brawami, ale bez specjalnej euforii. Kiedy rozpoczynaja grac jedynie kilka osob podskakuje w rytm muzyki. Chlopak w koszulce z nadrukiem plyty zespolu spiewa niemal wszystkie piosenki wraz z wokalista. Publicznosc ozywia sie przy najbardziej przebojowych utworach z albumu "Infernal Love". Wtedy przed scena tlum juz faluje. I tak juz jest do konca wystepu Irlandczykow, zakonczonego jednym bisem. Wiecej nie domaga sie publicznosc, a konferansjerzy przypominaja, ze jeszcze maja sie odbyc dwa koncerty. Kasia Nosowska wystepowala w Jarocinie wczesniej z zespolem Hey. Tutaj rozpoczynali swoja kariere. W tym roku przyjechala jednak juz jako po prostu Nosowska. Zmienil sie szyld, ale i muzyka. Elektroniczne eksperymenty wokalistki Heya imponuja publicznosci. Jest juz ciemno. Olbrzymie wrazenie robi wspolgranie muzyki i swiatel. Takiej muzyki slucha sie Jednak w skupieni i w bezruchu, podziwiajac jednoczesnie swietlne obrazy. Nieprzyjemnie robi sie tylko miedzy poszczegolnymi utworami, kiedy w kierunku sceny nieliczna grupka wykrzykuje wulgaryzmy i przeklina Roberta Brylewskiego, kiedys lidera m. in. Brygady Kryzys, Armii i Izraela, teraz wystepujacego goscinnie z Kasia Nosowska. Na tym koncercie - jak zapowiadali organizatorzy - nie ma gwiazd i zespolow je wspomagajacych. Dlatego tylko przypadkiem nazywali umieszczenie na koncu program zespolu 2Tm2,3. Kiedy zespol wyszedl na scene, bylo tuz przed pierwsza w nocy. Ale przy takiej muzyce nie mogli spac nawet ci, ktorzy zapadli w gleboki sen podczas wystepu Kasi Nosowskiej. Chociaz zabraklo Litzy (w nocy wyjezdzal do Rzymu) i Darka Malejonka (gral koncert z reaktywowanym zespolem Kultura) oraz drugiego perkusisty, Tymoteusz zabrzmial po prostu poteznie. Chociaz pietnasta godzina koncertu, przed scena znow sie zatloczylo, a kilkadziesiat osob spiewalo razem z Tomkiem Budzynskim biblijne teksty. Start Festival - Jarocin 2000 zakonczyl sie o drugiej w nocy. - Do zobaczenia za rok - pozegnali publicznosc prowadzacy. - Szesc lat temu tez tak mowili - ktos skomentowal. |
Dzieki: Michal z Jarocin.Festiwal |
Strona zrobiona przez Jarocin-Festiwal.com |