Bootleg jest wydaniem materiału nigdy oficjalnie nie opublikowanego. Najczęściej są to koncerty, bo taki materiał jest najłatwiej zdobyć (nagrać). Czasami są to nagrania studyjne, wersje demo, alternate takes, nagrania radiowe itp., ale to rzadkość.
Pirat jest ponownym wydaniem materiału już wcześniej oficjalnie wydanego. Najczęściej jest to podróbka (counterfeit) - czyli wierna kopia jakiejś płyty, łącznie z poligrafią. Może to także być kopia jakiejś płyty z dołączonymi bonusami - powstaje wtedy "nowy" produkt, nie mający swego odpowiednika w oficjalnych wydaniach. Może to być także składanka typu King Crimson "The Gratest Hits" (jest coś takiego, a co), czyli płyta, której nigdy oficjalnie nie wydano, ale nadal składa się z materiału już wcześniej legalnie dostępnego.
Możliwe teoretycznie są mieszanki. Na przykład 4 utwory z nigdy niepublikowanego koncertu (czyli boolteg) plus 10 innych, opublikowanych wcześniej nagrań (czyli pirat). Ja jednak z czymś takim się jeszcze nigdy nie zetknąłem.
Jeżeli ktoś wyda na CD płytę wcześniej wydaną oficjalnie wyłącznie na winylu lub kasecie magnetofonowej to jest to, moim zdaniem, pirat. Nastąpiła tu tylko zmiana typu nośnika fonograficznego, lecz nie statusu (opubliowany/nieopublikowany) samych nagrań.
Jeżeli autor muzyki wydaje na CD swoja własną, wcześniej oficjalnie już wydaną płytę na LP czy kasecie, to wszystko zależy od tego, czy ma do tego prawo. Najczęściej - co jest smutne i przerażające - nie(!). Prawo to posiada zazwyczaj wytwórnia, z którą zawarł kiedyś kontrakt. (Jeżeli mimo to wyda własną płytę, to jest to, niestety, pirat). Taka sytuację miał Peter Hammill z "Aerosol Grey Machine". Wytwórnia (Mercury), która posiadała prawa do tego albumu, nie była zainteresowana wydaniem go na CD. Hammill chciał wydać to w swojej wytwórni, lecz Marcury zażądała od niego(!) takich pieniędzy(!) za przekazanie praw (licencji) do wydania, że nie był w stanie tego zrobić. Dopiero jakiś czas potem płyta ta wyszła w wydawnictwie Repertoire, a potem jej inna wersja ukazała się w wytworni Hammilla Fie! Records. Nie znam jednak szczegółów - w jaki sposób rozwiązano to prawnie. Dużo na temat tych spraw pisze w swych pamiętnikach i nie tylko Robert Fripp. Polecam, choć to prawie horror.
Następna sprawa - płyty Sellesa. Czy się to komuś podoba, czy nie, do czasu ostatnich zmian w ustawie "O ochronie praw autorskich i pokrewnych" płyty Sellesa były całkowicie legalne. W poprzedniej wersji rzeczonej ustawy ochrona objęte były tylko te utwory, które powstały lub zostały publicznie odtworzone po 23.05.1974. Cala reszta mogła być swobodnie kopiowana i wydawana przez kogokolwiek. Oczywiście utwory te musiały być kopiowane z fonogramów fizycznie wydanych przed 1974 rokiem, a wiec z analogów. Nie można było skopiować dajmy na to The Dark Side of the Moon z kompaktu, ale z winylu - proszę bardzo. Ochrona praw autorskich dziel plastycznych nie miała już takiej "dziury" i stąd Selles musiał sam wymyślać nowe okładki do tych płyt, co robił, powiedzmy sobie szczerze, koszmarnie. A i do oczyszczenia dźwięku z tych analogów się nie przykładał, choć moim zdaniem robił to specjalnie, żeby nie wywołać jeszcze większej nagonki na siebie wielkich wytwórni. Płyty Sellesa zostały nazwane "legalnymi piratami" przez wytwórnie, prasę i autorów, którzy nie dostawali tantiem od tych wydań. Ten oksymoron nie znajdował jednak uzasadnienia w obowiązującym prawie.
Michał Małyszko