Pisze te slowa w godzin pare po powrocie ze stolicy polskiego rocka, jak ktos chyba kiedys euforycznie nazwal Jarocin. Tekst ten ukaze sie jednak pozniej, co smuci mnie nieco, bo mocno nabuzowany jestem tym, co sie wydarzylo i chcialbym, aby moje slowa ujrzaly swiatlo dzienne jak najszybciej, ale cykl wydawniczo-produkcyjny jedynego pisma rockowego jaki jest, taki jest. W takich chwilach troszke zaluje, ze nie mam czasem mozliwosci napisania czegos majac te pewnosc, ze tekst ukaze sie w ciagu paru najblizszych dni. Ale z drugiej strony daleka jest mi chec zostania zawodowym felietonista, a jedyna gazeta, do ktorej pisuje, i ktora uznaje forme i chimerycznosc mojej pisaniny, ukazuje sie tak, a nie inaczej. Czyli po prostu, jak sie nie ma, co sie lubi, to sie lubi, co sie ma.
Mysle, ze wszyscy uslyszeli juz o tym, co sie stalo. W drugim dniu festiwalu na malej scenie przemoc swiecila swoj wielki dzien. Kilkadziesiat osob rannych, tyly i przody zniszczone. Ludzie, ktorzy zarowno dziesiec lat, piec lat, rok temu czy teraz postrzegali Jarocin jako zjawisko niepotrzebne, grozne i kwalifikujace sie jedynie do likwidacji, dostali do lap potezny argument na potwierdzenie swojej opinii. Nie chce wnikac, kto rozpoczal cala te histeryczna historie (albo historyczna histerie), ale cos zastanawiajacego jest w tym, iz w sumie nieduzy festiwal (bo najwiekszy jest jeno w skali naszego kraju) staje sie scena absolutnie niekontrolowanego wzrostu agresji w ciagu bardzo krotkiego czasu. Rokrocznie na swiecie odbywa sie szereg podobnych imprez, niejednokrotnie o co najmniej dziesieciokrotnie wiekszym audytorium i nie dzieje sie na nich nic, co by stanowilo jakiekolwiek zagrozenie dla czyjejkolwiek nietykalnosci. I jeszcze jedno - na takich imprezach sprzedaje sie chociazby piwo bez ograniczen i wszyscy sa zadowoleni. W Jarocinie trzeba chowac alkohol przed ludzmi, ktorzy przyjezdzaja. Jestem absolutnym przeciwnikiem jakichkolwiek prohibicji, ale realizm podsuwa mi sceny totalnej destrukcji w przypadku, gdyby piwo sprzedawano w odleglosci sto metrow od malej sceny. Nacja nasza niestety ma to do siebie, ze alkohol wywoluje w wiekszosci agresje. Zalogi nawalone w pietnascie minut staja sie grozne dla kazdego. I mysle, ze to jest jeden z powodow, dla ktorych nasze miasta po zmroku sa takie ciemne i ponure. Strach zwycieza potrzebe zabawy i poznawania nowych ludzi. Z drugiej jednak strony zawodowe security nie dopuszcza nigdy do do podobnych sytuacji. Ochrona koncertow jest potrzebna, ale nie po to, by toczyc walki z wybranymi harcownikami z publiki, ale po to, aby wallki takie nie mialy miejsca. Pracownik ochrony, ktory daje sie sprowokowac do bijatyki, jest bandziorem nie ochroniarzem. To jest trudna praca, ktora tylko najglupsi postrzegaja jako niesutatnne napierdalanie kazdego, kto wstal z krzesla. Kiedys szef ochrony bodajze Iron Maiden powiedzial: Ja nie uderzam, moje cale zachowanie sprowadza sie do tego, zeby nikt nie uderzyl. Poza tym przy organizowaniu tu i teraz tego typu spotkan nalezy pamietac, gdzie i kiedy zyjemy. Poglebiajacy sie kryzys powieksza obszary frustracji, a ta latwo przeradza sie w agresje. Tym wieksza odpowiedzialnosc spoczywa na ochronie i organizatorach. Tymczasem jest to rzecz, o ktorej najmniej sie pamieta.
Caly czas powtarzam, ze swoje wlasne korzenie postrzegam w formacji kulturowej, jaka byl Punk. Bez tego zjawiska nie robilbym z pewnoscia tego co teraz; wiecej - w ogole bez niego muzyka nie bylaby taka, jak jest teraz. Swoista rewolucja w sferze kultury i mentalnosci nie miala sobie rownych w historii rocka. Po kilkunastu latach ze zgroza jednak spostrzegam, iz ludzie utozsamiajacy sie z tym ruchem stali sie jedna z najbardziej konserwatywnych grup spolecznych. Punks stali sie totalna konserwa, ktorej obce jest pojecie tolerancji i ktora swoich racji jest gotowa bronic przy uzyciu piesci, a jak ostatni przyklad pokazuje takze i cegiel i kijow. I w tych reakcjach drodzy bracia nie roznicie sie absolutnie od skinheadow, ktorych tak bardzo nie lubicie, cz tej calej niekompetentnej watahy w zoltych koszulach z napisem “Jarocin-Marlboro”.
Ta cala historia ma jeszcze drugie dno. Ten festiwal, zanim sie rozpoczal, w opinii wielu mial byc skazany na niepowodzenie. Kube Wojewodzkiego znam slabo, nie zawsze uwazam, ze mowi do rzeczy, ale nagonka na jego osobe i to, czego sie podjal rozpoczeta na wiele czasu przed rozpoczeciem festiwalu napawa mnie obrzydzeniem. Brylowala w tym ekipa, ktora organizowala to przedsiewziecie w przeszlosci. Zarzucano sprzedaz i komercjalizacje festiwalu zapominajac o swojej glownej roli w najbardziej zenujacej historii w dziejach festiwalu, a mianowicie transmisji telewizyjnej dwa lata temu. Inny organizator sprzed paru lat rowniez deprecjonowal dzien dzisiejszy stawiajac za wzor wystep za jego kadencji absolutnie topowej kapeli japonskiej. Zbieralo sie tego typu wystapien wiele, ale absolutnym kuriozum bylo zorganizowanie histerii na pokladzie w zwiazku z data urodzin tegorocznego szefa festiwalu.
Skumulowanie tych i paru jeszcze innych wydarzen pomoglo wraz z innymi opisanymi historiami zaistniec wydarzeniom dnia drugiego. Duza czesc piszacych z utesknieniem czekala na cos ze sfery muzycznej i sie doczekala. Niestety - w tym kraju najlepiej sie umie przeszkadzac. Festiwal ten takze pod wzgledem organizacyjnym byl ani lepszy, ani gorszy od poprzednich, czasem byly obszary zenadki (jak zwykle), ale moim zdaniem czestokroc byl to skutek nizli przyczyna. Mimo tych przykrych uwag mam nadzieje, iz nie byl to ostatni festiwal, wiecej, ze byl to poczatek nowego Jarocina. Przezyla sie na pewno jego formula pasujaca do czasow komuny. Na pewno czas zarzucic tzw konkurs i koncentracje swoja przerzucic na scene duza. Wynika to po czesci takze z mojego oglonego zdania na temat konkursow. Muzyka do kurwy nedzy to nie sport, gdzie wskazuje sie lepszego badz gorszego. A poza tym prosze mi pokazac choc jedna rozkowa kapele, ktora by zaczynala swa kariere od wygrania jakiegos konkursu. U nas jest paru takich, bo w komunie byla to najlogiczniejsza i latwa droga, ale jak ktos nie chcial, to tez tego nie robil.
Na duzej scenie naprawde da sie zrobic wielkie widowisko. Beda tam grac kapele najbardziej w danym roku sluchane przez ludzi i jestem zupelnie pewien, ze brak konkursu nie zahamuje naplywu nowych wykonawcow. Teraz duzo latwiej jednakowoz pokazac sie publicznie czy nagrac material w studio niz kiedys, gdy mozliwe to bylo (i to tez nie zawsze) po zaistnieniu w Jarocinie. Oczywiscie musi byc odpowiednio wczesniej wiadomo, kto wystepuje, by sluchacz wiedzial, za co placi. A co do wszedzie padajacego zarzutu o wyprzedaz - to przeciez dozylismy takich czasow, ze swiat, w ktoryn zyjemy, jest rzadzony przez pomyslowe koncerny i podlegla im finansjere i nikogo innego. Lepiej niech daja jednak srodki na kulture czy zdrowie, niz by mieli finansowac mundury dla wojska czy walki zapasnikow (choc to tez robia). Albo partie polityczne. A juz od twojego rozumu zalezy, czy tylko wezmiesz od nich to, co ci potrzebne i odwrocisz sie plecami, czy ulegniesz ich natretnej reklamie i bedziesz nabijal im kabze kupujac ich produkty. Taki jest juz porzadek swiata konca dwudziestego wieku i jak do znudzenia powtarzam, oby porzadek ten trwal jak najkrocej, czego wszystkim i sobie rzycze.