FESTIWAL MUZYKI ROCKOWEJJAROCIN 93 |
|||
|
. |
BRUM. 01/1993 Dzien pierwszy - tradycjaZ rodzima, dwudziestominutowa obsuwa wystartowal ze swa historyczna misja niesienia przemian i wietrzenia ducha starczej stechlizny 14 Festiwal Muzyki Rockowej-Jarocin'93. Zanim doszlo do konfrontacji artystycznych wizji na deskach wyjatkowo okazalej w tym roku sceny, stare z nowym skrzyzowalo swoj propagandowy rynsztunek w majestatycznym zgrzycie mediow, czego swiadkami mogli byc wszyscy, ktorym na sercu lezy dobro rodzimej sceny rockowej. Spolaryzowany triumwirat to oczywiscie chlodny i wykalkulowany Walter Ch., wyraznie pobudzony ambicjonalnie Jurek O. i goracoglowy reformator Kuba W. Cale zamieszanie obok niepotrzebnego srodowiskowego fermentu przynioslo jedna korzysc, swiadkami ewentualnego poczecia nowego Jarocina zapragnela byc wyjatkowo liczna grupa fanow. Siedemnascie tysiecy karnetow, ta liczba mowi sama za siebie... Tradycyjnie na pierwszy ogien rzuceni zostali uczestnicy konkursu, ktory w tym roku przezyl swoj prawdziwy renesans - czterysta piecdziesiat kaset zgloszonych przed festiwalem i blisko sto dwadziescia zespolow "Otwartych drzwi" - czuc wyraznie, ze pod pokrywka kipi... Zaczyna Lavina Cox z Poznania, formacja owladnieta wirusem sztuki amerykanskiego przedmiescia, czyli mowiac krotko - rap. Rytmiczna epilepsja z pudelka plus jeden gesto grajacy gitarzysta i trzech dosc smutnych tancerzy probujacych spiewac kontrowersyjne teksty. Wszystko to przywodzi na mysl dosc gastronomiczna odmiane gatunku made in byla NRD plus kabaret OTTO. Uznanie za odwage i konsekwencje. Niestety zdecydowany brak dzikiego pulsu, beatu i magicznej energii...
Niewiara z Radomia, jak sie pozniej okazalo, nieliczny przedstawiciel konkursu, ktory moze zagrac przebojowo nie tracac przy tym czadu. Zespol ze stylistyczno-geograficznych regionow IRY, jednakze umiejetnie wydostajacy sie poza wyrazny wplyw swych slawnych kolegow. Niezle, proste teksty, a to wbrew pozorom wcale nie jest takie proste, ostro i gesto. Jedyny zarzut - zbyt zunifikowane kompozycje... Wystepom formacji Ghost i Gateway towarzyszyl nastroj wznioslego zasluchania, nie pozostawiajacy jednak zadnych istotnych refleksji. Po prostu umiejetne wpisanie sie w brak oryginalnosci... Alastor z Kutna - muzyka tej formacji opuscila szczeki obserwatorow o kilka poziomow nizej. Rytmiczny ped i energia, otwarcie na amerykanskie wiatry, ale bez przesady, melodia i szalona charyzma sceniczna wokalisty, w koncu polskie teksty. To juz nie jest thrash umpa, umpa byle szybciej, byle glosniej, to juz jest swiatowy format. Porownanie do Panthery tylez efektowne co nieprawdziwe. Mimo ze Alastor to juz rockowy weteran, wydaje mi sie, ze swoj Mount Everest zdobeda dopiero teraz... Ostatni uczestnik konkursu to warszawska Paraphrenia i znow zrobilo sie ciekawie, i znow rockandrollowi medrcy z blyskiem olsnienia na twarzach grymasza... "czysty green core, typowe Seattle", jednym slowem belkot. My puszczamy to mimo uszu i dajemy nura w dzwieki Parphrenii. A dzieje sie tam sporo, czuc wyrazne duchowe powinowactwo z hardcore'owcami, czuc lekki osad modnej Ameryki, czuc w koncu strzelajacy rytmicznie, quasi rapowy wokal i czuc wreszcie zabawe rockowym tekstem. Wszystko to podane brawurowo z ani na chwile nie gasnacym tempem. Paraphrenia to pierwszy zespol tego nurtu, ktory moze miec na swym koncie przeboje (komercja, che, che). Dla mnie rewelacja, punki zdezorientowane, za trudne, pogo w tych tempach i podzialach nie wychodzi... I tyle konkursu... Mistrz ceremonii dnia pierwszego, Jarek Janiszewski, krotochwilny lider formacji Bielizna wyplywa na coraz glebsze wody swych erotyczno-fekalnych monologow, poezyj. Do zabawy wciaga niesmiale nastolatki oglaszajac konkurs na Big Cyca Jarocina'93, pojawiaja sie pierwsze ochotniczki, publicznosc falluje, ruszajac ku scenie. Zaczynaja sie ludowe igrzyska, zaczyna sie dzien pierwszy Jarocina'93, dzien pod haslem Tradycja. Tradycja, od lacinskiego traditio, czyli przekazywanie... I ja sie pytam, jak dlugo przekazywac bedziemy nastepnym pokoleniom, ze tu w Polsce wyhodowalismy sobie enklawe poza czasem i przestrzenia, konserwatywny skansen muzyki spod znaku No future. Jakie to przerazajace, ze do prawdziwej zabawy wielu wciaz potrzebuje prostej funkcji lup cup i kluczowego przeslania "olewaj system". Przerazajace jest to jak male wymagania stawiaja sobie zespoly i jak niewiele oczekuje od nich publicznosc, dla ktorej cnota i dowodem wiarygodnosci staja sie ulomnosc warsztatowa i pseudofilozoficzne komunaly. Przy tym wszystkim zabawnym jest fakt, iz dla wielu ortodoksyjnych fanow zespoly typu Gaga czy The Bill to... komercja, a prawdziwie niezalezni sa tylko ci, ktorzy nie pchaja sie do rockowego establishmentu uosabianego m.in. przez wystep na duzej scenie. Przy tak powaznym podejsciu do tematu nestorzy ruchu punk, Sex Pistols uznani by zostali prawodobodnie za sflaczalych komercjuszy... Zapraszajac Gage, De Facto, The Billa czy Strajk, organizatorzy wyszli naprzeciw oczekiwaniom tych, ktorzy takiej wlasnie stymulacji potrzebuja do osiagniecia slynnego jarocinskiego live orgazmu. Z tej dziarskiej czworki mlodych gniewnych szersze horyzonty zaprezentowal jedynie zespol Strajk, ktoremu wrozyc mozna stala wedrowke poza kleszcze gorsetu ortodoksji i fanatyzmu. Co stanie sie z reszta, zobaczymy... Plynnym przejsciem z bloku punkrockowego do innych propozycji byl set muzyki reggae reprezentowany przez formacje Bakszysz i Izrael. Legendarny Bakszysz to dla mnie jeden z najwiekszych wygranych tego dnia. Wykorzystujac tylko i wylacznie walory wlasnej muzyki, jej roznorodnosc, dramaturgie i ekspresje, Bakszysz blyskawicznie polaczyl dotychczas podzielona publicznosc i pchnal ja do wspolnej zabawy w rytm kolysan i pulsacji. Przy wyraznym zachowaniu korzeni wlasnej muzyki Bakszysz zaproponowal szeroka panorame mozliwosci wychodzenia ze sztywnych ram w podgatunkowosc. Istotnym walorem koncertow zespolu jest duza wiernosc kompozycji scenicznych z ich plytowymi pierwowzorami. Tak, ten wystep bardzo zblizyl jarocinska publicznosc do idealu hasla Milosc, mlodosc, muzyka, czuc bylo w powietrzu az nadto jednoczace fluidy rastafarianskich beretow... I to wszystko dzieki zespolowi, ktory nie goscil na tej scenie chyba... dziewiec lat?!! Pozniej Izrael, kolejna legenda dawno nie widziana na tej scenie. Ich wystepowi, choc tez kolyszacemu publicznoscia zabraklo jednak juz wibracyjnej lekkosci, swiezosci, jaka rozsial poprzednik. Blizej tu bylo do ekstatycznego misterium niz do szalonej zabawy. Generalnie lucky sniff and good vibrations... Do prawdziwej eksplozji zabawy, luzu i dobrego humoru doszlo podczas wystepu Piersi. Malowniczosc, indywidualnosc, umiejetnosc scenicznej kreacji nie mialy sobie rownych... Prosze bardzo, jesli juz siegac po elementy punk rocka to podane przynajmniej w pikantnym sosie, bez smuty i samobiczowania... Czego tu nie bylo - i hard rock i heavy metal, marsze wojskowe i chodnik, cytaty z klasyki i ludowe przyspiewki, a wszystko to podane w tempie, z maksymalna energia i kontrola przedstawienia. Na czele orkiestry Kukiz Batman i Jezioro Superman, w chorkach stylowi szansonisci o image'u rodem z gastronomii. W repertuarze nie zabraklo Kujawiaka, Rezerwy, genialnej Rodziny slowem silnej czy w koncu odspiewanego przez publike ZChN-u, ktory wciaz sie zbliza... Kukiz ostrzega, wszyscy pojdziecie do pierdla... Temperatura na widowni bliska wrzenia... Po Piersiach, tych rockandrollowych i tych prezentowanych przez ochotniczki zachecane mozliwosciami efektownego streapteasu przed dwudziestotysieczna publicznoscia na scenie odbyl sie podwojny set pod umownych haslem "Promocja? Raz jeszcze?" Gardenia i Jezabell Jazz. Gardenia po okresie pozornej hibernacji probuje wrocic na scene okrzyknieta przez niektorych pionierami neo-psychodelii... No coz to nie wystarczylo, na widowni zima... Kompozycje dosc jednostajne, monotonne, bez dramaturgii. Spodziewalismy sie spektaklu, otrzymalismy mierne przedstawienie... Nieco cieplej, ale rowniez w strefie stanow srednich bylo podczas sztuki Jazabell Jazz. Nie rozumiem trudow, z jakimi ich muzyka przebija sie do publicznosci, a przeciez smialo mozna okreslic ja mianem indywidualnej i wlasnej... Rytm, rytm i jeszcze raz rytm, doskonaly bebniarz, duzo melodii i polskie teksty. I nic, szkoda. Ale nie traccie nadziei panowie, nam sie podobalo... Apteka jak apteka. Opetuje i wciaga, szczegolnie stalych bywalcow. Trudny do sprecyzowania klimat balangi i lotu z bardzo wysokiego pulapu. Zagrali z nowym bebniarzem i zagrali bardzo dobrze. Niespozyta energia, psychodeliczna ewolucja; oni chyba zawsze potrafia sie obronic, bo oni nigdy nie zagraja dwa razy tak samo... Niestety ciagle tak samo gra, tak mi sie przynajmniej wydaje, schizoidalny Leszek [Janerka] . ChyIe czolo przed dorobkiem, padam na twarz przed "Zabawa nie dla dziewczynek", ale z trudem powstrzymuje sen podczas jego wystepu... Kameralna muzyka nie musi nuzyc, musi wciagac, dzwiek po dzwieku, slowo po slowie, tak by swiat artysty stal sie naszym swiatem. A tu nic... Ciagle wrazenle wariacji na temat "Walking on the Moon". Lechu obudz sie, wiem, ze potrafisz nas jeszcze zaskoczyc... Na kolejny wystep wielu ostrzylo sobie apetyty, piora i jezyki. Wiele osob przyjechalo na domniemany ostatni wystep Brygady Kryzys, za nic biorac sobie radosne zdziwienie muzykow na takowe sugestie podczas konferencji prasowej. Byli tacy, ktorzy oczekiwali jak z hukiem zamknie sie czternastoletni, legendarny rodzial polskiej muzyki rockowej pod haslem Brygada Kryzys. Nic takiego, Tomek i Robert zapowiedzieli serie koncertow jeszcze w tym roku i nowy album juz wkrotce... A sam koncert? Niestety, gdy na twa pozycje pracuje blisko trzynascie lat, gdy stajesz sie nestorem wolnej muzyki, zywym pomnikiem dla nowych pokolen, poziom oczekiwan unosi sie bardzo wysoko, na pulapy chyba nieosiagalne ludzkim talentem... Wystep Brygady to przede wszystkim fatalne ulozenie programu, chaotyczne bez dramaturgii. Leniwy poczatek zamiast uderzenia na przyklad Wojna... Bylo bez magii, a wystep wielkich bez magii to nieudany wystep. Moze mialo na to wplyw nienajlepsze samopoczucie Roberta Brylewskiego, ale... To co zdarzylo sie pozniej na scenie przycmilo wszystko. W takiej formie i w takiej oprawie scenicznej ten zespol moze rownac do najlepszych, nie tylko tu, ale i tam... To bylo gigantyczne wydarzenie, od pierwszego dzwieku Hej; naprzod marsz, trudno bylo nie ulec ich sztuce - Proletariat. Potrzasajac zacisnietymi piesciami, wbijajac nas w murawe, prujac glosniki. Ich nowy repertuar to istna lawina metalizujacych poustawianych w geste szeregi dzwiekow, upust dzikiej energii. Ta muzyka to cios, a Czarne szeregi, Moj pokoj czy Ofiarny stos to najlepszy dowod jak dalece ten zespol moze nas jeszcze zaskoczyc... Jednym slowem duch punkowy, forma metalowa, a rejony naprawde wielkiej sztuki. Pozniej, juz na deser, kolacje i sniadanie Gang Olsena i Dzem. Na tych drugich, kazda pora jest dobra, bo to jest prawdziwa muzyka, prawdziwe uczucie, prawdziwe wzruszenia, nawet o szostej rano. To byl dlugi, ale wspanialy koncert, bez agresji, przemocy i zadym, bez detej atmosfery sztucznego wydarzenia z pikantnym swawolno-erotycznym klimatem radosnego swieta. Koncert, w ktorym zwyciezala muzyka i publicznosc, polaczone silnymi wiezami ponad podzialami, dyrektorami, ojcami chrzestnymi i sponsorami. Tak bylo przez trzy dni na duzej scenie, na stadionie. Szkoda, ze tak nie bylo w calym Jarocinie.. Ignacy Nevermore |
. |
. | . |
Strona zrobiona przez W_MatNi+W_SiECi |
. |