Totart

BURDEL

***

czesc 6

.

***

Wolny Magazyn Autorow Maæ Pariadka - Nr 1/1999

WIELKI WYLEW TYMONA

MUSIALEM OBSZCZAC TO TERYTORIUM

Kiedy zaczales grac na kontrabasie?

W 1988 roku. To bylo wtedy, gdy mieszkalem w Osowie z Mikolajem Trzaska. Sluchalismy jazzu, odnalazlem free jazz. wydawalo mi sie, ze to ja sam wymyslilem sobie, ale potem okazalo sie, ze ktos byl przede mna. To wlasnie dzieki Totartowi wszystko sie dzialo, pozniej sie uniezaleznilem od Totartu, zaczalem robic swoje projekty, mysle, ze zlapalem wtedy jakas taka charyzme. Zaczalem ludzi, Mazolla miedzy innymi, Mikolaja przekabacac, troche manipulowalem chlopakami. Bylem mocno oczytany, mialem power zwiazany z wiedza, tysiacem ksiazek, ktore wtedy lykalem po prostu z dnia na dzien. Przy okazji znow przydal sie Totart, ktory mnie zainspirowal i pokazal mi mechanizmy manipulacji na scenie. Przez 2-3 lata gralismy jakies fryty, ludzie uciekali z koncertow, po czym stwierdzilem, ze to jest bez sensu, ze nie nauczymy sie grac jezeli nie zabierzemy sie za porzadne granie typu standardy. Gralismy standardy, uczylismy sie grac od poczatku, jak wszyscy, jak Coltrane. Stwierdzilem, ze kontrabas musze opanowac, ze nie bede jak po tablicy czarnej sie poruszac, ze musze sie nauczyc, co to sa za dzwieki. Zaczelismy zagrzebywac sie totalnie w inny kierunek, niemal w akademizm. Nie taki akademizm totalny, bo ja chodzilem z irokezem i spiewalem numery typu ,,walilem konia mojemu ojcu" w formie bluesa slaskiego, l tu przypomina mi sie slynna historia, ze Mozdzer pojechal z nami do Poznania po raz pierwszy na koncert, l gramy te standardy, gramy, gramy sobie cos tam, ludzie nas nie sluchaja totalnie, maja nas w dupie, wiec ja zarzadzam w drugim secie zestaw zupelnie inny, gramy tu jakis punkrockowy numer, jakis hardcore'owy, zaczynam krzyczec, oczywiscie matka, ojciec sie pojawiaja, totalnie szargani. l Mozdzer opowiadal, ze byl przed koncertem u spowiedzi, to byla niedziela, a ja spiewam: "walilem konia memu ojcu, jebalem twoja matke, yeah" itd., na ostro. A on: "O Jezu, gdzie ja jestem. Ja sie dzisiaj spowiadalem". Po prostu byl zalamany. A ja po prostu lecialem takim groovem, ktory gdzies tam we mnie caly czas jest, groove podzielenia na goscia, ktory niesie spokoj, harmonie i milosc, a z drugiej strony - idiote, blazna, nihiliste. To taka druga, destrukcyjna strona w czlowieku, moze nie ta, ktora kaze sie zacpac na smierc czy zakatowac konkubine czy pierdolnac z kopa psa, ale jednak taka sila, ktora kaze na scenie sie miotac, bo to jest taka dwuznaczna dzialalnosc. Raz sie jest po tej stronie, raz po tamtej. l tak pare razy lecialem w tym jazzie, az wreszcie w 1992 chyba roku, to bylo w tym samym czasie, kiedy robilem te akademickie dzialania z Miloscia, pomyslalem sobie, ze warto by tez moze wrocic to progresywnego etapu, z ktorego wyskoczylem w roku 1987, bo natknalem sie na sciane niemoznosci moich kolegow, ktorzy nie byli w stanie robic numerow trudniejszych niz 10 czy 20 funtow. Bywalo tak, ze kolegom ustawialem sztywne palce. Nazywalismy to syndromem trupa, sztywnych palcow, pokazywalem: "Teraz taki akord, teraz taki", ale to w ogole nie zdawalo egzaminu i gralismy z czapy cale koncerty. Mialem totalna koncepcje innej muzyki, ale trzeba to bylo zapisywac. Cafe dnie w Osowie, na nowo sie uczylem nut. Kiedys chodzilem przez pare lat do ogniska muzycznego, ale nic nie pamietalem i musialem sie uczyc na nowo nut. Widzialem kiedys program o Komodzie, gdzie wdowa po nim mowila: "Krzysiu mial tu takie oloweczki, temperoweczki. On sobie tutaj pisal, tak sobie na boku komponowal". A ja mysle sobie wtedy: "kurwa, ja tez bym tak chcial!". Wiadomo: jestem Jezusem, jestem Mickiewiczem, wiec naucze sie nut. Nauczylem sie tych nut, oczywiscie trwalo to troche i jak krew z nosa szlo na poczatku, prosta fraze, jedno zdanie muzyczne zapisywalem dwa dni, ale udalo sie. Po paru latach bylem sprawnym w miare skryba i juz notowalem trudne rzeczy, potem zaczalem pisac kwintetowe miniaturki rozne. W tym samym czasie zaczalem robic Kury i to byl taki moment, kiedy z tego wyszedlem, kiedy stwierdzilem, ze nie mozna tego zapisywac. To byly idee ni to beefheartowskie, zappowskie, crimsonowskie. Wtedy wlasnie wkroczylem na terytorium improwizacji, musialem obszczac to terytorium, poznac je, wiedziec o co w ogole chodzi w improwizacji, nauczyc sie improwizowac w roznych konwencjach. Potem wrocilem do techniki aranzacji, ale juz na wyzszym poziomie i Kury daly nam ostro w kosc, bo dwa i pol roku cwiczylismy bardzo trudne numery. Przez pol roku aranzowalismy jeden numer po zappowsku, na przyklad "Majteczki", ktore charakteryzowaly sie microtime'ami. To takie dzwieki a'la Lutoslawski: cwiercnuty z paroma kropeczkami. To bylo ciekawe doswiadczenie, ktore tez mi sie znudzilo. Pierwsza plyta byla bardziej progresywna, ale element zlewu tam istnial. Kiedy nagralem Kury czulem, ze na ten czas byl to fajny akcent eksploatowania okresu jazzowego, aczkolwiek zastanawialem sie zawsze nad jedna rzecza i to moze was zainspirowac, bo mowienie o muzyce, raczej nie inspiruje. Gadanie o muzyce od kuchni moze nie inspirowac kogos kto muzyki nie robi, ale aspekt bardziej uniwersalny jest taki, ze staralem sie caly czas podchodzic do robienia muzyki w sposob totalny, ze chce byc wszystkim, a jestesmy tylko tym, czym mozemy byc. Podoba ci sie Zappa, Gandhi, mowie o roznych postaciach, ktore cie inspiruja, a w sumie czlowiek jest tym kim jest, nawet wiecej - jest kims kim nie jest, jest taki bardzo od A do Z. Punkowiec slucha sobie Zappy i mowi: "Zajebiscie lubie Zappe". Ale kiedy odniesie sie to do wszystkich sytuacji zyciowych, artystycznych itd. - nie slychac, ze on tego Zappe kocha, bo gra tylko te swoja biedna muzyke. Oczywiscie to nie musi byc punk, to moze byc jazz w mundurku. Oczywiscie sa goscie typu Biafra czy na przyklad Beastie Boys, ktorzy sobie radza. Humor duzo zmienia, humor jest kluczem, jest wykroczeniem samym w sobie. Przyjazd do stacji Humor oznacza specyficzny etap w rozwoju psychiki, dojrzalosci czlowieczej. Mysle, ze na humor trzeba sobie ostro zapracowac, zeby zlapac dystans do tego, co sie robi i zdjac ta powazna maseczke z twarzy. Czulem, ze nie moge tego zrobic, ze jestem niby zlewusem, ale te rzeczy sa powazne, albo jestem jazzmanem, albo jestem barokowy i lece w takie nadformy. Kiedys mi to Sajnog fajnie powiedzial, bo napisalem jakies wiersze nadformiczne, a on mowi: "Co ty kurwa napisales? Przeciez to jest nic, o czym ty tutaj piszesz?". Faktycznie, formalnie wszystko fajnie ale - koturn. l zaczalem sie coraz bardziej dobijac do glebszych pokladow, potem mialem taki okres, ze rozstalem sie z zona i bardzo cierpialem, ciezko bylo, pojawil sie okres chlania wody i wachania bzdur przez chwile, po czym wlasnie natrafilem na okres trupowy. Zaczalem grac prostego rocka, ktory cechowal sie uduchowionym przekazem, aczkolwiek muzycznie byla bardzo prosty. Znowu wrocilem do dwoch funtow i stwierdzilem, ze to jest swietne, ze to jest zajebiste, ze warto ten kanon znowu odswiezyc. Przy okazji pojawil sie szatanski pomysl dotarcia, dogrzebania sie palcem galarety mozgu, jak to kiedys opisalem w jakims wierszu: ,,A gdyby tak oczy do wewnatrz wywrocic, zzuc skore lub tylko wywrocic na nice, dogrzebac sie palcem galarety mozgu". Wlasnie chodzilo o to, zeby trafic do takiego siebie, ktorego ja w ogole nie znam, albo ktorego sie wstydze, zeby cos takiego zrobic, zeby sie tak jakos calkowicie zanegowac. Szatanski pomysl byl taki: C-dur, G-dur, 2 funty, gitara ogniskowa, teksty totalnie glupie, takie, ze po prostu wstyd mi za nie. l bylem tym zachwycony, po prostu czulem, ze wreszcie wyrazilem takiego siebie, oczywiscie bylo to zenadne i bolesne.

Ale czy to w pewnym sensie nie byl znowu Totart?

Byl, ale...

To byl twoj Totart...

Wydaje mi sie, ze to jest taki Totart nasz codzienny, Totart z krzyzem na plecach, Golgota totartowa. Chodzi o to zeby caly czas sie obnazac, tak sie wytlaczac. Zawsze jest jakies inne dno, ktore czlowiek odkrywa. Odkrywalem przyjemnosc w tym, zeby sie obnazac przed soba. Moze przy okazji to ktos odbierze jako klucz do swojej wlasnej osobowosci. Poczulem, ze to jest wlasciwy kierunek, ze nagle robisz cos totalnie przeciwnego swoim idealom. To tak jakby punk-rockowy gosc, jakis bardzo inteligentny facet, smietanka punk-rocka zrobil plyte disco-polowa i to na powaznie, totalnie powaznie. Spiewa na niej teksty polityczne, totalnie zaangazowane, tylko muzyka jest umcia, umcia. Totalny anty-systemowy stuff. To jest miazga, to jest dla mnie miazga i mysle, ze najlepsi robia takie rzeczy, goscie, ktorzy naprawde nie maja wstydu. A raczej maja wstyd, bo wszyscy mamy, ale sa w stanie grzebac w sobie i szukac. To dla mnie bylo oczyszczajace doswiadczenie. Mysle, ze tak jeszcze daleko nie pojechalem z ta wiwisekcja i polowa tekstow bylem przerazony w ogole. Uwazalem, ze to sa jakies arytmiczne sprawy, nie wiedzialem w ogole o co chodzi. Polowa tekstow byla pejoratywna, pisalem o Polakach z wasami. Czesc to byly przesluchy zwykle: siedzisz sobie w aucie i wrzucasz kasety disco-polowe, bo sobie specjalnie dla jaj puszczami slyszysz, ze tam laska spiewa czy facet spiewa: "Wakacyjna dziewczyna..." a ty: "...katy mi obsrywa" dodajesz, wszyscy leja samochodzie. Albo ktos spiewa: "Biala mewa...", a ja: "...goni czarna mewe" i juz sie pojawil motyw szatana. Albo ktos spiewa cos, a ty niewyraznie slyszysz co to jest, ze " smierdzi mi z ust." . " Kurwa chlopaki, smierdzi mi z ust. "Tymon ty zawsze ,wymyslisz cos wstretnego". A ja juz wiem: robie to. A potem wszyscy "0 Jezu, czemu nie?". Czesc tekstow powstala w ten sposob, a czesc to byly rzeczy w ogole podswiadome, np. nie mam jaj i w ogole nie wiem,co to jest, o co tu chodzi. Przyjdziesz do domu i piszesz: "Ajajaj, nie mam jaj". Ktos mowi: "No tak, robisz jaja z reggae". No tak, ale to jest glebsze, to jest troche na zasadzie smiania sie z samego siebie, bo dochodzisz do rzeczy wstydliwych, nagle pokazujesz dupe, nie wiesz o co chodzi, ludzie sie smieja, wyzwalaja sie poklady blaznowania.

TOTALNE MARZENIOWE LOTY

Jak sie czujesz w rzeczywistosci kapitalistycznej? Tyle mowiles o tym, jak byc artysta, a teraz - trzeba wystepowac, trzeba brac kase, trzeba gadac w telewizorze, trzeba cos nagrac, trzeba sie sprzedawac - po prostu. Bo chyba jestes gosciem, ktory z tego zyje?

Zyje z tego, oczywiscie.

Wiec jak to bylo? Kiedy to sie zaczelo. Czy nie miales ciagotek, zeby pojsc na latwizne i robic rzeczy pod publike?

Muzycznie nigdy nie mialem takiej mozliwosci, poniewaz bardzo ciezko przychodzi mi robienie tego, czego nie lubie. Probowalem to robic dwa, trzy razy w zyciu i zawsze mialem bardzo zle doswiadczenia. Raz gratem z Namyslowskim w kwartecie, w Berlinie. Totalny rzyg mnie ogarnial i nie bylem w stanie tego przeforsowac. Jezeli czegos nie czulem, to nie moglem w to w ogole wchodzic. Oczywiscie jezeli chodzi o kase, moja swiadomosc sie zmieniala i moje pojecie niezaleznosci oraz wolnosci, jezeli chodzi o te rozne wyrokowania: artysta - pieniadze itd. sie zmienialo na przestrzeni ostatnich lat.

Ale kiedy sie zaczelo myslenie takimi kategoriami?

W 1992 roku pojechalem jako biedny muzyk, ktory juz mial za soba jakies sukcesy, ale generalnie mial przy sobie 20 zlotych, pojechalem na impreze do SARP-u na Foksalu w Warszawie. Byly tam jakies sobowtory, Kwasniewskiego i innych. Bylo tez paru oryginalow, mianowicie Urban, Szapolowska, Kryszak, za ktorym chodzilem najebany. Mowilem: "Panie Andrzeju, bardzo mi sie pan podoba i pana zlewy z Walesy". On sie nazywa Jerzy w ogole, co sobie skojarzylem dopiero pare godzin pozniej, on sie w ogole bal mi odpowiedziec cokolwiek, myslal, ze ze mna jest cos nie tak. A ja parskalem smiechem jak go widzialem. "Panie Andrzeju...", kurwa, Jerzy Kryszak. A on cos gadal: "Dziekuje panu, dziekuje". W ogole zero: "Jestem Jerzy" czy cos, a ja "Panie Andrzeju, zajebiscie", klepie go. Taki duzy facet go wali, moze sie bal. Pamietam, ze najbardziej na tej imprezie wkurwil mnie na maksa jeden z moich dawnych kumpli. Niestety jestem pamietliwy troszeczke.

Ale inni zaczeli...

No, zaczeli zyc... Pamietam, ze niektorych troche krytykowalem w rozmowach z przyjaciolmi. Maciek Chmiel mi powiedzial fajna rzecz kiedys, bo mowilem: "Kurcze, oni sie troche prostytuuja, to bez sensu", a Chmiel do mnie mowi: "Wiesz co, nie masz do konca racji, bo moze oni sa jacy sa, sa powierzchowni, robia to co lubia i to jest ich sztuka - byc rewiowymi artystami. Pomysl o tym, ze sa goscie, ktorzy maja 18 lat i wydaja fanziny za pieniadze mamy i mysla, ze sa niezalezni, a sa goscie, ktorzy graja w Irze, maja dlugie wlosy, sa wiesniakami ale zyja z tego co lubia i to lubia naprawde". Ja mowie: "No, masz racje, jest taki aspekt". l w tym momencie zmienilem troszeczke punkt widzenia. Ktos na przyklad moze nie miec kasy i byc niedowartosciowanym artysta, ktory duzo umie i duzo wie, ale jest totalnie stlamszony i jest w koleinie. l niektorych kumpli udawalo mi sie zawsze wybronic mentalnie. Ale nie wszystkich - z niektorymi mialem gorzej. Jeden z nich na przyklad na tej imprezie w SARP-ie mnie normalnie stamtad wypchnal, wypchnal mnie z imprezy. Mowi do mnie: ,,A, ty glupi, kurwa mac, zadnych kumpli stary, spierdalaj". A ja mysle sobie: ,,Kurwa, 20 zlotych mam w kieszeni, bieda totalna. Ty chuju, czekaj, nie zapomne ci tego". Zawsze staralem sie, zreszta Bowie mi to tez powiedzial, ale to wiedzialem akurat sam, zadnych gowniarzy nie traktowac z gory, zadnych. Wiem, ze ten gowniarz moze za pare lat byc albo geniuszem, albo bardzo madrym gosciem. Nie wiesz z kim rozmawiasz, a to moze byc bardzo madry gosc, ty mowisz "Spierdalaj gowniarzu" a on cie jutro zasztyletuje mentalnie albo fizycznie. Dlatego trzeba zawsze z szacunkiem do kazdego sie odnosic, bo nie wiadomo kim naprawde jest. Nawet jezeli jest glupkiem moze stac sie madry. Zawsze mnie intuicja uczyla szacunku do wszystkich ludzi. Ale jest tak, ze jak jestes gosciem z tych dolow spolecznych, gosciem z rynsztoka, z undergroundu, albo jestes gosciem z telewizji, jest miedzy wami roznica. Ten gosc z telewizji coraz bardziej traci kontakt z problemami spolecznymi, z roznymi problemami, z zydem. Jak slucham sobie Stinga, to mam wrazenie, ze jego ostatnie plyty sa troche slabe, bo jego ostatnim problemem jest to, ze szoste dziecko na przyklad zabkuje, albo kafelek odpadl od basenu. To jest problem. A jezeli masz problemy typu, ze masz cztery banki rachunku do zaplacenia, a my takie problemy mamy wszyscy, ja tez mam takie problemy, to jest cos co inspiruje, bo ciagle sie czlowiek martwi. Kiedys Bowie mi opowiedzial historie, ze gral z gosciem, co sie nazywal Albert King, mial 2 m wzrostu, potrafil przypierdolic wioslem komus w zeby, jak cos nie pasowalo mu w aranzach Bowie bardzo staral sie nie wejsc z nim w konflikt. Koles gral na koncu koncertu numer "l don't have a cent to pay the rent but still l'm gonna play for you" - nie mam centa, zeby zaplacic za czynsz, ale zagram ci jeszcze bluesa. Wtedy sie wszyscy zawsze rozczulali, wyciagali gany i napierdalali po suficie ze wzruszenia, w tym momencie wszyscy sie chowali pod instrumenty i Bowie mowil, ze wtedy jedyny raz dostal wpierdol, bo schowal sie pod organy, a tam juz perkusista siedzial i mu wyjebal. Wlasciwie tutaj podwojna puenta, bo mi chodzilo bardziej o ta puente, ze zawsze ludzi wzrusza historia o tym, ze nie ma sie czym zaplacic za czynsz. Ja mysle, ze bardzo wazne jest nie stracic kontaktu z realnymi problemami. Ja od czterech lat zyje z grania. Praktycznie sa to nieduze pieniadze, gdzies tak od dwoch lat zarabiam ok. 25 baniek miesiecznie, mam ok. 300 baniek do chodu rocznie, strasznie biegam, ganiam za tym. Pierwszy stres typu ,,0 Jezu, co teraz?" mialem dopiero jak sie urodzilo moje dziecko, 9 miesiecy temu. Przedtem bylo tak, ze kasa pojawiala sie i to byla radosc, bo robilem co chcialem, robilem sztuke, robilem swoje totalne marzeniowe loty i przy okazji zarabialem kase za to, bo sie uwijalem dookola paru rzeczy naraz. A ze fuksem mam pare talentow, robie to i to i tak mi sie zawsze udawalo klecic, ze mialem zawsze troche koncertow, albo w jazzie albo w innym klimacie. Raczej mi wszechstronnosc pomagala w zarabianiu kasy niz cwanosc. Chociaz na pewno jestem w stanie zakrecic sie dokola wlasnych interesow, nie przecze. Mowia, ze malpa, 1968 rocznik, jest bardzo przebiegla, wiec mysle, ze jestem w stanie tak zrobic, zeby jakos wszystkich, no moze nie wyruchac, ale zamydlic im oczy. Jestem przebiegly. Jezeli chodzi o sprawy kaski i przelozenia sztuki na kaske, to pomyslalem sobie po raz pierwszy z lekiem o tym, kiedy mialo sie urodzic moje dziecko. Pomyslalem sobie: "O Jezu, co teraz bedzie?" Totalny stres, balem sie, ze skoncze jako grajek na weselach. A zreszta to jest pol biedy, bo to jeszcze mozna jako jaja brac, zawsze sobie mozna urobic, potrafilbym to zrobic jako ideolog. Gorzej zrobic plyte bardziej nosna, pojsc z nia do duzej wytworni. Kumple robili kariery, nie bylo mozliwosci tak ladnie sie sprzedac? Wiesz, zawsze jest taki zal, bo jezeli macie poczucie wlasnej wartosci, jestescie normalnymi, zdrowymi, madrymi ludzmi, nie wiem, jak u was bylo, w waszym procesie rozwoju, ale ja od dziecka czulem, ze jestem wyjatkowy i moglbym byc gwiazda rocka albo gwiazda polityki. Mysle, ze generalnie jest to doznanie moze 1/3 spoleczenstwa czy w ogole ludzkosci, tylko, ze u wielu ludzi jest to albo stlamszone albo, tak jak leworekich zajebia, zeby pisali prawa reka, albo mamusia albo tatus umniejszy, albo w domu dziecka przerobia -zawsze nastepuje udupienie. Ja akurat mialem ten plus, ze moj stary dawal mi duzo przestrzeni, bardzo czulem, ze mnie kocha, daje mi duzo przestrzeni i wierzy we mnie i tez mnie nie zmusza ani nie kontroluje. Czulem, ze wyrastalem w tym jego niekontrolowanym przyzwoleniu. Mysle, ze generalnie wszyscy mamy podobne mozliwosci, mozemy stac sie kim chcemy. Z drugiej strony jest klimat glodnego ducha, jak to sie mowi w buddyzmie, czyli kogos, kto jest totalnie nienasycony. To jest aspekt kazdego czlowieka. Mowi sie o wszystkich swiatach, ktore wspoltworza rozne aspekty rzeczywistosci, o swiatach bogow, polbogow, asurow, glodnych duchow, pretow, ludzi, zwierzat. W jakims sensie sa to swiaty symboliczne, a w jakims sensie sa realne. Na pewno realnie mozna zobaczyc to, co sie dzieje w Afryce, swiaty glodnych duchow, a mozna tez zobaczyc to symbolicznie, w sobie, rozne swiaty jako aspekty naszej osobowosci, aspekty: gwalciciela, mordercy, mnicha, medrca, glupca itd. Te wszystkie swiaty nosimy w sobie i praca na cale zycie jest kontaktowanie sie z tymi aspektami i podanie aspektom glodnym tego, czego one potrzebuja, czyli powiedzmy dziecku w sobie - milosci. Troche to brzmi psychologicznie, po santorsku, ale w jakims sensie jest to prawda. Wszyscy potrzebujemy czegos i morderca tez potrzebuje czegos, morderca w nas. Tlamszenie wszystkich swiatow jest dla mnie nieracjonalne, wiec powiedzmy, ze kazdy z nas ma aspekt ambicjonalny i albo jest z nim skontaktowany albo nie jest. Ja na przyklad mam chora ambicje i cale zycie marzylem, zeby byc gwiazda, rocka na przyklad.

Wiec czemu nie idziesz w strone, ktora ci zagwarantuje obecnosc w mediach co drugi dzien, obecnosc w kazdej stacji, sto plyt i bialego cadillaca?

Moge powiedziec, ze kontroluje to, ze nie wale konia, albo raczej, ze wale go, ale nie dowalam do drzyzgu, ze jestem taki madry, ale prawda nie jest taka prosta. Ja mysle, ze jestem za ciezkim stuffem, ja jestem takim razowcem, to jest nie do zgryzienia dla ludzi. Mysle, ze przekaz, ktory wrzucam jest troche za ciezki, to po prostu jest za prawdziwe troszeczke.

Jak chcesz byc gwiazda to cos za cos.

Wlasnie, a ja chyba nie moge.

Moze nie dajesz dupy bo jestes za cwany, chcesz sie drozej sprzedac?

Moge powiedziec uczciwie o sobie, ze to mi nie przejdzie przez gardlo. Bo nie moge powiedziec, ze ja przewiduje wszystko, raczej wole powiedziec, ze mam dobra karme i ze nie jest mi dane w takich sytuacjach zaistniec, bo nikt z nas nie jest za madry, zeby czasami nie wpakowac sie w kolaboracje. Nie wiem, czy mozna powiedziec z czystym sercem: "Nigdy nie dalem dupy". Moze na czwarta czesc cala chuj sie wkradl do dupy kazdego z nas. Albo poczulismy cien chuja i poczulismy w sobie przyzwolenie ,,tak,niech on wchodzi".

Ale sa faceci szczegolnie w tej branzy, ktorzy stoja bez gaci, wypieci i czekaja.

Jak powiedzialem, trudno mi powiedziec tak po biblijnemu, ze OK, jestem niezalezny, ja rzucam kamieniem w kazdego z was. Uwazam, ze to jest sprawa cienkiego lodu. Moze dla niektorych ludzi jestem komercyjny, juz dalem dupy. Dla mnie niezaleznosc mentalna, finansowa czy rynkowa to nie fakt, ze sie nie sprzedaje, ze dystrybucja jest niezalezna - to raczej punkt widzenia mojego wspolnika. Dla mnie niezalezne jest przede wszystkim to, co mowie i mysle. Jezeli sam to sobie cenzuruje, jezeli sam ustalam co chce powiedziec, to jestem wolny, prawda? A gdzie to puszczaja i ile za to biore kasy, to jest dla mnie nieistotne. l to staralem sie sobie dlugo wytlumaczyc, bo cale zycie myslalem, ze kasa jest nie w porzadku, ze nie powinno sie brac kasy np. za duzo, bo to nie wypada. Ostatnio zaczalem zmieniac myslenie, przede wszystkim dzieki takim gosciom jak Tomek Gwincinski. Mowili mi: "Stary, mantruj na kase, powiedz sobie tak: wielka sztuka, wielka kasa". Czemu nie? W sumie jezeli jakis idiota Picasso moze zdobyc wielka kase, to ja tez moge. Nie mowie, ze on jest idiota w ogole, mowie, ze jest takim idiota jak ja. Lennon, wiesniak, robotnik z Liverpoolu, ktoremu smierdzialy nogi powiedzial: "Jezeli istnieje geniusz, to ja nim jestem". Kim byl Lennon? To byl wasz i moj brat, po prostu kumpel Lennon i on sie potem stal kim chcial, ale to byl jego lot, przeczytal sobie Joyce'a i powiedzial: "A to moj wujek". Chodzi mi o to, ze - juz pierdole - swiat nalezy do tych gosci, ktorzy sobie biora z drzewa, a nie tych, ktorzy stoja pod drzewem i zastanawiaja sie czy ono do nich nalezy, czy to mozna zrobic czy nie mozna i potem nagle okazuje sie, ze wypadaja im zeby, ramiona slabna i padaja takie Kafkowskie historie. Wracajac do kasy to zaczalem sobie w ostatnim roku powtarzac, ze w sumie jezeli to jest kwestia kreacji, to robie wielka sztuke, robie niezalezna sztuke i zarabiam za to kase. Czemu nie? Staram sie badac co jest bezpiecznym, a co grzaskim gruntem, gdzie daje dupy, gdzie nie. Najwazniejsze jest to, zebym mowil to, co mysle i zebym mowil to wszem i wobec, dokladnie tak jak chce, zeby kazdy mogl ode mnie oczekiwac najlepszego i najgorszego. Bo tylko to jest w porzadku. Jezeli to komus pomaga, moge to powiedziec w kazdym miejscu od kosciola po dziennik telewizyjny. l zaraz zgarnac 80 baniek.

ciag dalszy

.

Zrobione przez: TylkoPolskiRock Webring