Nieustanne tango sygnalizuje powrót Republiki po kilkumiesięcznej - a więc w muzyce rockowej bardzo długiej - przerwie. Mimo iż nie zawiesiliście występów, eksploatowaliście utwory doskonale znane z Trójki, singli i albumu Nowe sytuacje - co zresztą od pewnego czasu skwapliwie się wam wypomina.
Zazwyczaj, gdy zespoły nieprzerwanie koncertują i co rusz wprowadzają
nowe utwory, odnosi się wrażenie, że ich repertuar się nie zmienia. My
postanowiliśmy zrobić inaczej - najpierw ograć stary program, nie zdradzać
go. Tylko kilka razy wykonaliśmy Tango, aby je sprawdzić, natomiast z
programem całkowicie zmienionym wyjdziemy niebawem na dużym koncercie.
Nie zamierzam podporządkowywać się regułom obowiązującym na wielkich
imprezach, ale - oczywiście - kiedy przedstawimy ten program, ludzie wysłuchają
go, a potem poproszą o zagranie czegoś dawniejszego, nie widzę żadnych
przeszkód, aby to zrobić. Nie odcinamy się przecież od tamtych utworów,
nie traktujemy ich jak wstydliwej przeszłości. Są one czymś, z czym się
identyfikuję i uważam za rzecz wartościową.
Publiczność przyzwyczajona jest do ciągłej obecności wykonawcy na rynku
- na listach przebojów i na imprezach - a ci, którzy są na fali, żyłują
dobrą passę do oporu. Niemożliwe, żeby harować bez wytchnienia na koncertach,
a jednocześnie pracować nad swoim rozwojem. Nigdy nie dopuszczę do tego,
bym w pewnym momencie musiał stwierdzić: Dalej nie dam rady, potrzebuję
dwóch lat przerwy. Nie chcemy skończyć się po jednej płycie - jak wielu
innych.
Wydaje mi się, że uniknęliśmy takiej sytuacji, bo nasza nowa płyta
jest na pewno ciekawsza od poprzedniej. Na tamtą patrzę dziś inaczej: jako
na pierwszy stopień, bez którego nigdzie byśmy nie doszli. Teraz przyszła
kolej na drugi, po nim - mam nadzieję - będą następne.
Nie jest jednak sekretem, iż w okresie prawie rocznego przygotowywania repertuaru i ograniczonej działalności koncertowej, utraciliście spore grono zwolenników na rzecz Lombardu, a przede wszystkim - Lady Pank.
Nigdy mi nie zależało na pozycji supergwiazdy i nigdy nie będziemy do
niej dążyć. Po drugie - jest nam na rękę, że Lady Pank czy Lombard odciągają
od nas fanów, którzy nigdy do końca nie opowiedzieli się za naszą muzyką.
My po prostu wypełniliśmy pewną lukę, istniejącą gdy startowaliśmy. Została
ona zapełniona przez zespoły zajmujące dzisiaj pierwsze miejsca w różnych
plebiscytach.
Nie napawa mnie to pesymizmem, ponieważ mam nadzieję - a przecież wciąż
dostajemy listy
- że ludzie, którzy nas rozumieli od samego początku wiedzą także,
iż nie mamy zamiaru walczyć o utrzymanie się za wszelką cenę na listach
przebojów.
Nie martwi cię więc utrata dawnej popularności?
Nie. Irytuje mnie tylko ciągłe porównywanie nas do innych zespołów.
Z uwagi na to co robimy, od początku zakładałem, że będziemy stali raczej
z boku. Nie chciałem, aby Republikę zaliczano do propozycji rozrywkowych
i komercyjnych. Tak się jednak, niestety, dzieje, bo konkurencja jest niewielka,
a wykonawcy wciąż mieszczą się w jednym worku.
Do pasji doprowadza mnie sposób myślenia, jaki chce nam narzucić publiczność
i większość krytyków: myślenia kategoriami ankiet, plebiscytów, zestawień,
notowań. Najchętniej powiedziałbym: Dajcie nam pracować w spokoju - wtedy
tylko usłyszycie coś naprawdę wartościowego.
Bez tych wszystkich przepychanek, bez listów w rodzaju: Róbcie coś
w miarę szybko, bo wariuję, gdy w klasie uważają Lady Pank za zespół lepszy
od Republiki.
(...)
Zanim porozmawiamy o nowej płycie, chciałbym abyś skomentował koszmarną jakość singla z Układem sił i Sexy doll.
Oba utwory pochodzą z dwóch różnych sesji i tą pierwszą - podczas której zarejstrowaliśmy Kombinat i Gadające głowy oraz Układ sił - uważam za nieudaną. Potworne co zrobiono z tymi utworami - brakuje mi po prostu słów. Ale nie mieliśmy doświadczenia ani możliwości wyboru realizatora. U nas, naprzykład, nie można powtórzyć nagrania, bo prawa są już komuś odsprzedane, nie ma pieniędzy na wynajęcie studia, na realizację. Utwory te są spisane na straty. Przykro o tym mówić, lecz brzmią one znacznie lepiej w wersjach koncertowych niż na płytach, a powinno być odwrotnie.
Ale nawet w radiu brzmiały one znacznie lepiej...
Prawdopodobnie dodatkowe straty powstały przy nacinaniu acetatu - nie wiem zresztą na czym to polega, ponieważ Sexy doll nagraliśmy w radio wraz z Białą flagą i Telefonami i wszystkie trzy utwory są pod względem jakości dźwięku na tym samym poziomie. Ale na singlu Sexy doll rzeczywiście wypadła nieciekawie.
Zastanawia mnie, dlaczego Biała flaga i Telefony nie znalazły się w ogóle na płycie. Były to jednak duże przeboje.
Pomyślimy o nich przy okazji albumu koncertowego, który - być może - nagramy w przyszłym roku. Nie dopatrzyliśmy by sprzedać je Tonpressowi na czas. Kiedy zostały wylansowane przez radio, było już za późno na myślenie o singlu. W sumie szkoda, gdyż nie mają one żadnej dokumentacji fonograficznej.
Na jesieni miała ukazać się w Anglii płyta Nowe sytuacje, w oparciu o wcześniej nagrane podkłady, ale z angielskimi tekstami. Sprawa opóźniła się - jak wspomniałeś - z powodów natury biurokratycznej. Czy są szanse na jej ukazanie się w najbliższym czasie?
O ile mi wiadomo, odłożono jeszcze nieco jej publikację, gdyż wypadłaby
ona w sezonie, kiedy nowe pozycje wydają najwięksi i mogłaby przejść całkiem
niezauważona. Ma się ukazać w styczniu - przed Midem.
Od strony wokalnej jest ona lepsza od wersji polskiej, ponieważ nagrywał
ją nowy realizator - ten sam, który teraz nagrywa naszą drugą płytę (Sławomir
Wesołowski). Ostateczne zgranie całości nastąpi jednak w Londynie. Trudno
ocenić mi jej szanse na rynku brytyjskim - zdaję sobie doskonale sprawę,
że wychodzi tam 200 płyt miesięcznie. Jeżeli wyda się interesująca, może
przynajmniej zostanie zauważona przez prasę. Poza tym chcemy sprzedać ją
do Francji i kilku innych krajów europejskich, a może nawet - do Australii.
Powróćmy teraz do waszej najnowszej działalności - najpierw do Nieustannego tanga. W historii muzyki rockowej pojawiały się nierzadko utwory o niewątpliwie nierockowej proweniencji - m.in. nawiązujące stylistycznie do walca lub tanga. Ostatnimi laty z dużym powodzeniem robią to Stranglers - przypomnę tylko It only takes two to tango z albumu La Folie. A jeżeli wspominam tu o Stranglers, czynię to z premedytacją, bo wiem, że ich lubisz. Nie przyjmuj tego jednak jako oskarżenie o plagiat.
Zacznę od czegoś innego. Kiedyś skomponowałem utwór Fatamorgany. Fatamorgany
muszą być, optycznie dobrze będzie nam i zaraz potem usłyszałem piosenkę
Urszuli Fatamo, fatamo, fatamorgana, natychmiast zmieniłem tytuł na Halucynacje.
Może utworowi wyszło to nawte na dobre, ale także zdałem sobie wtedy
sprawę, że zasób słów, które mnie interesują jest dosyć ograniczony. Wtedy
postanowiłem sobie: nie będę świadomie rezygnował z użycia jakiegoś słowa
tylko dlatego, że ktoś, gdzieś, w pewnym kontekście - nawet muzycznym
- zastosował je wcześniej. Tak się robi, gdy nie jest się do
końca przekonanym o swojej oryginalności lub gdy nie chce się być posądzonymo
plagiat.
Jeśłi zaś chodzi o Tango, między nami a Stranglersami nie ma powiązania
- mam tu na myśli jakiś bliski związek, bo dalekie fascynacje są. Powiem
ci szczerze: ja również bardzo lubię utwór It only takes two to tango,
lecz w żaeden sposób nie wpłynął on na mnie tak, że kiedy go usłyszałem
i ja też postanowiłem napisać tango. Nieustanne tango jest całkowicie
moim utworem.
Dla tych, którzy Republikę utożsamiali z dawniejszymi utworami, było to zapewne spore zaskoczenie.
Jest to na pewno jeden z dziwniejszych utworów, choć im dłużej nagrywamy płytę, coraz bardziej dochodzimy do wniosku, iż każda kompozycja przynosi tak różną dawkę muzyki, że gdybyśmy zaproponowali co innego, efekt byłby podobny. Teraz, kiedy dochodzi do konkretnej realizacji, celowo rezygnujemy z wielu pomysłów. Jest ich wystarczająco dużo jak na jedną płytę - resztę zostawimy na później. Myślę tu na przykład o saksofonie czy o większej ilości instrumentów klawiszowych.
Druga płyta podobno będzie trudniejsza w odbiorze i trochę obawiasz się, jak zostanie przyjęta...
Po prostu obawiam się, że wiele rzeczy zawartych w utworach może umknąć
uwadze tych, którzy wyłącznie słuchają radiowych przebojów dla przyjemności.
Niektóre kompozycje są skonstruowane tak, iż wymagają spokojnego wysłuchania
- nie takiego z przytupywaniem. Całość jest bardziej przemyślana pod względem
muzycznym, w kilku zaś utworach znajduje się parę - nazwijmy to - załamań
muzycznych, dyskwalifikujących je jako przeboje. Podporządkowane sąone
tekstom - temu, co chcę w nich wyrazić.
Ale tak naprawdę, trudno mi przewidzieć przyjęcie ich przez słuchaczy.
Może będą one odbierane podobnie jak utwory z pierwszej płyty. Różnie to
bywa: kiedyś spodziewałem się raczej dobrych recenzji i chłodnego przyjęcia
u publiczności, tymczasem stało się akurat inaczej.
Niemniej dzisiaj wiem, że jest to dobra płyta. Bez względu na wszystko,
na to, co uważa się za wykładnik sukcesu - zawarty na niej materiał nie
straci na wartości. Republika uczyniła wielki krok naprzód.