Roland Bury: Pojutrze Republika wystąpi w Płocku podczas Juwenaliów. Czego możemy spodziewać się po tym występie? Czy jest to wciąż trasa promocyjna ubiegłorocznej płyty, czy może będzie to coś specjalnego?
Grzegorz Ciechowski:
To jest dalsza część trasy promującej Masakrę. Ale musze dodać, ze
teraz jesteśmy w prawdziwe olimpijskiej formie. Mamy za sobą już kilkanaście
koncertów i wydaje mi się, ze Płock jest w tym okresie, kiedy nasza forma
dochodzi do zenitu. A co do tego co zagramy - to oczywiście będzie to nowy
materiał, ale nie zabraknie tych najbardziej archaicznych naszych
przebojów. Są tez piosenki z okresu Obywatela G.C. - wiec utwory do
tej pory nie grane.
A czy usłyszymy może w końcu Moja krew?
- To jest nasza bron ostateczna. Rzeczywiście prawie nigdy nie gramy tego nagrania. A musze się przyznać, ze to jest trochę przedziwne, bo dzisiaj (rozmowa została przeprowadzona we wtorek) rozmawiałem na ten temat z Jackiem Kecikiem, który jest reżyserem koncertu w Opolu i uzgodniliśmy, ze Moja krew, będzie kończyła nasz recital. Ja powiem szczerze jakoś nigdy nie miałem ochoty do nadużywania tej piosenki. To jest piosenka nawiedzona. Powstała ona w ciągu pięciu minut (razem z tekstem i aranżacja) i myślę, ze nas nie zawsze stać na to, żeby ja wykonać. A te piosenkę, możemy wykonywać tylko na 100% - jest to sięgnięcie po ostateczne emocje. Nie wiem, czy zdecydujemy się ja wykonać w Plocku, ale już myślimy o powrocie do niej.
15 lat temu ukazała się płyta Republiki na zachodzie. Miała ona na tyle dziwny, co proroczy tytuł 1984. Nie pasuje on do polskiego odpowiednika. Czyżby Orwell?
- Tak, to było bardzo konkretne nawiązanie do Orwella.
Czy możemy spodziewać się, ze wreszcie doczekamy się tego w kraju na kompakcie?
- Jeżeli mam być szczery to ten materiał ma bardziej charakter archiwalny niz. artystyczny. I pomimo, ze wiele wysiłku włożyliśmy w te wersje angielska, to wiem teraz po latach, ze Republika dobrze działa w języku polskim. I nie jest to związane z biegłością posługiwania się przeze mnie tym językiem, ale Republika była tak związana z tymi tekstami oryginalnymi, że przełożenie ich na język angielski pozbawił tego materiału siły, która tkwiła w tych piosenkach.
Ale dla fanów, którzy stawali wtedy na głowie, by to zdobyć byłaby to niebagatelna pamiątka.
- Tak oczywiście, wiem o co chodzi. Ale ja specjalnie nie będą walczył o wprowadzenie tego materiału na rynek polski. Były nawet takie plany, ale ja wielkiego zapału nie mam.
Skoro jesteśmy przy tekstach, to w wielu Pańskich tekstach jest bardzo dużo erotyzmu, ze wspomnę choćby tylko Tak długo czekam, Sexy Doll, Śmierć w bikini czy Obcy astronom. Czy ten erotyzm jest aż na tyle obecny w Pana życiu, ze tak mocno rzutuje to na twórczość, czy może jest to celowy, dobrze skalkulowany zabieg.
- Ja myślę, ze... Pan wie, ze jest ważny. Nie można traktować piosenek oddzielnie od tego co się przezywa. Tym jest to ważniejsze jeżeli związane jest to z przeżyciami miłosnymi, a nie tylko ze strona cielesna. Kilka razy zresztą, ludzie mówili mi, ze moje piosenki towarzyszyły jemu, jego dziewczynie podczas najintymniejszych momentów - i to jest naprawdę dla mnie największa uciecha z tego, ze te piosenki powstały.
Pod koniec działalności Republiki w latach 80-tych Pańscy koledzy na festiwalu Poza kontrolą wystąpili razem z Burnelem (lider The Stranglers -przyp. autor). Zabrakło Pana, czemu?
- Republika kompletnie się wtedy rozleciała. Był to rodzaj pewnego happening. Chłopaki świetnie się przygotowali. Ja byłem na tym koncercie. I nie żal Panu, ze nie było wtedy Pana na scenie? - Ja mam swoja drogę i wydaje mi się, ze nie potrzebuje wspierania się takimi gestami.
Jako Grzegorz z Ciechowa wyskoczyl pan z takim folkiem, jakiego nikt nigdy wcześniej nie proponował. Nie jest Panu trochę szkoda, ze moda na folk przyszła (chyba razem z Bregovicem) dopiero całkiem niedawno?
- Taaaak, tak to można powiedzieć, ze trochę mi się jego udało wyprzedzić o jakieś trzy lata. Zresztą ja mam takie szczęście, ze parę razy udało mi się (chyba nawet wbrew sobie) zrobić rzeczy trochę za wcześnie. Tak samo jak uważam, ze Siódma pieczęć (płyta wydana w 1993 roku - przypomina autor) - nawiązująca swoim brzmieniem do lat 70-tych była za wcześnie wydana. Podobnie jest z Oj da da na, ale wcale nie żałuje tego, bo kiedy ona powstawała, to najbardziej ceniłem sobie takie odkrycia. A wysokie nakłady, chcąc zachować pewna trzeźwość, trzeba traktować jako dopust Boży, jako cos co mimochodem się pojawia. Wydaje mi się, ze robię tak od samego początku i dobrze na tym wychodzę.
Swego czasu przyczynił się Pan do ogromnego sukcesy Justyny Steczkowskiej. Czy jest ktoś taki następny na horyzoncie Grzegorza Ciechowskiego?
- Z Justyna już skończyłem współprace. Jej nowy podwójny album ma powstawać już bez mojego udziału. Postanowiła stanąć na własnych nogach, co mnie bardzo cieszy. A czy są jakieś plany? Tak, cały czas przymierzamy się do wspólnej pracy z Katarzyna Groniec - dziewczyna z Teatru Buffo. Mam tez plany związane z muzyka filmowa.
W Pana wykonaniu?
- Tak ja będę robił muzykę do filmu, który ma roboczy tytuł Andżelika. Jest to debiut Stanisława Kuźnika
Ostatnio Republika trafiła do Złotej kolekcji obok takich wykonawców, jak Łucja Prus, Zbigniew Wodecki czy Zdzisława Sosnicka. Przyzna Pan, ze to całkiem dwa inne światy.
- Myślę, ze każdy pretekst by udostępnić nagrania ludziom jest dobry. Bo tak jak Pan pytał o te nagrania wydane w Londynie, tak znajda się ludzie, którzy sięgną po Wodeckiego, czy Łucję Prus.
Ależ tak Panie Grzegorzu, mnie wcale nie o ty chodziło. Zdziwiłem się tylko, ze jest tok szalenie inny rodzaj muzyki w tym samym przedsięwzięciu. A sam dobór na Białą flagę jest wspaniały, mi się bardzo podoba.
- Sam go wybierałem i układałem w takiej kolejności jakbym chciał zbudować dobry koncert. I powiem Panu szczerze, ze kiedy ta płyta dotarła do mnie już jako gotowy produkt i kiedy posłuchałem tego sobie dokładnie, to pomyślałem: łaaał, no naprawdę w niezłym zespole gram.
To czasy najnowsze, na koniec, wróćmy jeszcze do najzamierzchlejszej przeszłości. Panie Grzegorzu, czy istnieją w ogóle jakieś nagrania Res Publiki, i czy maja jakąś szanse by ujrzały one światło dzienne?
- Wie Pan, ze nawet jest takie miejsce, do którego można byłoby uderzyć,
by to wydobyć. Res Publika nagrywała wtedy w radiu Bydgoszcz. Natomiast
co do nagrań, które robił Wiesiek Ruciński (założyciel Res Publiki), to
obawiam się, ze dotarcie do nich jest wręcz niemożliwe. Zresztą, co tu
dużo mówić, to był zupełnie inny świat. Teksty po angielsku, a sama angielszczyzna
z lekka głupawa, albo jakieś bochomazy toruńskich studentów polonistyki
- są to takie śmieszne, trochę głupawe rzeczy.