FESTIWAL MUZYKI ROCKOWEJ

JAROCIN 93

JAROCIN 93

.

BRUM. 01/1993

Dzien trzeci

Zapytany na konferencji prasowej, czy bedzie prowadzil koncert na duzej scenie, Kuba Wojewodzki krotko i stanowczo odpowiedzial: "bede". No i byl. Wraz z Tomkiem Zada punktualnie o godzinie szesnastej przywitali powoli gromadzaca sie publicznosc. Dzien trzeci festiwalu zgodnie z tradycja rozpoczal jeden z ubieglorocznych laureatow, bydgoski Variete. Nie byla to, przyznam szczerze, najlepsza pora dnia na tego typu muzyke, ale wyglada na to, ze w ich przypadku czas stanal w miejscu. Ich muzyka niezmiennie podrozuje w przestworzach, zmieniajac ewentualnie wymiar i klimat. Niestety, slonce okazalo sie malo wrazliwe i nie raczylo zajsc za chmury, nawet wtedy gdy na scenie rozbrzmiewaly juz dzwieki Agnieszki Closterkellera. "Wyobrazcie sobie kolorowe swiatla i dymy" - powiedziala Anja, ktora w swietnej formie, mimo ogromnej tremy, wraz ze swoim zespolem calkowicie zawladnela publicznoscia, zwlaszcza ze pod scena zaroilo sie od Nietoperzy. Byl material z najnowszej plyty, oczywiscie niecaly, w tym dobrze znany sluchaczom BRUMU utwor W moim kraju, Violet, byl tez Ozzy Osbourne (No More Tears) i jako ostatni bis odspiewana przez Anje a cappella, piosenka ludowa.

Za jeden z symboli zmian zachodzacych w Jarocinie mozna uznac z cala pewnoscia koncert Mancu. Mimo potegi Slonca, w ktora przynajmniej czesc zespolu wierzy, przyjeto ich bardzo zimno. O tym, ze wiara czyni cuda wiemy nie od dzis. "Jest coraz cieplej i blizej konca, jest coraz cieplej gdy wzywam cie, Slonce, Slonce nade mna zawsze jest" - to slowa Krzysia Lebskiego, ktory spiewal tak sugestywnie, ze w koncu udalo mu sie rozgrzac publicznosc. W ostatnim utworze, ktory jak poprzednie pochodzil z debiutanckiego albumu zatytulowanego Wyprawy, refren spiewali wszyscy razem.

Kolejne pol godziny przewidziane bylo dla tegorocznych laureatow. Pierwsza wystapila Futurobnia, podtrzymujac dotychczasowa stylistyke programu. Teksty w jezyku polskim, osmiele sie slwierdzic, ze to najwiekszy atut tej warszawskiej grupy, poparte dostrojona muzyka, odrobina czarnego humoru, to wszystko spowodowalo, ze publicznosc stala i stuchala. Czy kupila, to sie jeszcze okaze. Ich zimny, ekscentryczny intelektualizm jest na pewno czyms oryginalnym na naszym obecnym rynku muzycznym. I za to naleza im sie brawa.

Zmiane nastroju i ruch pod scena wywolal wystep punkowej kapeli pod nazwa Wlochaty. Wyroznionej przez jury - kupionej na wejsciu przez publike. Lider stwarza wrazenie inteligentnego chlopca z dobrego domu. Taki posmak ma rowniez to co robi. Przede wszystkim image zespolu byl przemyslany i starannie skomponowany. Teksty proste, trafiajace w sedno, czytelne. Komunikatywnosc i kontakt z publicznoscia, czy jeszcze czegos trzeba? Pogo w szybkim tempie zajmowalo coraz wieksza czesc powierzchni stadionu.

Duch Dezertera w narodzie nie zginal chcialoby sie powiedziec, bowiem po Wlochatym na scenie pojawil sie plocki Farben Lehre. Oprocz dedykowanej bylemu wokaliscie i gitarzyscie Strajku, ballady i utworu Nierealne ogniska, caly ich wystep byl uczta punka, z lekkimi sklonnosciami do hardcore'a. Nie pamietam juz ile bisow zagrali, ale publicznosci najwyrazniej podobalo sie ich nowe, ostrzejsze wcielenie, jakie slychac na ich nowym materiale pt. My maszyny. A podobali sie do tego stopnia, ze grajacy po nich grunge'owy Kr'shna Brothers, zdobywca dwoch nagrod specjalnych, w trakcie pierwszego numeru musial opuscic scene chcac ocalic zycie. Farben Lehre zagrali chyba Egoistow (pisze "chyba", poniewaz nie pamietam dobrze) i prowadzacy Kuba Wojewodzki zacytowal slowa Titusa (Acid Drinkers), ktory poprzedniego dnia, i tak delikalnie, skomentowat wydarzenia z malej sceny, mowiac po prostu: "Fuck the violence", czyli w dowolnym tlumaczeniu: "Olewajcie przemoc". I byly to jedyne (jesli uznac to za wulgaryzm), brzydkie slowa, jakie padly tego wieczoru ze strony konferansjerow. To informacje dla tych, ktorzy nie zostali do konca.

NMA, Jarocin 93. Fot. Leszek Brzoza, TR93/10
New Model Army, Jarocin 93. Fot. Leszek Brzoza, TR93/10

Kr'shna Brothers zagrali trzy utwory, pomine skojarzenia, poniewaz zrobili to naprawde bardzo dobrze i przyjemnoscia bylo moc ich posluchac. Z ciekawostek: za bebnami zasiada u nich byly perkusista Turbo, Wolf Spider. Kolejnym laureatem, ktory mial wystapic w tym momencie, byla diabelska Paraphrenia. Chlopcy sie spoznili i nie zagrali. A szkoda, moglo by sie dziac...

Podobno odgrzewane kluchy sa niesmaczne. Tlum na stadionie "zajadal" sie jednak "pierogami Maryny" i "gulgotal lezajskim fullem", ktore serwowal vel Bufet we wlasnej osobie. Wanka Wstanka zagrala ponad polgodzinny koncert, a publika wciaz domagala sie bisow. Jesli chodzi o mnie, to oni wydawali mi sie zabawni w 87 roku, ale przypuszczam, ze takie ich utwory jak np. "Popelina" maja szanse stac sie przebojami i w tym roku. Czas dla nastepnego laureata. Nie bede ukrywala, ze moj faworyt wsrod wybrancow jury. Nagroda glowna tegoz jury: thrash metalowy (chyba zbyt schematyczne) Alastor. Wysoki poziom techniczny, wlasne pomysly, teksty w jezyku polskim i angielskim i frontman. Taki niewielki, skromny i malomowny czlowieczek, z bandana na glowie, na pare minut przed wejsciem na scene zajada parowki. Wychodzi przed parotysieczny tlum i... transformacja... lysa czaszka zakonczona czarna, krotka kitka wlosow. Czarny stroj, sprezyste, ekspresyjne ruchy (roznosi goscia na scenie) i niesamowity, charyzmatyczny wokal. Nie znam tylulu utworu, ktorego refren stanowi slowo "lkalem", ale jestem pewna, ze na nie jednej liscie przebojow moglby wywolac rewolucje. Jesli tylko firma MJM dobrze sie za nich wezmie to wroze im szybka kariere. I trzymam kciuki. "Comment! Ou'est-ce que vous faites, mes petites chiens?!" (Hej, co robicie moje malutkie pieski?!). Przyznacie, ze slodko przemawial do publicznosci jeden z Nieudacznikow - The Failures, wokalista Bruno Flury, podczas koncertu ktorych scena wygladala jak wysypisko smieci. Obrzucani czym sie dalo, np. foliowymi torebkami z piachem, pustymi i pelnymi butelkami, tudziez innymi pomyslowymi wynalazkami, przez blisko godzine zaprezentowali swoja zaczepna, agresywna muzyke. Swoja droga, ciekawe czy na innych koncertach zawsze budza takie emocje i tym samym odnosza "taki sukces" jak w Jarocinie. Jedno jest pewne, ten koncert na dlugo pozostanie w pamieciu wielu...

1984 przynajmniej zaczynali w goracej atmosterze, a ze sil juz nie starczalo co slabszym uczestnikom zabawy... nie szkodzi. 1984 ma swoich fanow i ci byli zadowoleni, ja sie nudzilam. Nareszcie mozna bylo zawiesic wzrok w innym punkcie, bowiem Adas Wolski, wokalista Golden Life, przywitaI nas z wysokosci kilku metrow nad ziemia, gdzie balansujac na rusztowaniach aparatury naglasniajacej, odspiewat pierwszy utwor. Program ich koncertu byl istna mieszanka wybuchowa i choc zmiksowali w nim stare i najnowsze dokonania, od Midnight Flowers po Palec, stylistycznie wszystko gralo. Koncert byl bardzo dobry, zdaje sie, ze takie ostre, ciezkie granie (slychac wyraznie, ze fascynacia brytyjskim rockiem dawno im minela) bardziej im odpowiada, a wokalista czuje sie w tym jak w swoim zywiole. Byla mila, kulturalna atmosfera i nawet takie piosenki jak Bo ja to wiem, Wszystko to co mam zostaly czule przjete, a Oprocz spiewal caly stadion. Pozniej Mafia. Szczerze mowiac nie robia na mnie jakiegos specjalnego wrazenia. Owszem wszystko jest OK, ale... Moze jak poslucham ich nagran studyjnych to sie przekonam, poki co podobala mi sie tylko wersja Krotkiej piosenki o... milosci.

Ostatnim laureatem, ktory wystapil tego wieczoru, byl kielecki kwartet o tajemniczej nazwie ANKH. Laureat drugiej nagrody jury (o czym nie wszyscy chyba wiedza), glownego sponsora, dziennikarzy i publicznosci. Kiedy sie zainstalowali bylo juz zupelnie ciemno. Noc byla z pewnoscia dobra scenografia w ich spektaklu. Muzyke tego zespolu mozna by ujac w szerokie ramy Art-rocka. Art, poniewaz skrzypce elektryczne, ktorych wlasciciel popisal sie nieslychana wirtuozeria, nadaja tej muzyce miano artystycznej. Do dzis jestem pod wrazeniem. Podobnie jak w przypadku Alastora i tu nie obylo sie bez bisu. Zdaje sie, ze nawet soft metal nie mogl wyrwac publicznosci z tego zauroczenia, bo wystep Less Dress, krotki co prawda, minal niezauwazalnie. Reakcja publicznosci byl tzw. brak reakcji.

Dopiero gdy na scene wpadl "szalony Mungo" Staszczyk zabawa zaczela sie na dobre. Wedlug mnie od tego momentu rozpoczela sie nieoficjalnie trzecia czesc sobotniego wieczoru, ulozonego tak, by publicznosc juz do samego rana nie przestawala swietnie sie bawic. I tak tez sie stalo. Zanim Muniek zdazyl sie pokazac, choralnie wywolywano Wychowanie. T. Love dlugo nie mogli zejsc ze sceny. Dla wielu osob byl to koncert dnia. Rozbawiona publike "przejal" samotny "Chlopiec z Placu Broni" - Bogdan Lyszkiewicz. Nastroj nieco sie zmienil, zrobilo sie bardziej kameralnie (jesli mozna tak powiedziec w tym przypadku), a to za sprawa ladnych, nastrojowych melodii i oczywiscie tresci, ktorej glownym tematem byla milosc. W zagranej na bis O! Eli Bogdanowi towarzyszyli Wysol, Burza, Kobra i Kwiatek, ktorych koncert rowniez brylowal miedzy miloscia, odmiennie i dosc specyficznie pojmowana, a wolnoscia. Kobranocka "dala" czadu. Troche gorzej, choc to zalezalo od poszczegolnych utworow, bawiono sie przy Rozach Europy. Roze chyba jednak lepiej wypadaja na swoich koncertach, na ktore przychodzi ich publicznosc. Rzecza warta odnotowania jest z pewnoscia duzo lepsza dyspozycyjnosc glosowa Piotrka Klatta.

W gazecie festiwalowej Oddzial Zamkniety chyba jednak kokieteryjnie utrzymywal, ze boi sie jarocinskiej publicznosci. Sa zawodowymi showmenami, wiec nie moglo byc zadnej wpadki. Tak jak poprzednich Gwiazd, ich wystep skladal sie z samych przebojow. Wajk szalal jak zwykle, ja ledwo stalam na nogach, a publicznosc dalej skakala. Nic sie nie zmienilo podczas koncertu IRY, no moze tylko to, ze wszyscy bylismy coraz bledsi. Bierz mnie, Dom, Deszcz, Wiara, ktora Artur chyba ze zmeczenia zaspiewal od drugiej zwrotki, nie ma sensu, zebym wyliczala co i ile bisow zagrali. Od dwoch godzin (bylo juz po siodmej) "switalo", a spod sceny nadal dobiegalo "jeszcze, jeszcze!!!". "Mielismy juz nigdy wiecej nie grac tego na koncertach" powiedzial Gadowski i zaintonowal Knockin' On Heavens Door.

I to byl juz koniec Jarodna '93, ale koniec, ktory sie bedzie dlugo pamietalo. No dobrze, ja bede dlugo pamietala, bo uwielbiam tego typu "smaczki". W pewnym momencie na scenie pojawil sie Muniek, nie wiadomo skad, widac bylo, ze Artur tez jest tym zaskoczony, doszedl do mikrofonu i zaspiewal druga zwrotke.

Nie wiem, czy Kuba i Tomek byli wzruszeni, kiedy dziekowali, zapraszali na przyszly rok i zegnali sie z publicznoscia, ale mnie cos scisnelo za gardlo, kiedy uslyszalam choralne: "DZIEKUJEMY" z poglosem...

Anita Bartosik
.
. .

Strona zrobiona przez W_MatNi+W_SiECi

.