MASAKRA
Grzegorz, obiecywałeś mocną płytę i faktycznie ma ona całkiem mocne
otwarcie. Funkujący rytm, podelektronizowane brzmienie, krzykliwy i od
razu kojarzący się z Republiką refren, solówka gitary... Słuchamy o tym,
jak kompromisy się do nas łaszą, potem zaś jest: wolę masakrę... Ale nie
chce mi się wierzyć, żebyś zamierzał przekonywać nas do takich metod postępowania.
O co właściwie chodzi?
G.C. : Powiem ci, z czego wziął się ten tekst. Przeczytałem esej pewnego niemieckiego polityka, myśliciela, na temat partii centrowych. Dziwna rzecz, bo była właściwie napisana przeciwko takim partiom... Mnie to zainteresowało, choć estetycznie skłaniam się ku politycznemu centrum po prostu widzę tam fajniejsze twarze... A ten autor pisze, że chęć przetrwania za wszelką cenę lokuje się właśnie pośrodku. W związku z tym właściwie nie można nic przeprowadzić bez takich krańcowych, ostatecznych wyborów. Takich, które dokonują partie skrajnie lewicowe czy skrajnie prawicowe. Ci ludzie, oczywiście, ranią nas już swoja obecnością, ale to dzięki nim polityczne centrum wchodzi do tej zimnej wody... Na tym też właściwie polega filozofia tego numeru i tej płyty. Nie chcieliśmy kolejny raz powoli wchodzić do mętnej, zimnej wody. Tak, żeby nikt tego nie zauważył.
Ja jednak dostrzegam tu jakiś kompromis artystyczny, o który zresztą nie mam pretensji. Coś zmieniacie, ale jak już powiedziałem też zachowujecie wiele swych brzmieniowych patentów.
G.C. : Bo skacząc do tej zimnej wody niesiemy siebie. To jest chyba normalne, że jakaś nasza substancja pozostaje nawet przy najostrzejszej selekcji.
MAMONA
Najwyraźniej chcesz podrażnić się z publicznością. Oto w drugim
utworze płyty dogadzasz republikańskim fanom fortepianem z okolic Białej
flagi, z premedytacją przybliżasz się do waszych największych przebojów
z początku działalności, lecz do tego raczysz słuchaczy deklaracją: ta
piosenka nagrana jest dla pieniędzy...Czy to aby nie za ryzykowne?
G.C. : Rzeczywiście jest tu taka pieczątkowa faktura republikańska... A ja chcę prowokować. Bo cały czas dostrzegam w naszym rockowym otoczeniu takie podejście: byłoby fajnie, żeby piosenka stała się wielkim hitem, ale żeby przy okazji udało się zachować pewien rys progresywności-undergroundowości. I właśnie dlatego jedną piosenkę złożyłem na ołtarzu nowego boga, którego mamy wszyscy od kilku lat i który ma na imię Mamona. To wyłącznie dla niego.
Miałeś już w przeszłości poważne potyczki z częścią rockowej publiczności. Wynikały one z pomówień Republiki wtedy symbolu rodzimej new wave o przesadną komercjalizację. Przypomina o tym reprodukcja nadpalonej okładki pierwszego albumu, zamieszczona na kopercie Nieustannego tanga. Odpowiedz mi więc jednak wprost na moje pytanie: czy nie boisz się wywoływać wilka z lasu?
G.C. : Oczywiście, że się boję. Ta piosenka może być dwuznacznie odebrana. I ja wręcz tego chcę. Mamona idzie pierwsza do emisji... Nie czujesz w ujęciu tego tematu lekkości? Nie należy przyjmować tego tekstu w tabletce refrenowej. Zauważ, że tam jest przeprowadzony cały wywód. Facet się ucieszył, że napisał piosenkę, ale chce zrobić tak, żeby to było wyłącznie dla pieniędzy. Nie chce używać tych wszystkich rzeczy, których się zazwyczaj używa, aby pozakrywać te wstydliwe części ciała. Wtedy zazwyczaj pisze się o miłości, o podłości polityków, innych takich sprawach. A ja po prostu odrywam te treści. Tyle razy słyszałem jak ludzie śpiewali o miłości, a nie wierzyłem im, bo wiem, że robią to tylko dla pieniędzy... To wywód zmyślnie przeprowadzony, a jeśli ktoś tego nie rozumie niech przepada (śmiech).
Z.K. : Refren tej piosenki jest na tyle chwytliwy, że mam nadzieję zmusi słuchacza do wejścia w canto. Żeby posłuchał tego uważnie w całości.
Chciałbym teraz zapytać Zbyszka, czy bywa recenzentem twoich tekstów...
Z.K. : Prawda jest taka, że gdy Grzesiek przynosi tekst, to już przeszedł
o n przez jego wewnętrzną cenzurę i kilka cenzur domowych (śmiech). Tak,
że przy tej płycie widziałem tylko jedną próbkę tekstu, która odpadła i
to z przyczyn pozaartystycznych. Natomiast Mamona mnie od razu chwyciła.
Bo, gdy analizuje się to, co jest w tych zwrotkach
- naprawdę wszystko jest jasne.
Porozmawiajmy może o muzyce. Firmujecie ją wspólnie, ale w przypadku takiego utworu jak Mamona trudno mi domyślić się, co było wkładem Zbyszka... To bardzo ciechowska kompozycja.
Z.K. : Lepiej nie robić takich analiz przy tej płycie. Różne elementy składają się na naszą współpracę.
G.C. : Siedzieliśmy kilka miesięcy u mnie w domu. I każdy z nas ma różny wkład w poszczególne piosenki.
Waszą pierwszą wspólną kompozycją, zamieszczoną na płycie Republiki, był Obcy astronom. Pełna uroku piosenka, wyróżniająca się na Nieustannym tangu, z bardzo nietypowym początkiem jak na republikańskie normy z tym oktawowym skokiem i zjazdem sekstą...
G.C. : Akurat linia melodyczna była mojego autorstwa.
Z.K. : Nawet kawałka wokalu bym nie wymyślił.
Dlaczego dopiero teraz spółka Ciechowski-Krzywański zdecydowała się przygotować materiał na całą płytę?
Z.K. : Powiem szczerze: dawniej niespecjalnie miałem czym się pochwalić. Nie wychylałem się, bo twierdziłem, że jeszcze nie umiem. Grzegorz przede wszystkim wyznaczał tan nasz nurt artystycznie.
ODCHODZĄC
Udana, nastrojowa piosenka, która pewnie bardziej przypadnie do
gustu zwolennikom solowego Ciechowskiego, niż ortodoksyjnym fanom Republiki...
G.C. : Kto wie, czy gdybyśmy kiedyś robili ballady i mieli takie możliwości jak dziś nie brzmiałyby one podobnie?
A tak przy okazji. To kolejne przypomnienie, że Zbyszek coraz bardziej staje się gitarzystą unplugged...
Z.K. : Mniej więcej od roku wróciłem do gitary klasycznej. Zobacz jaki
mam pazur (śmiech).
Sprawia mi to frajdę.
Grzegorz, powiem krótko: wyjątkowo podoba mi się tekst tej piosenki. Jest bardzo w twoim stylu i do tego wypada świeżo. Wspaniały dowód, że potrafisz się poetycko zmierzyć z tematem gasnącej miłości: możesz zabrać co chcesz/najlepiej zabierz mnie/jestem lżejszy od fotografii/z których będziesz mnie teraz wycinać...
G.C. : Traktuję ten utwór jako jedną z tych ostatecznych piosenek. Takich, które ogarniają nas, wciągają w siebie... Strasznie mnie ten tekst przytrzymał. Napisałem chyba z osiem różnych wersji, jedna głupsza od drugiej. To są takie krótkie formy, w których musisz zawrzeć całą opowieść. Mało tego: jeszcze dołożyć w refrenie coś, co tę opowieść kwituje. Tak że formalnie było to strasznie trudne. Myślałem, że zwariuję.
Z.K. : Gdy w końcu zadzwonił do mnie i powiedział mam, to powiem ci kamień spadł mi z serca.
G.C. : Powiedz, co było dalej...
Z.K. : Przeczytał mi. No świetne mówię. A on na to: Ale smutne... Taką solówkę zagrałeś, że tekst musiał być smutny.
G.C. : Oczywiście piszę swoje rzeczy do skończonych aranżacji...
13 CYFR
No, tutaj poszaleliście. Urozmaicony utwór o niepokojącej atmosferze
i ciekawym brzmieniu. Skoki dynamiki i zaskakujące zmiany aranżacji. Na
dodatek Grzegorz to szepcze, to niemal krzyczy, a i jeszcze gra na flecie...
G.C. : Mój ukochany numer z tej płyty.
Z.K. : Też go uwielbiam. Jest taki transowy i kołyszący.
G.C. : Dziwadło straszne... I również tu miałem problem z tekstem. Moje męki obserwował Leszek Kamiński (realizator płyty przyp wk). Czuł się odpowiedzialny za to, co działo się z tekstami, bo jego termin spowodował, że musieliśmy wejść szybciej do studia. Gdy materiał był skończony muzycznie, a teksty w robocie. Chociaż ja nie mam do niego pretensji, bo potrzebuję takiej presji... I Leszek w geście solidarności przejrzał tomik moich wierszy, który mu podarowałem. Chodził, chodził po studiu i powiedział w pewnym momencie: Ogólnie mistyka, ale jest jeden, który idealnie by się nadał (śmiech). I 13 cyfr to taki przetransponowany wiersz. Przyłożyłem to do muzyki i w pięć minut miałem gotowy tekst. A w ogóle 13 cyfr to cała historia. To był taki czas, gdy moja Ania wyjechała na stałe do Ameryki, a ja wydzwaniałem do niej. To jest opowieść o tym, jak przenosiłem się coraz dalej wykręcając kolejne numery...
Może jeszcze opowiedz, jak powstawała muzyka.
G.C. : To utwór w większości posamplowany i nagrany u mnie w domu. Przy tej płycie ogólna zasada była taka, że wiele rzeczy było gotowych już w domu, a potem niektóre wymienialiśmy w studiu. Na przykład automat na żywą perkusję... Leszek robił też nowe ujęcia gitar bo jest mistrzem w gitarach. W tej dziedzinie jest niesamowity. Była też cała epoka nagrywania moich wokali. Jakby mnie przepuścił przez maszynkę do mięsa (śmiech).
PRZECZEKAJMY NOC
Macie tu jakby psychodeliczne brzmienie. Zresztą interwencje organów
też kojarzą się z rockiem sprzed lat... Jeszcze raz nabraliście ochoty
na muzyczne stylizacje?
G.C. : To wzięło się z tego dworcowego efektu, który wchodzi na początku. Wiadomo było, że potem musi być w wolnym tempie. Poruszaliśmy się bardzo intuicyjnie.
Tekst Przeczekajmy noc jest twoją kolejną wyprawą w krainę miłosnych dramatów. Każdym neonem mówisz nie...
G.C. : Dziewczynom podobają się takie numery (śmiech). Są utwory dla dziewczyn i są dla chłopaków. Ten jest dla dziewczyn. A dla chłopaków jest Masakra albo Sado-maso piosenka (śmiech).
SADO-MASO PIOSENKA
Efektowny riff gitarowy na otwarcie, później może byłoby nawet trochę
demonicznie, gdyby nie ten tekst: łączy ich jedna sprawa/sado-maso zabawa...
Grzegorz, daruj, ale jakoś nie wciągnęła mnie ta twoja opowieść na temat
niezdrowej odmiany męsko-damskich związków... Umiarkowanie mi się podoba
G.C. : Myślę, że dotyczy to sytuacji, która nam wszystkim umiarkowanie się podoba.
Warto było pisać o czymś wałkowanym od lat przez psychologów w popularnych publikacjach?
G.C. : Pewnie, że warto. Bo nadal niektórzy wszystko robią, aby być w takim układzie. A niektórzy nie zdają sobie sprawy, że taki układ można przerwać... Poza tym mam wrażenie, że traktujesz muzykę i tekst jako rzeczy, które stoją obok siebie. A u mnie tekst wynika z muzyki. Tak długo piszę go, aż nie ma żadnej dysharmonii między tym, co zawiera, a skończoną aranżacyjnie piosenką. To są struktury, które się wzajemnie przenikają. Dla mnie w te riffy, w tę aranżację po prostu wpisana jest taka właśnie treść. Gdybym chciał, żeby był tu inny tekst, to najpierw musiałbym zmienić muzycznie ten numer...
Z.K. : To jest ulubiony utwór mojego czteroletniego syna. Próbuje śpiewać cały riff.
G.C. : Mojego Bruna (syn Ciechowskiego przyp. wk) też.
Sądzę, iż rozmowa o tym numerze to dobra okazja, abym powiedział Zbyszkowi, że w ostatnich latach zaskakuje mnie swadą z jaką porusza się po wysmakowanych stylach gitarowego, rockowego grania. Już na Siódmej pieczęci, w Przeklinam cię za to, dałeś do zrozumienia, że odpowiada ci kingcrimsonowa szkoła...
Z.K. : Uwielbiam tak grać. To jest w tradycji, ale na peryferiach. Co nie zmienia faktu, że dla mnie to główny nurt rocka. I będę się chwalić: to są rzeczy trochę odważne. Niezbyt często stosowane. Mało kto gra takie interwały jak w Sado-maso piosence. Posłuchaj, co sądzą o tego typu graniu młodzi gitarzyści. Dla nich to są obce rejony... A Robert Fripp jest jednym z moich ulubionych gitarzystów. Drugim takim mistrzem gitary jest dla mnie Frank Zappa... Niedawno dorwałem trzy płyty Frippa z lat osiemdziesiątych, tytułów nie pamiętam. Okazuje się, że używając gitar akustycznych można grać z takim czadem... Mocno aranżowana muzyka, ale fantastyczna.
RAZ NA MILION LAT
Liryczna piosenka, domieszka tajemniczych brzmień w aranżacji,
ale bywa też mocniej, choć temat na pewno nie należy do obrazoburczych...
G.C. : Jest to historia wielkiej miłości, która zaczęła się od niepozornego spotkania. Mówię o tym, jak niepostrzeżenie możemy wpaść w otchłań miłości... Jak dla mnie to jedna z trzech najlepszych piosenek z tej płyty.
GRAMY DALEJ
Komputerowy rytm jako swego rodzaju kanwa... Odrobina groteski,
szaleństwa w ogólnym brzmieniu, co pasuje do atmosfery teksty, który opisuje
dość szczególną sytuację...
G.C. : Założenie było: żywe bębny połączone z elektroniczną fakturą. A Krzywańskiego czuje się w akordach...
Z.K. : A że są tam porąbane akordy, to inna sprawa. Chociaż chyba nie słychać, że porąbane...
G.C. :Miałem problem z tym numerem. Jest taki trochę głupkowaty. Nie mówię o tekście. Mówię o rytmice, którą wykombinowałem do akordów Zbyszka... Trzeba było jakiejś opowieści z zakrętem. I ona ma zakręt. Na początku wydaje się, że to zwyczajny Ibisz show, gdzie ludzie biorą udział w konkursie na najlepszą parę... A raptem okazuje się, że wśród nich jest terrorysta, który porwał dziewczynę i udaje, że z nią tańczy...
Z.K. : Niektóre sado-maso związki też chodzą na takie imprezy. (śmiech)
STRAŻNIK SNU
Uważam, że to jeden z bardziej przebojowych utworów z Masakry.
G.C. : Tak. Ale do promocji albumu bym go nie dał. Nie myślę, aby dobrze odzwierciedlał charakter płyty.
Właśnie. Jakby znać tu wasze rozterki. Te udziwnienia brzmieniowe podkładu jakby mają przesłonić fakt, że po prostu popisaliście się dobrym i całkiem łagodnym, popowo-rockowym numerem.
G.C. : To nie jest łagodzenie. To raczej szukanie równowagi. Tylko wtedy zdecydowalibyśmy się na dziesięć czysto rockowych rzeczy, gdybyśmy uważali, że akurat to są te najbardziej wartościowe. Nasza bezkompromisowość polega raczej na tym, że myślimy wyłącznie o swej wygodzie, o równowadze wewnętrznej.
Z.K. : Ja bym w ogóle tego nie klasyfikował. Po prostu jakaś część płyty... Zauważ, że wielu twórców z premedytacją dodaje coś, co jest ładne. A tu też jest ładny wokal, ładny przebieg akordów, ładny temat na gitarze...
KONIEC CZASÓW
Udało wam się tu uzyskać całkiem frapujące połączenie drażniąco
elektronicznych brzmień z akustycznymi. Jest też solo syntezatora niemalże
cytujące zagrywki Keitha Emersona sprzed lat.
G.C. : Tak, to wręcz stylizacja. Stare, dobre czasy powracają w tym utworze.
A w tobie jako autorze tekstów znów się budzi prowokator. W każdym razie jest: Nie ma o czym pisać/skończyło się/nie ma murów by walić w nie/upartym swym łbem... A może to skończyły się czasy należy odebrać jako przejaw twojego zgorzknienia, zniechęcenia?
G.C. : Tak naprawdę te czasy się nie skończyły. Skończyły się tylko w nas. A powracają dzięki coraz to innym ludziom... O tym, ogólnie biorąc jest ta piosenka. Jest też jakimś podsumowaniem moich takich samotniczych wysiłków w dziedzinie pisania tekstów. Był to rzeczywiście ostatni tekst, jaki napisałem na tę płytę... Chciałem uzmysłowić sobie, dlaczego coraz bardziej męczą mnie te nowe piosenki, które mam napisać. Dla siebie, nie - dla kogoś... Na przykład dla Justyny (Steczkowskiej przyp.wk) przychodzi mi to wiele łatwiej... To jest tak, jak się pije do lustra. Tak samo do siebie się pisze. Trzeba unieść ciężar tych wszystkich deklaracji, która ma się za sobą... Z latami kończy się w nas coś, co powoduje łatwość formułowania sądów, ale również piosenek. Do tych rzeczy trzeba dogrzebywać się coraz głębiej. Powiem ci, że właśnie dlatego długo zbieraliśmy się do tej płyty. Trzy lata dzielą ją od poprzedniej... Naprawdę nie wynikło to z tego, że miałem inne swoje zajęcia: OjDADAna, dwie płyty Justyny, płyta Antkowiaka... Cały czas myślałem, jaka ma być ta następna Republika po takiej wpadce, jaką okazała się Republika marzeń...
Też nie przekonywały mnie tamte próby połączenia elementów republikańskiego stylu ze zwyklejszą, popularną piosenką. Ale aż tak strasznie nie było...
G.C. : Ja bym to ostrzej ocenił. Z tej płyty teraz ze dwa numery nadają się do słuchania. Zapytaj mnie, czy cię kocham i Rak miłości, tam jest już pewna transowość, która mi odpowiada. A tak w ogóle od dawna jej nie słucham.
Czy należysz do muzyków, którzy chętnie słuchają własnych płyt? Bo znam takich, dla których jest to katorgą bez względu na walor nagrań...
G.C. : Po to nagrywamy, żeby sobie posłuchać. Przede wszystkim (śmiech).
Na Republice marzeń wasz basista, Leszek Biolik, był razem z tobą - współkompozytorem kilku piosenek. Czy nie obawiasz się, że to, iż nie miał wkładu w nowy materiał, będzie rzutowało na atmosferę w grupie?
G.C. : Nie. To nie jest groźne, gdy mówi się otwartym tekstem... Z początku
intuicyjnie, a potem bardzo świadomie skierowałem całą technologię powstawania
płyty w stronę Zbyszka. A Leszek wycofał się. Nawet miał coś do pokazania,
ale ja nie podjąłem tego tematu, bo przekonałem się, że zmierza w inną
stronę. Poza tym sam mi powiedział: Chciałbym się z tego wycofać. Pomyślałem,
że jak będziecie we dwóch pracować nad tym materiałem, to będzie czystszy
pod względem stylistycznym. To był jego wybór. I dzięki temu płyta rzeczywiście
jest bardziej klarowna stylistycznie. Co nie wyklucza, żeby komponował
dla Republiki w przyszłości...